poniedziałek, 17 czerwca 2013

1.The Sacrifices We Make

Bella

-Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? - zbyt kobiecy głos mojego przyjaciela zapytał mnie, wydawało się, że po raz milionowy, odkąd przekroczyłam próg klubu nocnego, w którym pracował.
-Nie, nie jestem pewna Louis, ale muszę. Więc przestań mnie pytać, za nim przez ciebie zmienię zdanie i wylecę stąd, jak jakiś mięczak, którym, oboje wiemy, naprawdę jestem - warknęłam do niego.

Nigdy nie brał mojego dramatyzowania zbyt osobiście, ponieważ on sam odpłacał się pięknym za podobne.

-I naprawdę jesteś gotowa oddać swoje dziewictwo komuś totalnie obcemu? - Jego nieustanne wypytywanie powoli zaczynało mnie drażnić.

Wiedziałam jednak, że to tylko dlatego, że mnie kocha i chce być pewien, że wszystko przemyślałam. Przerobiliśmy wszystkie plusy i minusy bardzo dokładnie i nie sądzę, byśmy coś pominęli lecz nadal martwiło mnie nieznane.

-W zamian za życie mojej matki? To wszystko wydaje się niewielką ceną - powiedziałam, podążając za nim w dół ciemnego korytarza, który prowadził do "półświatka" klubu, w którym pracował.

To miejsce, w którym moje życie się zmieniło. Nie było odwrotu.
Moja matka, Maria, była śmiertelnie chora. Od urodzenia miała słabe serce, którego stan pogarszał się z biegiem lat. Rodząc mnie, prawie umarła, ponieważ wciąż dochodziła do siebie po wielu innych operacjach i niezliczonej ilości procedur. Teraz nie było mowy o powrocie do normy. Jej płomień gasł zdecydowanie zbyt szybko. Była tak słaba i krucha na tym etapie jej prawie nieistniejącego życia, że mój ojciec, George musiał zrezygnować z pracy by zostać w domu i opiekować się nią. Wiem co teraz myślicie i, tak, Hospicjum byłoby dobrym pomysłem... Ale mój ojciec nie mógł znieść myśli, że obca osoba opiekowałaby się jego ukochaną. Po prostu nie dało się go przekonać, by było inaczej. Tak więc wziął to zadanie na siebie.

Oczywiście rzucenie pracy oznaczało, że nie mógł  mieć dłużej ubezpieczenia zdrowotnego. Z chorobą mojej matki i ojcem będącym bez pracy byliśmy zmuszeni żyć wyłącznie ze skromnego konta oszczędnościowego, które udało mu się zachować. Więc zakup ubezpieczenia zdrowotnego był luksusem, na który moi rodzice nie mogli sobie pozwolić. Choroba Marii rozwinęła się do tego stopnia, że niezbędna była transplantacja serca, by mogła żyć dalej.

Obserwowałam mojego ojca dzień po dniu. Fizycznie tracił wagę, lecz troska o zdrowie żony, przysłaniała troskę o jego własne. Cienie i worki pod jego czerwonymi oczami były oczywistą oznaką tego, że nie spał tyle, ile powinien. Ale przy mojej matce zawsze robił dobrą minę do złej gry. Ona pogodziła się ze swoją bliską śmiercią, lecz ojciec... On wciąż miał nadzieję. Problem w tym, że jego nadzieja malała z każdym dniem. Oglądanie jej umierającej każdego dnia bardziej, zabijało go od środka. Myślę, że kawałek jego duszy odchodził z każdym jej kolejnym.

Przyszłam do niego jednej nocy, kiedy moja matka już spała. Siedział osunięty w swoim fotelu, jego głowa i ramiona drgały od bezsilnego szlochu. Nikt nie miał go zobaczyć w takim stanie. Poza mną. Nigdy wcześniej nie widziałam go tak przygnębionego. To dokuczliwe uczucie, które nieustannie targało moim sercem, mówiło mi, że kiedy moja mama umrze, ojciec wcale nie będzie dalej żyć. On dosłownie umrze z rozpaczy. Nie miałam co do tego wątpliwości.Musiałam coś zrobić. Rozpaczliwie chciałam to naprawić. Sprawić, by było im lepiej.

Louis był moim przyjacielem. Moim bardzo ekstrawaganckim przyjacielem gejem. Zawsze mówiłam mu o wszystkim, więc był świadomy mojej sytuacji. Desperackie czasy wzywały do desperackich kroków, a po ujrzeniu, jak bardzo byłam zdesperowana, Louis powiedział mi w końcu o szokującym interesie, który był prowadzony pod klubem nocnym.

James, właściciel wyżej wymienionego klubu był jednym z tych, można powiedzieć, napastliwych przedsiębiorców, którego nazywałam Natrętnym Kretyńskim Alfonsem**, albo  w skrócie Szatanem. W zasadzie on prowadził handel niewolnicami. Wiem, o czym teraz myślicie, lecz mam na myśli inną formę niewolnic - niewolnic na tle seksualnym. Mimo to, ten rodzaj jest tak samo okropny, jak pozostałe, moim zdaniem. Z tego co wiem, większość kobiet, w tym ja, robi to dobrowolnie, podczas gdy inne są coś winne James'owi, a sprzedanie się było ich ostatnią deską ratunku, by go spłacić.

Jak mówiłam, Natrętny Kretyński Alfons.
Boże, on przyprawia mnie o mdłości.

Louis powiedział mi, że klienci to zwykle mężczyźni, którzy mają tyle pieniędzy, że nie wiedzą co z nimi zrobić. To było, jak zdanie się na los: mogłam skończyć u kogoś miłego i łaskawego lub u totalnego tyrana lubiącego dominować nad swoją własnością. A jeśli historia miała być jakąś wskazówką, to skończę z tym drugim. Nie miałam zbyt dużo szczęścia w życiu, więc czemu miałabym wierzyć, że Ten U Góry udzieliłby mi teraz jakiś przywilejów?

Choroba mojej matki nie tylko wymagała stałej uwagi mojego ojca, ale również mojej. To nie tak, że mam pretensje, ale to oznaczało, że byłam trochę opóźniona ze szkołą. Zamiast pójść na studia, zostałam z nią w domu, by tata mógł wrócić do pracy. Ale sprawy potoczyły się źle, ponieważ ojciec nie mógł znieść tego, że był z dala od niej, nie wspominając, że oboje mieli wrażenie, że mnie zatrzymują. A to nieprawda. Nadal nie podjąłem decyzji, co chcę robić w życiu. Można by pomyśleć, że dwudziestotrzyletnia osoba powinna mieć wszystko pozbierane do kupy. No cóż, nie bardzo.

To mogło być dość gówniane posunięcie z mojej strony, dawać im nadzieję i w ogóle, lecz, jak mówiłam, nadzieja jest czymś, czego brakowało w moim domu i  na pewno nie zaszkodzi, aby dać im jej trochę. Tak więc, udało mi się z powodzeniem przekonać moją matkę i ojca, że zdobyłam super stypendium na NYU, opłacające wszystkie wydatki. Tak, wiem, to nie jest coś, co może wydarzyć się w moim życiu, ale oni tego nie wiedzieli, a to wszystko zmienia. Bycie tak daleko od domu oznaczało, że nie będę w stanie odwiedzać ich tak często i mimo, iż boli mnie to, że będę z dala od mojej umierającej matki tak długo, to było to absolutnie konieczne dla mojego planu. Przy odrobinie szczęścia będę w stanie przeciągnąć go nieco dłużej. Ale pamiętacie, co mówiłam o moim szczęściu, prawda?

Ta, nie spodziewałam się nie wiadomo czego.

Umowa, którą podpisałam z James'em aka Natrętnym Kretyńskim Alfonsem mówiła, że zgadzam się żyć z moim "właścicielem", przez okres pięciu lat. Nie więcej, nie mniej. Po tym czasie będę mogła wreszcie żyć własnym życiem. Nie było jeszcze ustalone, jak moje życie będzie teraz wyglądało, ale postanowiłam myśleć pozytywnie. Niezależnie od tego, pięć lat było niewielką ceną, w zamian za zapewnienie mojej matce dowolnej ilości czasu, ostatecznie mojemu ojcu również.

-Nazwisko? - zapytał ciemnoskóry mężczyzna z dredami i podkładką do pisania, kiedy Louis i ja dotarliśmy do końca słabo oświetlonego korytarza.
-Groves. Isabella Groves - wykrztusiłam nerwowo, chociaż wysunęłam brodę do przodu udając, że wcale nie jestem zestresowana.

Basy klubowej muzyki dochodzące z piętra pulsowały przez ściany i zdecydowanie przejmowały bicie mojego serca, ale rozpaczliwie próbowałam nie myśleć o tym, że wolałabym być tam i imprezować, zamiast stać tu, gdzie jestem. Ci wszyscy ludzie tam, tonęli w litrach alkoholu i świetnie się bawili, nie mając pojęcia, co dzieje się tuz pod ich stopami. Kobiety tutaj tonęły w czymś zupełnie innym.

Koleś z dredami przerzucił pierwszą kartkę, by spojrzeć na tę pod nią, jakby to była jakaś lista gości do elitarnego klubu. To miejsce na pewno nie było dla śmietanki towarzyskiej z Seattle. Uśmiechnął się, kiedy - jak sądzę - znalazł moje nazwisko, po czym spojrzał na mnie. Jego oczy wędrowały po moim ciele w górę i w dół, zanim ponownie utkwił je w mojej twarzy. Skrzywił usta szyderczo i oblizał je w sposób, który według niego miał być kuszący, ale nie był i tylko sprawił, że czułam zdenerwowanie.

-Czyż nie wyglądasz dobrze bez żadnej diety? - spytał z silnie karaibskim akcentem, przejeżdżając dłonią po moim ramieniu - Może po prostu muszę dorzucić się do twojej aukcji? Dziewica, tak? Mój Boże...
 -Ręce precz od towaru, Marley, zanim będę musiał wyrwać wszystkie włosy łonowe z twojej paskudnej dupy - powiedział Louis, przychodząc mi na ratunek i uderzając dłonią w ręce tego zboczeńca - Nie mógłbyś sobie na nią pozwolić z twoimi zarobkami, wiesz o tym. Dobra, gdzie jest Jamie?
-Jest zajęty i nie chce, by mu przeszkadzano - powiedział, a potem spojrzał na mnie - Ale dla ciebie może zrobić wyjątek. Tego wieczoru będzie bardzo bogatym człowiekiem, dzięki Tobie.
-Och, jestem pewny, że tak będzie i mam nadzieję, że udławi się każdym nędznym groszem - powiedział Louis, przewracając oczami - Więc oszczędź nam to swoje przedstawienie i powiedz, gdzie on obecnie molestuje niewinne dziewczyny.
-Ostatnie drzwi po prawej - powiedział, wskazując swoją podkładką w tamtym kierunku - I Louis, może zaczniesz uważać na to, co mówisz, zanim zostaniesz na ulicy, bez pracy.
-Nieważne - zadrwił Louis i machnął mu ruchem nadgarstka.

Przeszliśmy obok kolesia z dredami i ruszyliśmy dalej, mijając tłum kobiet stojących w kolejce. Było to różnorodne grono, ale większość nie wyglądała najlepiej, wydawały się być nękane jakąś chorobą. Ale było kilka wyjątków. Niektóre z nich nie wyglądały na starsze, niż osiemnaście lat: niewinne oczy, niezniszczona skóra - odzwierciedlenie mnie, kiedy byłam w ich wieku. Cholera, chyba jeszcze do teraz.

To było smutne, chciałam złapać je wszystkie i zaprowadzić prosto do wyjścia. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, co musiało się stać w ich życiu, skoro doprowadziło ich do tego miejsca, do tego, co zamierzały tutaj robić. Ale jestem pewna, że każda z nich miała swoją własną historię, tak jak ja miałam swoją.
Każda z nich miała numerek przyklejony na brzuchu i stały przed lustrami, które były na całej długości ściany.

-Dwustronne lustro - wyjaśnił Louis - Każdy klient, który tu przychodzi, może obejrzeć wszystkie dziewczyny, które są "na sprzedaż" dziś wieczorem. Są stłoczone, jak bydło i wystawione na pokaz dla tych dziwacznych odludków, którzy z nieznanych powodów nie mają się z kim przespać i muszą zniżać się do tego poziomu
-Rany, Lou, to wcale nie sprawia, że nie czuję się, jak gówno, wcale...
-Och, Skarbie. Wiesz, że nie to miałem na myśli - powiedział, chcąc bym poczuła się lepiej - Jesteś zbyt dobra, na tego typu rzeczy i dobrze o tym wiesz. Nie jesteś nimi - powiedział, wskazując na owe kobiety na korytarzu. - Ale rozumiem. Robisz to dla Marii i to jest najbardziej bezinteresowna rzecz, o jakiej kiedykolwiek słyszałem.

A te inne kobiety równie dobrze mogą mieć własną Marię w domu.

Dotarliśmy do końca korytarza i Louis zapukał do drzwi. Jakiś głos krzyknął, byśmy weszli, ale kiedy Louis wycofał się na bok i skinął w stronę wejścia, wpadłam w panikę. Byłam dosłownie kilka kroków od hiperwentylacji, przysięgam.

-Skarbie, spójrz na mnie - powiedział Louis, zmuszając mnie do spojrzenia na niego - Nie musisz tam iść. Jeszcze możemy zawrócić i opuścić tą ruderę.
-Nie, nie możemy - powiedziałam.
Przechodziły mnie dreszcze, których nie dałam rady opanować, nie ważne jak bardzo starałam się uspokoić.
-Nie mogę tam iść z tobą. Teraz musisz działać na własną rękę - powiedział z nutką żalu i niepokoju.
Skinęłam ze zrozumieniem i pochyliłam głowę, by nie dostrzegł łez pojawiających się w moich oczach. Louis przytulił mnie nagle do piersi, praktycznie pozbawiając mnie powietrza.
-Dasz radę. Cholera, może nawet będziesz miała z tego trochę dobrego seksu. Nigdy nic nie wiadomo. Może Don Juan, który będzie po drugiej stronie lustra, tylko czeka, by zwalić cię z nóg?
-Ha! Mało prawdopodobne - zakpiłam i nawet udało mi się nieco uśmiechnąć, wydostając się z jego bezpiecznego uścisku - Będzie okej. Tylko upewnij się, że ten palant, u którego skończę będzie wywiązywał się z umowy, w innym wypadku oczekuję, że naślesz na niego FBI gotowe do działania.
 -Dziewczyno, masz to jak w banku. I znasz mój numer, więc upewnij się, że nie zapomnisz informować mnie co i jak, bo jak nie, to po ciebie przyjadę. Teraz muszę wracać do baru zanim stracę pracę i poufne informacje na twój temat. Ale pamiętaj, że bardzo cię kocham, suczko - powiedział, całując mój policzek - Zrób im piekło, Belly Bean*** - dodał, po czym klepnął mnie w tyłek i odwrócił się, by odejść.
-Też cię kocham, Louis - powiedziałam pod nosem, bo był już poza zasięgiem słuchu.

Odwróciłam się w stronę drzwi, przygotowując się psychicznie, by przekręcić gałkę, zanim stracę nerwy i się wycofam. W sekundę, kiedy je otworzyłam, miałam ochotę zatrzasnąć je z powrotem i zacząć uciekać. Naprzeciwko mnie był mężczyzna z długimi, tłustymi blond włosami, które były związane w kucyk, bezlitośnie posuwający od tyłu jakąś biedną, szlochającą dziewczynę. Jego spodnie były wokół kostek, a koszulę miał nadal na sobie. Stękał za każdym razem, gdy jego biodra uderzały w tyłek kobiety i trzymał ją brutalnie za włosy.

Natrętny Kretyński Alfons.

-To potrwa ... jeszcze ... chwilę  - stęknął, nawet nie zadając sobie trudu, aby przestać pieprzyć tą kobietę.

Odrzucił głowę do tyłu, z ostatnim pchnięciem i warknął jakieś trudne do zrozumienia przekleństwa. Dziewczyna szlochała w sposób niekontrolowany i potarła głowę w miejscu, w którym trzymał ją za włosy. James tylko się zaśmiał, a ja chciałam przeskoczyć przez pokój, niczym Przyczajony Tygrys, Ukryty Smok i wyrwać mu te cholerne jaja. Kiedy jego oddech nieco się ustabilizował, uderzył dziewczynę w tyłek i powiedział

-Wynoś się, Bree. I nie waż się tu przychodzić, prosząc o pieniądze. Twoja cipka nie jest już wystarczającym zabezpieczeniem.

Dziewczyna wstała, pospiesznie zgarniając swoje ubrania i rzuciła się naga do drzwi. Kiedy przebiegła obok mnie z pochyloną głową, dostrzegłam ślady tuszu na całej jej twarzy i wyraz wstydu w jej oczach.

To nie będę ja. To nie będę ja, powtarzałam sobie w kółko w myślach

Odwróciłam się do James'a, przerażona tym, czego właśnie byłam świadkiem i nawet bardziej, bo jemu wcale nie przeszkadzało, że to widziałam.

-Jesteś obrzydliwy! - spojrzałam na niego z pogardą, nie zażenowana nawet faktem, że zdjął prezerwatywę i wyrzucił ją do kosza, po czym włożył penisa z powrotem do spodni centralnie przede mną.
-Ja jestem obrzydliwy? - zaczął, a jego głos podniósł się o oktawę, gdy spojrzał na mnie z niedowierzaniem - Masz zamiar sprzedać się komuś, kto zapłaci za ciebie najwyższą stawkę i ja jestem obrzydliwy? A to dobre - zadrwił, sięgając po papierosa, którego zapalił.

Nie chodziło o różnice, między tym co robiłam, a tym co on właśnie zrobił. Nie było porównania. Robię to, by ocalić życie swojej matki, a on robi to z chciwości i całkowitego braku moralności. Sprawa zamknięta.

-Możemy po prostu omówić warunki mojej umowy? - zapytałam z westchnieniem, ale zachowałam bezpieczny dystans od niego. Nie ufałam mu i nie bez powodu. Poważnie, jak można ufać takiej gnidzie, jak on? Gdybym miała jakieś inne możliwości, na pewno nie siedziałbym tu teraz.
-Racja - powiedział, siadając przy biurku i otwierając waniliowy folder z moim imieniem wypisanym czarnymi, pogrubionymi literami na górze - Osobiście mogę zagwarantować, że klienci na ten wieczór nie będą mieli problemu z dyskrecją. W sumie sami postawili taki warunek. Są to dobrze zarabiający panowie, liga dżentelmenów, z rodzaju tych zasadniczych, mających więcej pieniędzy, niżby mogli wydać. Powód, przez który zainteresowali się towarem, jaki oferuję, to ich sprawa i nie wtrącam się, dopóki płacą mi ogromne sumy.

Pocieszające było to, że zgadzając się, nie tylko pomogę ocalić życie mojej matki, ale też poznam kogoś wystarczająco wpływowego, by zagwarantować wypłatę zapewniającą mojej mamie operację, której potrzebowała, a zarazem kogoś, kto trzymałby buzię na kłódkę. Nikt z taką dużą ilością pieniędzy nie chciałby, żeby świat dowiedział się, że jest zamieszany w tak kiepskie przedsięwzięcie, jak to.

I z całą pewnością nie chcę, by moi rodzice dowiedzieli się, co robiłam. Sama wiedza wystarczyłaby, by wysłać ich do grobów, a tym samym całkowicie negując to, co starałam się dla nich zrobić.
Inne dodatki, miejmy nadzieję, że będą na tyle dopracowane, aby nie uczynić z mojego życia całkowitego piekła. Nie jestem naiwna. Wiem, że są jacyś pokręceni ludzie, z jakimiś chorymi fetyszami, ale mimo wszystko miałam nadzieję.

-Zakładam, że dalej nie masz nic przeciwko mojej dwudziestoprocentowej działce? - zapytał, przekładając kartki
-Niezła próba. Umawialiśmy się na dziesięć procent - powiedziałam, w ogóle nie rozbawiona jego próbą oszukania mnie
-Ach, racja. Dziesięć procent. To właśnie miałem na myśli - powiedział, puszczając mi oczko, czym przyprawił mnie o dreszcze. Przesunął kontrakt wzdłuż biurka i podał mi długopis - Podpisz tylko tutaj... i tutaj.

Nabazgrałam swój niestaranny podpis, w miejscach, które mi wskazał, w pełni świadoma, że właśnie zrzekłam się pisemnie pięciu lat mojego życia. Jak już mówiłam, nie była to wielka cena.
Wkrótce potem, zostałam wprowadzona do innego pokoju, gdzie kazano mi rozebrać się i założyć najbardziej poniżający rodzaj muślinowego bikini, jaki kiedykolwiek widziałam. Nie zostawiał niczego, dla wyobraźni, co, jak wnioskuję, było głównym punktem takich aukcji. Mężczyźni chcieli zobaczyć to, za co płacili tak ogromne sumy. Rozumiem, ale to wcale nie sprawia, że czuję się mniej obnażona i bezbronna. Po tym, James przymocował szczęśliwy numerek 69 do mojego brzucha, przesadzając ze swoimi ruchami, przez co mógł musnąć swoimi obleśnymi palcami jedną z moich piersi, podczas gdy druga ręka zsunięta była niżej, niż to konieczne by "wygładzić niewidoczne zgniecenie". Przysięgam, jeszcze chwila i kopnęłabym go w jaja, przy okazji zapewniając wolną rękę kilku niewinnym dziewczynom, przez parę następnych dni. Z uniesioną głową, dołączyłam do innych kobiet przed dwustronnym lustrem. Najbardziej beznadziejne było to, że gdy Bóg wie, kto lub co po drugiej stronie mogło mnie zobaczyć, ja go nie widziałam. Jedyne, co widziałam, to moje własne odbicie. Nie jestem zarozumiała, czy coś, ale wyglądałam dobrze, w porównaniu do innych kobiet. Nigdy nie uważałam się za nadzwyczajnie piękną, ale wyglądałam całkiem przyzwoicie. Moje włosy były długie i gęste. Moje oczy nie były czymś specjalnym: zwykłe brązowe, kiedyś pełne życia. To było, zanim stan zdrowia mojej matki pogorszył się. Nie było też nic imponującego w budowie mojego ciała, ale nie byłam zbyt gruba ani zbyt szczupła, miałam zaokrąglone kształty tam, gdzie trzeba. W sumie, nie było tak źle.

Jedna po drugiej, kobiety były wyciągane z pokoju, z początku myślałam, że wybrano je wcześniej, niż mnie i poczułam się trochę, jak otyły dzieciak na na sali gimnastycznej, którego zawsze wybierano na końcu. Ale potem wywołano mój numer i udałam się w kierunku tych samych czarnych drzwi, w których zniknęły pozostałe kobiety. Gdy weszłam głębiej, zaprowadzono mnie na środek pomieszczenia. Wszędzie wokół, były mniejsze pokoje ze szklanymi ścianami. W każdym z nich była jedna słabo świecąca lampa stołowa, telefon i krzesło, na którym siedziała jedna osoba. Pierwszy pokój był zajęty przez szejka z ciemnymi okularami i w długiej białej chuście na głowi. Ubrany był w garnitur. Dwie kobiety, które wcześniej były ze mną na korytarzu siedziały po obu jego stronach, obsypując go pocałunkami i masując jego krocze i klatkę piersiową. Zakłopotana odwróciłam moją uwagę od nich i przeniosłam wzrok, na człowieka w innym pokoju.

To pomieszczenie było ogromne, siedzący w nim mężczyzna przypominał Jabbę z Gwiezdnych Wojen, a przez myśl przemknął mi obraz księżniczki Lei. Dreszcz przeszedł mi po plecach. Może nawet zrobiło mi się niedobrze. Nigdy nie wyobrażałam sobie siebie, jako księżniczki Lei, kiedy byłam dzieckiem i z całą pewnością nie zamierzam zacząć tego teraz. W pokoju obok, siedział malutki Azjata, z dwoma ogromnymi ochroniarzami. stojącymi obok niego. Ręce mieli skrzyżowane na piersiach i zastanawiałam się czy tak właśnie wyglądali, kiedy byli wyluzowani. Mały facet siedział po turecku i popijał jakiś owocowy drink z parasolką. Zgaduję, że Louis byłby w jego typie. Jakoś trudno mi sobie wyobrazić, że mógłby komuś grozić. Prawdopodobnie był tam, aby zdobyć jakąś młodą sztukę, by stwarzać pozory dla opinii publicznej, a potajemnie wymykać z kimś tylnymi drzwiami... dosłownie.

Wyjdź wreszcie z ukrycia, mały człowieczku.

Spojrzałam w kierunku ostatniego pokoju i westchnęłam w duchu, gdy zobaczyłem zgaszone światło. Widocznie ten, kto tam był, dokonał już wyboru i wyszedł. No dalej, mały geju. I nagle małe, pomarańczowe  światełko zamigotało w ciemnym pomieszczeniu, jak ogień na końcu palonego papierosa. Przyjrzałam się dokładniej, dzięki czemu dało się rozróżnić kontury ciała, siedzącego nonszalancko w fotelu. Postać pochyliła się trochę, by poprawić swoje siedzenie, dając mi lepszy widok, ale nie na tyle, żebym była w stanie zobaczyć więcej.

-Panowie - powiedział James i klasnąwszy w dłonie stanął za mną - To jest urocza Isabella Groves, numer 69 na naszej dzisiejszej liście. Wierzę, że macie cały jej opis, lecz pozwólcie, że zwrócę waszą uwagę na kilka jej wspanialszych cech. Przede wszystkim,przyszła do nas z własnej woli, więc nie musicie się martwić o to, że będzie próbowała uciec. Oczywiście nie wygląda też źle, co może uczynić życie cholernie łatwiejsze dla tych z Państwa, którzy potrzebują partnerki na spotkanie towarzyskie. Jest młoda, ale nie za młoda, więc wasi znajomi czy rodzina uznają cię za bardziej wiarygodnego, bo jesteś w tradycyjnym związku, jeśli tego rodzaju rzeczy są dla Ciebie ważne. Jest wykształcona i dobrze wychowana, ma wszystkie zęby i jest zdrowa. I nie ma problemu z narkotykami, co oznacza żadnych okresów odwyków, dzięki czemu możesz robić z nią, co chcesz. I prawdopodobnie najbardziej wartościowym ze wszystkich jest fakt, że jej niewinność jest jeszcze całkowicie nietknięta. To jest, moi mili panowie, najlepszej klasy dziewica, nieskazitelna... nietknięta... Czysta jak świeżo opadły śnieg. W sam raz do wyszkolenia, nie? Co tu dużo mówić, zacznijmy licytację od pięciuset tysięcy dolarów i może któryś drań będzie szczęśliwym zwycięzcą - powiedział James z wielkim sztucznym uśmiechem, kiedy się odwrócił i mrugnął do mnie, po czym odszedł na bok.

Platforma pośrodku pokoju, na której stałam zaczęła się poruszać i chociaż nie kręciła się specjalnie szybko, to i tak fakt ten mnie zaskoczył i zachwiałam się troszeczkę, zanim odzyskałam równowagę. Kręciłam się w kółko, podczas gdy licytacja się rozpoczęła. Nie słychać było żadnych głosów, tylko sporadyczne brzęczenie kiedy małe światełko zaświecało się jakiś drzwiach. Widziałam, jak mężczyźni mówili do słuchawki telefonu, obok nich, aż światełko nie zgasło. Zgaduję, że to był sposób składania ofert.

Nie mam pojęcia ile wynosiła oferta w tej chwili. Miałam tylko nadzieję, że skończy się na kwocie, która wystarczy na operację Marii. Po chwili szejk i mały gejowaty Azjata odpadli. Został tylko Jabba z Gwiezdnych Wojen i Tajemniczy Mężczyzna. Oczywiście, że nie miałam pojęcia, jak wygląda Tajemniczy Mężczyzna, ale musiał być lepszy, niż utonięcie w basenie potu Jabby z Gwiezdnych Wojen.

Licytacja pomiędzy tymi dwoma powoli zaczęła dobiegać końca, a ja byłam coraz bardziej oszołomiona od wirowania na platformie. W rzeczywistości, po prostu chciałam mieć to już za sobą i poznać swój los i może nawet polubiłabym to gówno. Potajemnie, wciąż liczyłam na tajemniczego nieznajomego, chociaż byłam cholernie przerażona. Światełko Jabby z Gwiezdnych Wojen mignęło, jako ostatnie i wiedziałam, że teraz oferta jest u Tajemniczego Mężczyzny, lecz on na nią nie odpowiadał. Zaczęłam panikować, kiedy James wrócił do pokoju i stanął obok mnie. Uśmiechnął się do Jabby i spojrzał w kierunku Tajemniczego Mężczyzny, unosząc pytająco brew. Wiedziałam, że wyda się oczywiste chociażby przez spojrzenie w moje oczy, że błagam go, nie miałam nawet pojęcia, czy to coś zmieni, lecz musiałam spróbować.
Sekundy wlokły się niemiłosiernie. Wszystko wydawało się być w zwolnionym tempie, właściwie czułam też zawroty głowy. Mogłam zemdleć w każdej chwili, jeśli do mojego mózgu nie dotrze choć trochę tlenu, ale wstrzymywałam oddech, modląc się, że Tajemniczy Człowiek się zdecyduje, a ja nie będę żałować nakłonienia go do bycia zwycięzcą.

-Wygląda na to, że mamy zwy... - zaczął James, lecz nagle przerwał, kiedy światło nad pomieszczeniem Tajemniczego Mężczyzny zaświeciło się i zabrzęczał krótki sygnał.

Zassałam tak potrzebne powietrze, czując w mózgu lekkie mrowienie od nadmiaru życiodajnej sensacji. Moja głowa wystrzeliła w kierunku Jabby i westchnęłam z ulgą, kiedy potrząsnął głową i machnął ręką w powietrzu, zanim spróbował wypchnąć się z krzesła i zgasił lampkę na stoliku.
-Masz nowego właściciela, Panno Groves - zagruchał James, trochę za blisko mojego ucha - Może pójdziesz się spotkać ze swoim Panem?
-Nie będę nazywać go Panem - warknęłam na tyle głośno, by mnie usłyszał i zeszłam z platformy.
-Będziesz nazywać go tak, jak sobie zażyczy, jeśli chcesz dostać okrąglutki milion, który on właśnie zapłacił za twój gorący tyłeczek - odparł chwytając mnie za ramię i prowadząc do pokoju Tajemniczego Mężczyzny - Cóż dziewięćset tysiaków, po odliczeniu mojej działki, oczywiście.
-Zapłacił za mnie milion dolarów? - spytałam zdumiona.
Próbowałam wyszarpnąć łokieć z jego dłoni, bo ten brutalny uścisk nie był częścią umowy i strasznie mnie wkurzał.
-Co? Za mało? Chciwość ludzka rzecz, prawda? - bardziej stwierdził, niż zapytał.

Otworzył szklane drzwi do pokoju Tajemniczego Mężczyzny, wchodząc tam ze mną i nie dając mi szansy na odpowiedź.
Zapach dymu z papierosów zaatakował mój zmysł węchu, aż dziwne, że nie został odparty.

-Panna Isabella Groves - James przedstawił mnie postaci jeszcze spowitej w ciemności - Gratuluję wygranej, panie Bieber. Mam przeczucie, że ona będzie warta każdego grosza.
-Proszę wysłać umowę na mój adres - głęboki, zmysłowy głos odezwał się z cienia. Końcówka jego papierosa zapłonęła ponownie i minimalnie oświetliła jego rysy, zanim jeszcze raz zgasła - I ręce precz od mojej własności, na litość boską! Nie płacę za uszkodzony towar.
James rozluźnił swój uścisk, a ja natychmiast potarłam miejsce z tyłu mojej ręki, wiedząc, że rano będzie tam siniak.

-Jak Pan sobie życzy - powiedział James, kłaniając się bezceremonialnie - Proszę się nie spieszyć, ale niech Pan uważa, ona jest zadziorna.

James ryknął obrzydliwym śmiechem, przyprawiając mnie o dreszcze, po czym wycofał się z pokoju, zostawiając mnie sam na sam z mężczyzną, który ma mnie na własność, przez najbliższe pięć lat mojego życia. Nie byłem pewna, co robić, więc po prostu stałam tam, czując się niezręcznie. W chwili, kiedy pomyślałam, że może on faktycznie planuje, że będziemy tak tu tkwić przez pięć lat, w końcu westchnął i zgasił papierosa.Światło nagle kliknęło, oślepiając mnie na moment, bo moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności. Kiedy już się dostosowały, znowu spojrzałam na niego.

Mój żołądek wywinął salto i przysięgam, że moje serce przestało bić raz... lub dwa... może trzy.
Był przepiękny, nie tego się spodziewałam. Na prawdę ciężko było mi na niego nie patrzeć. On po prostu siedział uśmiechając się, kiedy tak się na niego gapiłam. Ubrany był w szyty na miarę garnitur od Armaniego, cały czarny. Nie miał krawatu a górne guziki jego koszuli były odpięte, ukazując jego obojczyki i wyrzeźbioną, bezwłosą klatkę piersiową. Moje oczy podążały od napiętych ścięgien szyi, do wydatnej szczęki. Jego usta były soczyste i miały idealny odcień ciemnego różu. Nos prosty i doskonały, a jego oczy... O mój Boże, Jego oczy... Nigdy nie widziałem tak intensywnie brązowych oczu, ani mężczyzny z rzęsami takiej długości. Jego jasnobrązowe włosy sterczały w różnych kierunkach na czubku głowy i doszłam do wniosku, że chyba nie byłam jego jedynym zakupem, bo ktoś dziś na pewno zaplątał swoje palce w tych jedwabnych włosach.

Jakby czytając w moich myślach, uniósł rękę i przeczesał włosy swoimi długimi palcami. Nie miałam pojęcia, czy to przez moje ciągłe patrzenie na niego, czy z przyzwyczajenia, ale to było cholernie seksowne. Już chciałam się zapytać, dlaczego ktoś wyglądający jak on, musiał skłonić się do kupowania sobie towarzyszki, skoro mógłby mieć każdą. Ale wtedy otworzył usta i przypomniał mi, że to nie było bajkowe spotkanie i oczekuje ode mnie rzeczy, które musiałam zrobić, czy tego chcę, czy nie.

-Cóż, zobaczymy, czy jesteś tego warta - powiedział z westchnieniem i rozpiął spodnie, wyciągając swojego ogromnego penisa.

Spojrzałem na niego zdumiona, bo przecież nie spodziewał się, że stracę dziewictwo z nim w tej dziurze? To znaczy wiem, że jestem jego własnością, ale... poważnie?

-Na kolana, Isabello. Albo koniec naszej umowy i możesz iść do domu z tym grubasem z drugiego pokoju. Wydawało mi się, że naprawdę ciebie chciał - powiedział, uśmiechając się seksownie i pogładził swojego wspaniałego penisa jedną ręką. - A teraz pokaż mi swoją wdzięczność.

Problem numer jeden: jeszcze nigdy, w całym moim życiu nie robiłam loda.


____________
** eng. blood sucking douchebag pimp - miałam spore problemy z przetłumaczeniem tego na język polski i wymyślałam naprawdę wszystkie możliwe połączenia tych słów, które oddały by ich sens. Wspólnie z moją kochaną betą postanowiłyśmy zapisać je właśnie, jako Natrętny Kretyński Alfons. Nie brzmi za dobrze, ale trudno.
***uznałam, że to określenie, które nie ma żadnego polskiego odpowiednika, może pozostać w oryginalnej formie, jako zwrot utworzony od imienia bohaterki



______________________________

Rozdział przetłumaczony przez CBieber, poprzednią tłumaczkę.

12 komentarzy:

  1. omb and omg wyobrazam sb mine belli kiedy pan bieber rozpiol spodnie i wyciagnal tego potwora ahahahahahha

    OdpowiedzUsuń
  2. Gwiezdne Wojny!*U* Kocham!

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy tylko ja po przeczytaniu ostatniego rozdziału wróciłam do pierwszego ?? XD

    OdpowiedzUsuń
  4. OH MY BIEBER!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytam to po raz milionowy i dalej mi się nie nudzi<33

    OdpowiedzUsuń
  6. Hm, jestem dziewczyną, którą nie kręcą rzeczy tego typu, ale muszę pochwalić, bo to mi się spodobało haha.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jerrry XD hahahhaa boże boje się czytać kolejne rozdziały <3 /Ola

    OdpowiedzUsuń
  8. Płacze, pierwszy rozdział i jedno wielkie porno

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem Directioner . Nie czytam ff o JB , ale ten zdaje się ciekawy

    OdpowiedzUsuń

Wyświetlenia ♥