Strony

poniedziałek, 16 grudnia 2013

26. Dare To Dream

Justin 

Dzień wszystkich żartownisów, bardziej znany jako Prima Aprilis.

Uczeni debatowali o jego znaczeniu i pochodzeniu od wielu lat i choć wszyscy mieli swoje teorie, tak naprawdę nikt nie wiedział, dlaczego i przez kogo ta tradycja się rozpoczęła. Wiadomo tylko, że ten dzień jest obchodzony  co roku na całym świecie. To czas, kiedy przyroda często robi z nas głupców gwałtownie zmieniając pogodę z ulewnych deszczów na oślepiające słońce i to trochę rozwiązywało zagadkę dlaczego obchodzimy to akurat 1 kwietnia.Tradycyjnie, dzień ten był obchodzony przez wykonywanie dowcipów i żartów na łatwowiernych ludziach.

Nie byłem naiwny. Ani Jake Johnson.

Poniedziałkowy ranek przyszedł szybciej niż można było się spodziewać. Byłem zdenerwowany. Miałem wielką nadzieję, że nasz plan odniesie sukces, a nie będzie rykoszetem w nasze twarze. Tak czy inaczej, z czasem dowiemy sie, kto zostanie określony głupcem.

I zwycięzca zbierze łup.

Wygrać lub przegrać, król wejdzie na tron albo przed sąd dla błaznów, ale cała maskarada wreszcie się skończy i Bella i ja będziemy mogli cieszyć się życiem bez strachu, że ktoś dowie się o głębokiej i ciemnej tajemnicy jaką utrzymujemy.

Kiedy Bella wróciła do domu z Louisem, Jasmine i kontraktem w ręku, natychmiast go wzięliśmy razem z jej kopią i wrzuciliśmy do tego cholernego kosza, który poszarpał to na miliony kawałków, ale aby mieć pewność, wrzuciliśmy to jeszcze do kominka. Oglądając jak jedyny i ostatni dowód na to jak zaczęliśmy naszą znajomość, zamienił się w popiół, wielki ciężar spadł nam z ramion. Zarówno moje jak i jej ciało zrelaksowało się w tym samym momencie i to był dowód na to, jak dużo stresu psychicznego i fizycznego nas kosztowało to całe zamieszanie.

Z prochu powstałeś, w proch się obrócisz....daliśmy sobie nowy początek i nie zepsujemy tego.

Louis był bardzo podekscytowany, pokazując mi swoją nagrodę w postaci wideo, która przyniósł z wyprawy. Wytrzymałem tylko kilka sekund, po czym odwróciłem się z obrzydzeniem. Nie byłem homofobem, albo czymś w tym rodzaju by go oceniać, ale nie chciałem widzieć tego gówna. Aż ciarki przeszły mnie po całym ciele...na początku, ale potem wpadłem na genialny pomysł.

I tak właśnie, znalazłem się tam ; w poniedziałek rano, zaledwie kilka minut dzieliło nas od posiedzenia zarządu, a ja i Bella jechaliśmy moją osobistą windą do biura. Nalegała żeby mi towarzyszyć, by dodać mi moralnego wsparcia i takie tam rzeczy, ale szczerze, byłem zadowolony, że to zrobiła. Jeśli, jakimś cudem, gówno miało obrócić się przeciwko nam, musielibyśmy być w stanie tworzyć wspólny front, albo szybko wynosić się z miasta. Słyszałem, że Alaska o tej porze roku wyglądała naprawdę ładnie.

Nie byłem tym bardzo zmartwiony. Mieliśmy to gówno po swojej stronie, a Jake powoli będzie spadać na samo dno.

-Zdenerwowany?- zapytała, obejmując mnie od tyłu.

Wzruszyłem nonszalancko ramionami
-Nie, to po prostu kolejny dzień w biurze o ile mi wiadomo. Mam tylko nadzieję, że zarząd zatwierdzi mój pomysł na nową kampanię.

Bella odwróciła mnie w swoją stronę i spojrzała mi w oczy.
-Jestem pewna, że tak będzie. Naprawdę ciężko pracowałeś nad ta prezentacją. To nie może pójść na marne, prawda?

Uśmiechała się, a szczerość jaką zobaczyłem w jej oczach, zrelaksowała moje całe ciało. Kiedy tak na mnie patrzyła, dodawała mi na nowo pewnośći siebie, która nie mogła być zachwiana. Ja i ona przeciwko światu, wiedziałem, że mieliśmy szanse na dobre wyniki w tej walce. Wspólnie możemy zmieść ich na kolana.

Zabrzmiał dzwonek windy, po czym drzwi otworzyły się ukazując wielką krzątanine w biurze przed nami. Pracownicy zawsze byli w stanie wysokiej gotowości kiedy przychodziło do spotkania zarządu, starając się wyglądać na jeszcze bardziej zapracowanych niż kiedykolwiek. Każdy był profesjonalnie ubrany, a na ich twarzach widniała biznesowa mina.

Kilku z nich spojrzało na nas i lekko uśmiechnęło się na powitanie, a następnie powracali do pracy. Wyprostowałem się do mojej pełnej wysokości i pchnąłem ramiona do tyłu, nabierając powietrza w płuca.

Lewa ręka Belli spoczęła na moim ramieniu i spojrzałem na nią, czując się jak dupek, bo jej palec serdeczny wciąż był nagi, chociaż byliśmy już zaręczeni. Musiałem czym prędzej to naprawić. Wciąż nosiła Bieber bransoletkę, ale to mi na pewno nie wystarczało. Oznakowanie jej jako moją własność, którą faktycznie była, zgodnie z umową to jedno, ale przedstawienie, że należy do mnie z jej własnej woli i wyboru, było czymś innym, zupełnie innym.

Wyszliśmy z windy i odprowadziłem ją do mojego biura, gdzie miała na mnie czekać. Posiedzenia rady były zawsze zamknięte dla publiczności, więc nie mogła tam ze mną siedzieć. Nie przeszkadzała jej ta sytuacja, bo mogła czekać z Jasmine. Ryan, jako mój asystent mógł być obecny, więc ustaliliśmy, że zadzwoni do Jasmine tak, żeby mogły niepozornie podsłuchiwać całe spotkanie.

-Wszystko na swoim miejscu?-Zapytałem Ryana, wchodząc do środka.

Posadziłem Bellę za biurkiem, a Jasmine usiadła naprzeciwko niej. Jakby miały planować jakiś misterny podstęp. Ryan zadzwonił na komórkę Jasmine upewniając się, że wszystko działa.

-Tak, jesteś gotowy, stary?- Ryan mnie zapytał.

Skinąłem głową i spojrzałem na Bellę.
-Cóż, zaczyna się. Mogę dostać całusa na szczęście?

Stanęła na palcach i złapał za moją marynarkę, zbliżając mnie do siebie. Jej usta znalazły moje i owinęła ramiona wokół mojej szyi, całując mnie tak namiętnie, że nie potrzebowałem żadnych innych słów. Kiedy odsunęła się ode mnie, przycisnęła czoło do mojego i spojrzała mi prosto w oczy.

-Nie potrzebujesz szczęścia, ale wykorzystam każdą okazję by posmakować Twoje usta.

Jakby nie miała do nich swobodnego dostępu, w każdej chwili, kiedy poczuła pragnienie...

-Jesteśmy sobie przeznaczeni- kontynuowała- Więc nie mam cienia wątpliwości, że wszystko się ułoży. Poza tym, jesteś Justin Bieber, a to nazwisko aż krzyczy sukcesem.

-Boże, kocham Cię- powiedziałem.

Uśmiechnęła się triumfalnie.
-Wiem, ja też Cię kocham.

-Chodźmy już. Czas mija. - Ryan powiedział swoim południowym akcentem i pochylił sie do Jasmine by pocałować ją w czubek głowy.

-Zabijcie ich.- Jasmine powiedziała z zachęcającym uśmiechem. Nasza osobista, mała cheerleaderka.

Pocałowałem czubek nosa Belli i wziąłem swoja walizkę. Puściłem do niej oczko, odwróciłem się i razem z Ryanem wyszliśmy z biura zamykając za sobą drzwi.

Szliśmy korytarzem, który prowadził do sali konferencyjnej. Kiedy już tam dotarliśmy, przed drzwiami, w poczekalni siedział mój przedstawiciel najnowszej kampanii. Skinąłem do niego głowę, a on zrobił to samo. Złapałem za klamkę i otworzyłem drzwi, wchodząc do środka.

Zaczyna się....

Wyglądało na to, że ja i Ryan byliśmy ostatni. Musiałem ukryć mój uśmiech, kiedy zobaczyłem posiniaczoną i poobijaną twarz Jake'a. Zastanawiałem sie jaką wymyślił do tego historyjkę. Siedział już przy stole, a jego ojciec Roger, siedział na czele.

Roger zostawił kontrolę nad Scarlet Lotus Jake'owi i choć czasem pojawiał się on na posiedzeniach, to było to naprawdę rzadko i to głównie wtedy, kiedy działo się coś dużego. To było oczywiste, że Jake nalegał, żeby był obecny, bo myślał, że ma coś na mnie, co mogłoby zmienić zdanie Rogera co do mnie.

Prawie mu współczułem.

Prawie.

Usiadłem przy stole, naprzeciwko Jake'a. Ryan siedział po mojej lewej, a po prawej był Roger. Jake, zadowolony z siebie drań, puścił do mnie uśmiech mówiący WiemCośCzegoTyNieWiesz, który chyba kosztował go bardzo dużo, biorąc pod uwagę ranę wzdłuż jego warg (dzięki mojej uprzejmości), ale poza tym, nic na jego szczęście, nie mówił. To była prawdopodobnie najmądrzejsza decyzja jaką podjął, bo naprawdę nie chciałem pokazywać siły mojej ręki, jak nawet spotkanie jeszcze oficjalnie sie nie zaczęło. Okazało się, że było to cholernie trudne by nie wystrzelić przez stół i zabić gnoja gołymi rękami. Cały czas widziałem go unoszącego się na moją kobietą, starając sie wziąć to co moje, to, czego ona nie chciała mu dać. Ale trzymałem to wszystko w ryzach.

Na szczęście, ojciec tego gówna przerwał moje myśli. Roger miał ten dumny, szeroki uśmiech na twarzy, kiedy na mnie spojrzał i choć widziałem lekkie podobieństwo do Jake'a,  to było miłe. Zawsze bardziej lubił mnie.

-Justin, mój chłopcze! Jak, do diabła, się masz? - zapytał, klepiąc mnie po plecach i łapiąc moja rękę w mocnym uścisku.

Nie mogłem zaprzeczyć mojej sympatii do tego człowieka. On był biznesowym partnerem mojego ojca, jego najlepszym przyjacielem...i był jak członek rodziny. Jak, do diabła on spłodził coś tak diabelskiego jak Jake.

-Wszystko dobrze, Roger.- odpowiedziałem, ale nie mogłem sie oprzeć - W końcu spotkałem kobietę moich marzeń i jakimś sposobem udało mi się ją przekonać, oby została moją żoną.

Wyraz twarzy Jake'a był bezcenny, ale trwał tylko chwilę, po czym znowu ukazał swój zadowolony uśmieszek. Skurwiel naprawdę myślał, że to wygra. Śmieszne.

-Cóż, to wspaniale! Gratulacje, synu! - Poklepał mnie po plecach jeszcze kilka razy.- Lepiej, żebym był na liście gości.- Roger powiedział, po czym odwrócił się do Jake'a- Dlaczego Ty nie możesz spotkać miłej kobietki i wreszcie się ustatkować, Jake? Chciałbym zdążyć potrzymać wnuczka na kolanach , zanim będe za stary i zgrzybiały, by to robić.

Jake Johnson i dzieci......Boże miej nas w swojej opiece.

Jake pociągnął za kołnierzyk koszuli, tak jakby była zbyt mocno zapięta i starał się ukryć swoje niezadowolenie, które i tak było widoczne na jego twarzy.
-Ja tylko, um...nie znalazłem jeszcze odpowiedniej dziewczyny, tato.- odpowiedział.

To dlatego, że ta kobieta musi być meżczyzną, który cudem mógłby urodzić dziecko swoją dupą. Tak, mogłem powiedzieć to na głos, ale tego nie zrobiłem. Chciałem sie trochę pobawić.

Wszyscy przy stole zaczęli gratulować mi moich nadchodzących zaślubin, a następnie spotkanie w końcu się zaczęło.

Przed spotkaniem z Bellą Groves, każdy aspekt spotkania byłby dla mnie bardzo ważny. Angażowałbym się w to wszystko dwa razy bardziej, będąc pogrążony w liczbach statystycznych, wykresów kołowych itp. ale musiałem to przyznać....nie czułem już tego tak bardzo. Mój umysł cały czas, z uporem maniaka powracał do mojej przyszłej żony, która czekała na mnie w biurze, prawdopodobnie siedząc na moim biurku, bo tak ona właśnie robiła.

Ok, więc rozpraszałem się tą myślą, próbując nie zasnąć. Spojrzałem na mojego asystenta i byłem cholernie zadowolony, że robił notatki, bo będę musiał do nich później zajrzeć. Jestem pewien, że zdawał sobie sprawę, że nie będę mógł się skupić, ale widział też, że Scarlet Lotus znaczyła dla mnie wszystko, więc chciałem wiedzieć, co się działo.

Kiedy nowy facet z księgowości zakończył swoją prezentacje w PowerPoincie i poszedł na tył sali, pani Cope wstała z jej siedzenia.
-Następny jest Jake Johnson.- uśmiechnęła sie, a potem z powrotem usiadła.

Jake strzelił do mnie uśmiechem, a ja nie wiedziałem do końca o co chodzi. Trzymałem moja pokerową twarz, a on wstał, kładąc jakąś teczkę na stole.

-Około trzydzieści lat temu, mój ojciec założył tę firmę- powiedział, stając za Rogerem i kładąc ręce na jego ramionach.

-Jeremy i ja założyliśmy tą firmę- Roger poprawił go- To był jego pomysł.

Jake spojrzał na niego z nieszczerym uśmiechem i poklepał jego ramiona, kontynuując.
-Oczywiście- powiedział, chodząc po pokoju.- A intencją tych dwóch przedsiębiorczych ludzi było przez dobrze prosperującą firmę pokazać światu, że trochę ciężkiej pracy, wytrwałość i pomocna dłoń może przejść prze długa drogę by wynaleźć genialne pomysły, których świat nigdy nie widział. My wszyscy, sprawiamy, że świat, w którym żyjemy, staje sie lepszy.

-Wszyscy w tej firmie, miliony osób zostało przydzieleni dzięki uczciwości, rzetelności i szacunku do pracy- Zatrzymał się i położył pięść na sercu, jego wyraz twarzy zmienił sie z kolejnymi słowami.- Moi koledzy, członkowie zarządu, to mnie boli, aby stanąć dziś przed wami i powiedzieć, że wszyscy zostaliście oszukani.

Jezu, nie za dużo dramatyzowania?

-Jest między nami ktoś, kto zhańbił wszystko za czym postawiła się firma Scarlet Lotus. - powiedział, unosząc w powietrze palec, by podkreślić efekt dramatyczny.

W powietrze uniosło sie również zbiorowe westchnięcie, kiedy członkowie zarządu i przybyli pracownicy zaczęli szeptać i rozglądać sie po pokoju. Wtedy Jake wreszcie cofnął sie i z jego teczki, wyjął kolejną, mniejsza teczkę.

Ryan szturchnął mnie pod stołem, jakby chciał coś powiedziec, ale ja nadal trzymałem wzrok na Jake'u, a Jake.....trzymał wzrok na mnie. Tak wiele było powiedziane w tym spojrzeniu, które wymieniliśmy, że nie trzeba było już niczego mówić na głos. Wiedzieliśmy.  Po cichu obiecałem mu, że nic nie zrobię po tym co chciał zrobić z moją dziewczyną, dopóki on nic nie powie.

Lekko skłoniłem głową, żeby wiedział, że tak dalej jest.

-Justin Bieber wprowadził nas wszystkich w błąd- Jake nadal machał teczką w powietrzu. Zhańbił wszystko po swoim ojcu, a mój pracował tak ciężko, żeby do tego dojść. Jest nabywcą niewolnika sprzedawanego za pieniądze; kupił kobietę dla własnej. perwersyjnej potrzeby, by zaspokoić swoje seksualne pragnienia. Proponuje, żeby usunąć go ze stanowiska głównego akcjonariusza spółki.

Każda para oczu, wszystkich zebranych, była zwrócona na mnie. Niektóre spojrzenia wykazywały niesmak, inni pokazywali rozczarowanie, ale wszyscy czekali na moją odpowiedź na oskarżenie; bym potwierdził lub zaprzeczył zarzutom.

-To absurd!- powiedziałem defensywnie.

-Jake, co to za bzdury?-zapytał Roger, wyraźnie oburzony zachowaniem syna.

-Bzdura?- zapytał Jake. Jego ramiona wzniosiły się i opadały w czasie krótkiego śmiechu - Tutaj mam dowód.-powiedział, trzymając teczke.- Zobaczymy czy dalej będziesz uważać to za nonsens, kiedy zobaczysz to na własne oczy.

No dalej, Jake....pokaż to.

Patrzyłem uważnie jak Jake otwierał teczkę, aby zobaczyć jej treść. Zadowolony z siebie uśmieszek, nagle zniknął z jego twarzy i został zastąpiony absolutnym zamieszaniem. Zamknął folder, przewrócił go by zobaczyć na tył i znów otworzył.....dalej, teczka była całkiem pusta. Krople potu pojawiły sie na jego czole. Rzucił folder na stół i przesunął rzeczy wokół teczki, a potem poklepał sie po kieszeniach marynarki i spodni, niczego nie znajdując.

-No i co?- zapytał Roger.

-Ja...uh....ja...-wyjąkał, oczami wciąż szukając papieru.

Dobrze zagrane, Jake. To już wiemy kto jest głupcem.

-Jake, powiedziałeś bardzo poważne oskarżenie. Musimy zobaczyć dowód- pani Cope nalegała.

Tak, Jake, powiedz im wszystko o tym, jak zdobyłeś te informacje. Pociągnę świeżo wyruchaną dupę Jamesa tutaj, aby zeznawał w Twoim imieniu. Powiedz im prawdziwy powód, dlaczego Twoja twarz jest zmasakrowana. Opowiedz im o krwawych szczegółach gwałtu, który próbowałeś wykonać na mojej narzeczonej, kiedy nie chciała z Tobą grać. Śmiało. Powiedz im wszystko. Oh tak...to gówno, nie może się wydarzyć.

Jake spojrzał na twarze zgromadzone w pokoju, a potem wymusił niewygodny uśmiech. Wyrzucił ręce w powietrze jak trzyletnie dziecko i krzyknął
-Prima Aprilis!

W pokoju nastała cisza, bo wszyscy oniemieli, Jake śmiał się z siebie, żałośnie.
-Ha, ha....wrobiłem was wszystkich...-mówił coraz ciszej.

-Jake Prometheus Johnson!!-Roger krzyknął.

Prometheus? To nie był ten Tytan, którego Zeus przykuł do skały, a orzeł wyjadał jego wątrobę, która codziennie regenerowała się na nowo? Ok, to nawet do niego pasuje.

-Nie wiem który zakręcony humor uznałby to za śmieszne.- Roger wyraził pogardę co do wybryków syna - Ten rodzaj żartu jest bardziej odpowiedni wśród kolegów lub na placu zabaw, ale na pewno nie w sali konferencyjnej! Myślałem, że uczyłem Cię lepiej. Na pewno omówimy to później, ale do tego czasu, jesteś winien przeprosin. Przede wszystkim Justina.

Został poprawnie skarcony. Jake spojrzał na mnie, a jego górna warga wydęła sie w grymasie.
-Ja, um.....przepraszam- udało mu się wykrztusić.

Auć, to musiało boleć.

Potem zwrócił się do reszty.
-Moje zachowanie było całkowicie niewłaściwe i obiecuje, że powstrzymam się od takich dziecinnych wybryków w przyszłości. Przepraszam.

Pokój wydał z siebie zbiorowy wydech, kiedy wszyscy zrelaksowali sie w swoich krzesłach i przygotowali sie do wznowienia spotkania. Oczywiście było jeszcze kilku, którzy puszczali krzywe miny do Jake'a, który zatonął w fotelu, próbując stać sie niewidzialny dla ich pogardliwych spojrzeń.

-Panie Bieber?- Pani Cope wywołała z drugiego końca stołu- Wierze, że jesteś porządnym prezenterem. Mógłbyś?

Odchrząknąłem i skinąłem głową, wstając by przedstawić statystyki strony charytatywnej naszej działalności. Każde słowo, które powiedziałem, każdy ruch, który zrobiłem był jak zaprogramowany robot, kiedy przeszedłem do nudnych liczb i statusu aktualnych kampanii. Nic nie mogłem zrobić, ale cały czas wyobrażałem sobie moją matkę stojąca gdzieś w kącie i przysłuchującą sie mi.

Nigdy nie było by tego wszystkiego, tego zamieszania, gdyby nie zdecydował sie na odrażający zakup człowieka dla własnej przyjemności. Mimo to, nie mogłem tego żałować. Bo własnie to doprowadziło mnie do Isabelli Groves, mojej przyszłej żony.

Kończąc moją wypowiedz, zrobiłem to co zawsze, zaprezentowałem nową kampanię charytatywną, którą chciałbym, żeby rada przemyślała na przyszłość. Ryan zaczął ustawiać sprzęt do prezentacji, dając mi małe tło do nowego projektu.

-Ze względu na wybitny wzrost finansowy, który Scarlet Lotus nadal doświadcza, możemy sobie pozwolić na rozwinięcie naszego zasięgu światowego w kategorii organizacji charytatywnych. Prezentacją, którą dzisiaj zobaczycie, jest nieco niekonwencjonalna, ale moja matka, świeć Panie nad jej duszą, uważała, że każdy człowiek zasługuje na solidną szansę w życiu. Niektórzy rodzą sie w sytuacji, że nie mają kontroli nad swoim życiem, a my jako społeczeństwo często stawiamy nierealne oczekiwania wobec nich. Często podejmują decyzje, które mogą mieć negatywny wpływ na resztę ich życia. Kiedy tracą sposób na życie, potrzebują kogoś, by tylko pomógł wskazać im dobry kierunek, aby stanąć na nogi. Ta następna organizacja, jest tylko, żeby im pomóc.
Więc, bez zbędnych ceregieli, przedstawię wam Louisa Tomilsona.- powiedział i machnąłem ręką w stronę drzwi, dając znak Ryanowi, żeby wpuścił go do środka.

Louis wszedł do pokoju wyprostowany, z głową do góry i ramionami do tyłu i podszedł w miejsce gdzie stałem....nie kołysał biodrami na wszystkie strony, a jego chód był całkiem męski. Był ubrany nienagannie, w szyty na miarę granatowy garnitur, a pod spodem miał śnieżnobiałą koszulę schowaną w spodnie. Czarne idelanie gładkie mokasyny zdobiły jego stopy. Nigdy wcześniej nie był tak ubrany, niczego z tego co miał na sobie, nie było nawet w jego szafie...no z wyjątkiem czarnego, jadwabnego krawatu, ale można się domyślić, że służył mu do innych celów.

Byłem z niego dumny. Zniknęła z jego oczu kreska, z policzków róż, a na włosach nie było widać żadnych produktów. Nie użył nawet wody kolońskiej. Pachniał po prostu czystością, jakby właśnie wyszedł spod prysznica.

Wyciągnął w moją stronę rękę i mocno uścisnął moją i to również mnie zaskoczyło.
-Panie Bieber- przywitał mnie. Jego głos był znacznie głębszy, bardziej męski. Prawie wyciągnąłem rękę, by pociągnąć go za włosy i zdjąć ta jego maskę, przekonany, że był zupełnie kimś innym.

-Panie Tomilson- także go przywitałem-Prezentacja należy do pana.

Zająłem miejsce obok Ryana i zacząłem oglądać pokaz. Louis odwrócił sie twarzą do pokoju i odchrząknął, poprawiając mankiet.

-Dzień dobry, panie i panowie. Nazywam się Louis Tomilson i przybyłem tutaj jako przedstawiciel organizacji, która jest bardzo bliska i droga mojemu sercu. Rainblow Coalition jest przeznaczyny do...

-Um, przepraszam, panie Tomilson- przerwała mu pani Cope- Przepraszam, ale czy to nie jest Rainbow Coalition? (koalicja z udziałem mniejszości etnicznych i społecznych)

-Nie, prosze pani- Louis powiedział, a jego głos wciąż sie nie zmieniał- Nasze pomysły są podobne, ale Rainblow Coalition zmniejszyła kryteria bardziej do konkretnej grupy społeczeństwa. Staramy się pomóc kobietom i mężczyznom homoseksualnym, których zachowanie doprowadziło do bardziej destrukcyjnych zachowań takich jak na przykład zażywanie narkotyków.
Ze względu na ich orientacje seksualną, członkowie społeczeństwa, często nie zdają sobie sprawy, jak szkodliwa może być dla ich psychyki dyskryminacja, albo odwracanie sie od ludzi, którzy wołają o pomoc. Skrywają w sobie ból, który przynoszą kolejne zwykłe dni, dlatego często sięgają po narkotyki, by poczuć coś lepszego. To może być również problem dla heterosekstualistów, istnieje wiele  organizacji z siedzibami, które chcą pomóc, ale nie mogą pomóc homoseksualistom, bo po prostu ich nie rozumieją. Za to Rainblow Coalition zatrudnia pracowników i wolontariuszy, którzy potrafią to zrozumieć.
Mamy ten film, po to, żeby pokazać wam jak straszne może się stać życie tych odrzuconych przez społeczeństwo ludzi. Ale zwracam uwagę, że ta prezentacja nie będzie odpowiednia dla ludzi ze słabymi nerwami. Panie Butler?- Louis skinął głową w stronę Ryana, dając mu znak, żeby puścił film.

Ryan wcisnął kilka przycisków na klawiaturze i zaczęło się odliczanie na ekranie, trzy.....dwa....jeden....

I pojawiło się.  Na białym ekranie, widoczne dla wszystkich. Jake Johnson jebał w dupe drugiego człowieka, wciągając kokainę z jego pleców.

-Słodki Jezu!!- zawołała pani Cope przyciskając rękę do serca w szoku.

Głowa Rogera powędrowała w stronę Jake z taką prędkością, że zmartwiłem się jego kręgami szyjnymi.
-Co to kurwa jest?!- krzyknął, uderzając pięścią w stół.

Jake wystrzelił z krzesła, szeroko otwierając oczy i usta, patrząc na dowód tego co robił na zajęciach pozalekcyjnych.

W pokoju rozległy się intensywne rozmowy, ale Jake jakby ich nie słyszał.

-Wiem...to smutne, prawda?- powiedział Louis ponuro, kręcąc głową i stanął naprzeciwko ekranu, patrząc na rozgrywającą sie tam gre.- Teraz....darowizna od firmy może zapewnić mężczyznom właściwą rehabilitacje w korzystnym otoczeniu. Dzięki Waszej pomocy, możemy poprowadzić te błądzące dusze wprowadzić z powrotem do głównego nurtu społeczeństwa, by żyli całkowicie normalnie jak reszta z nas.

-Jake! Żądam wyjaśnień! - Roger krzyknął, ignorując Louisa.

Bez żadnej przerwy, Louis nadal mówił przed wszystkimi.
-My w Rainblow Coalition chcialibyśmy już z góry wam podziękować. Zapewniamy, że każda darowizna będzie wykorzystana na szczytny cel. Dziękuje za poświęcony czas i uwagę. Wyjdę juz.- powiedział i podniósł walizkę, ignorując twarze oszołomionych ludzi. Potem zwrócił sie do mnie i potrząsną moją ręką.
-Panie Bieber dziekuje za gościnność.

-Ty!!-Jake warknął i odwrócił sie do mnie- Ty pieprzony sukinsynie, Ty to zrobiłeś!

Bez ostrzeżenia skoczył przez stół i przewrócił mnie na ziemię. Louis wydał wysoki pisk i odskoczył od nas. Od razu przejąłem nad nim kontrole, przytrzymując nogami Jake, chwyciłem za klapy jego drogiego garnituru.

-Posłuchaj mnie Jake. -zawarczałem- To? to jest nic. Nie tylko mam zdolność do pokazywania wideo z Twoim mały porno pokazem, ale mam również filmy z moich kamer, które dowodzą, że chciałeś zgwałcić Isabelle. Jest to całkowicie dopuszczalne w sądzie, dodając handel narkotykami, posiadanie, pomoc znanego przestępcy.....mógłbyś siedzieć całe życie. I wtedy to Ty będziesz gwałcony w dupe w kółko i w kółko, w więzieniu.

Louis pochylił sie nad nami i szepnął.
-Dla twojej wiadomości....duży, tęgi Meksykanin imieniem Chavez już na Ciebie czeka, frajerze!

Wyraz twarzy Jake przypominał mi osaczonego szczura, który nie miał dokąd uciekać...który zosatł uwięziony.
-Czego....chcecie?- warknął przez zaciśnięte zęby. Wyraźnie nie podobał mu sie fakt, że musiał sie przyznać do porażki.

Przesłałem mu tak samo zadowolony z siebie uśmiech, który nosił chwile przed tym jak jego świat zaczął się rozpadać.

-Nie wiele, tylko połowę firmy...i chce  żebyś opuścił stan. Nie, jeszcze lepiej....chce żebyś opuścił kraj. Wydaję się to na niska cenę za wolność. Czy nie uważasz?

-Skąd mam wiedzieć, że tak czy inaczej nie wyjawisz filmów?


-Nie możesz.- odpowiedziałem zgodnie z prawdą. - Ale tak bardzo jak mnie to boli, daje Ci słowo, że jak długo nie przekroczysz granicy, ja zostawię to dla siebie. Możesz za to podziekować Isabelli. Ona jest bardziej wyrozumiała niż ja kiedykolwiek mógłbym być.

-Albo ja- Louis powiedział, kopiąc frajera w bok głowy.

Ryan pociągnął go do tyłu i łapiąc jego dłonie, przycisnął je do jego klatki, powstrzymując go od kolejnego ciosu. Właśnie wtedy, Roger obszedł stół i zaczął iść w naszą stronę.

-Więc jak będzie, Johnson?- zapytałem go, żeby odpowiedział mi jeszcze zanim Roger by do nas dotarł.

-Dobra...jest Twoja. Cała Twoja!-zgodził sie.

-Masz dziesięć dni na załatwienie swoich spraw i wynoś się z kraju- powiedziałem, po czym puściłem tego robaka i stanąłem na nogach w tym samym momencie kiedy Roger podszedł do nas.

-Chryste, Jake! Wstydzę się za ciebie! Wstawaj z tej podłogi!- powiedział, szarpiąc go za ramię.

-Spotkanie zakończone-wymamrotałem triumfalnie, a następnie wyszedłem z Louisem i Ryanem z sali konferencyjnej, ciesząc się wygraną. Połowa spółki była tylko dodatkową korzyścią.


Isabella była prawdziwą nagrodą.

~*~

-Wciąż nie mogę uwierzyć, że to naprawdę koniec- powiedziała Bella z fotela pasażera mojej Vanquish, kiedy jechaliśmy autostradą do Forks.

Przekonałem Bellę, że po tym całym dramacie, który przeżyliśmy należy się nam przerwa, a Forks był na tyle cichym miasteczkiem, że pozwoliłby nam na przerwę pozwalając jednocześnie Belli odwiedzić jej rodziców. Myślała, że jedziemy do hotelu.

Nie będę zmieniał jej toku myślenia.

-To koniec, kochanie- powiedziałem, przenosząc nasze złączone dłonie do ust i pocałowałem jej pusty palec serdeczny, przesyłając jej krzywy uśmieszek.

-Aww, tam jest ten domek- Bella zagruchała jak domek pojawił się na naszym horyzoncie.

Musiałem puścić jej rękę by zwolnić auto i po woli wjechać na podjazd.

-Justin....-próbowała chyba mnie przed czymś ostrzec, ale wyszło jej to zabawnie. Kiedy zobaczyła jak moja brew powędrowała do góry i przegryzłem dolną wargę na wspomnienie ostatniego razu, kiedy tu byliśmy, powiedziała-Nie....uh-uh. Nie zrobimy tego znowu.

-Wysiądź z auta, skarbie- powiedziałem, otwierając własne drzwi.

Obszedłem samochód i nacisnąłem klamkę od drzwi po jej stronie. Miała skrzyżowane ramiona na piersiach.
-Nie, Justin. Możemy zrobić co tylko sobie upodobasz w pokoju hotelowym, ale nie tutaj, nie znowu. Ostatnim razem prawie nas złapali.

-Nie damy sie złapać- zapewniłem ją i pociągnąłem za rękę, wyciągając ją z siedzenia pasażera.

Szła za mną, niechętnie, ale na szczęście szła. Mogłem się domyślić, że gdzieś w środku, nie mogła się temu oprzeć i mogłem tą wiedzę wykorzystać na swoją korzyść. Może to był podstęp z mojej strony. No i co? Pozwij mnie.


Splatając nasze palce, kierowałem sie na tyły domku, idąc w stronę stawu i altany.

-Co Ty robisz? Jesteś szalony?- spytała i rozejrzała się w poszukiwaniu dowodu, że sąsiedzi już zaczęli nas podglądać.

-Tak, w rzeczy samej.- odpowiedziałem, podchodząc do huśtawki. - i to jest Twoja wina. Ty mnie doprowadziłaś do szaleństwa.

Odwróciłem ją tyłem do huśtawki i złapałem ją za ramiona, lekko ją w dół, żeby usiadła. Słońce właśnie zachodziło nad horyzontem i pomarańczowo-różowy blask promieni wydobywał jej najpiękniejsze szczegóły na jej twarzy. Mała rodzinka kaczek pływała w stawie w kształcie litery S, a ich ciche kwaczenie, były jedynymi dźwiękami, jakie mogliśmy usłyszeć.

Klęknąłem przed nią, zauważając jej zdziwiony wyraz twarzy.
-Chcę dać Ci wszystko, czego kiedykolwiek chciałaś, lub będziesz chciała, Bello. I tak zrobię. Ale jestem dupkiem, że nie zrobiłem wszystkiego w dobrej kolejności. - powiedziałem i wyciągnąłem niebieskie, aksamitne pudełeczko z kieszeni marynarki.

Westchnęła i przyłożyła palce do ust.
-Oh, Justin.

-Wiesz, jak na bycie przyszłą panią Justina Biebera, Twój serdeczny palec wydaje się strasznie goły.- powiedziałem, uśmiechając się do niej. Otworzyłem pudełeczko, odsłaniając jej pierścionek zaręczynowy.

To był jedyny w swoim rodzaju, przeznaczony dla jednej kobiety, ale miałem nadzieję, że będzie on przedmiotem bardzo długiej tradycji. Trzy karatowe diamenty wirowały wokół szmaragdowego szafiru. Nic zbyt ekstrawaganckiego, ale jego urok tkwił w prostocie.

-Był mojej mamy. - powiedziałem, wyjmując go z pudełka i sięgając po jej dłoń. Trzęsła się z nerwów i musiałem się uśmiechnąć, bo czułem, że sam trochę się trząsłem. - I teraz, chciałbym, żeby należał do Ciebie.

Wsunąłem pierścionek na jej palec i spojrzałem jej w oczy. Łzy delikatnie spłynęły jej po policzkach, jedna po drugiej. Jej uśmiech był najpiękniejszy jaki kiedykolwiek widziałem i właśnie w tamtym momencie zapragnąłem, żeby kurwa jakiś artysta uchwycił ten moment, na zawsze uwieczniając go w czasie.

Wytarłem ustami jej łzy, a po chwili złączyłem nas miękkim pocałunkiem.
-Kocham Cię, Isabello Groves.

-Ja też Cię kocham. - szepnęła, po czym spojrzała na pierścionek, który już był na swoim miejscu- Jest prześliczny. Dziękuje.

-Nie ma za co, ale jest coś jeszcze.- powiedziałem jej z diabelskim uśmieszkiem, wstając.

Podniosła głowę.
-Jeszcze? Co jeszcze?

-Chodź - powiedziałem łapiąc ją za rękę i znów ciągnąc by wstała.

Czułem jak wlekła się za mną i może powinienem zwolnić, ale byłem po prostu zbyt cholernie podekscytowany tym, co miałem jej pokazać. Gdy dotarliśmy na przód domu, odwróciłem się i ruszyłem w stronę drzwi.

-Gdzie Ty idziesz? Ktoś wezwie policje- mówiła szeptem i pociągnęła mnie za rękę z powrotem do samochodu.

Pociągnąłem trochę mocniej za jej dłoń, zmuszając ją by zderzyła się z moją klatką piersiową i owinąłem ramię wokół niej.
-Uspokój się, kochanie. Nikt nie zadzwoni na policję.- powiedziałem i przeniosłem zza niej rękę, aby mogła zobaczyć co w niej trzymałem. Na moim palcu wisiał klucz do domku.

Zajęło jej to chwilę, żeby zarejestrować co się działo. Rozejrzała się po podwórku i w końcu zauważyła, że zniknęła tabliczka "na sprzedaż" i pojawił się znak "sprzedane"
-Justin, nie zrobiłeś tego.

Czułem szeroki uśmiech, który tworzył się na moich ustach, który był w stanie pokazać, jak bardzo byłem z siebie dumny, że dałem kobiecie, którą szaleńczo kochałem, domek z jej dziecięcych marzeń.
-Witamy w domu, Bello.

Kiedy stała oszołomiona, umieściłem klucz w zamki i otworzyłem drzwi. Tak szybko jak wróciliśmy do domu po tamtej sytuacji, wiedziałem co chciałem zrobić. Złożyłem ofertę do właściciela domku. Okazało sie, że już było prawie sprzedane, ale kiedy zaoferowałem cztery razy większą gotówkę od ceny wywoławczej właściciel nie miał wątpliwości. Poprosiłem Jasmine, żeby tym się zajęła, i przysięgam, byłem pewien, że wygada się Belli. Byłem z niej cholernie dumny, że udało jej sie trzymać zamknięte usta.

Wziąłem dłoń Belli i przeprowadziłem ją przez próg. Zamknąłem za sobą drzwi i podszedłem do kominka, aby włączyć na pilocie ogień, który zaraz zaczął trawić drewniane kłody w środku.

-Co o tym myślisz?- zapytałem, stając sie troche nerwowy, że nadal nie nie mówiła.

Rozejrzała się. Chociaż przeprowadzili tutaj niewielkie przebudowy, wiedziałem, że urocze niuanse, które Bella tak bardzo uwielbiała, zostały nienaruszone. Podłogi były włożone nowe i wypolerowane, pozmieniali większość mebli, ale dalej był obecny ten stary styl.
Były tutaj wszystkie udogodnienia, które kiedyś na pewno by się przydały.

Ale Bella wciąż nic nie mówiła, a to mnie wprawiało w dziwne zdenerwowanie.

-Nie musisz zostawiać tego tak jak jest teraz. Poprosiłem Jasmine, żeby to udekorowała, bo nie chciałem, żeby wnętrze było puste, kiedy bym Ci to pokazywał. Możesz wszystko przerobić, jeśli to Ci się nie podoba.

Odwróciła się i zmniejszyła odległość między nami.
-Zamknij się, Justin. Za dużo mówisz- powiedziała, po czym palcami chwyciła moją koszulę i szarpnęła mnie za nią, przyciągając do siebie by pocałować mnie w sposób, który przewracał wszystkie moje wnętrzności.

I na tym sie nie skończyło.

Jej język, tak miękki i giętki, słodki jak wata cukrowa, bawił się z moim. Moje ręce powędrowały na tył jej głowy i jeszcze bardziej  przybliżyłem ją do siebie, biorąc wszystko, co dawała i dając jeszcze więcej w zamian.

Ciałem przyległa do mojego i sposób w jaki się ruszała....oh, Boże...sposób w jaki ta kobieta się ruszała był doprowadzający do szału.  Przyszła do mnie jako dziewica, bez doświadczenia seksualnego i choć moją intencją było nauczenie jej wszystkiego co mi się podobało, jej prawdziwym nauczycielem było jej własne ciało. Wiedziała, czego chce i rozpuszczała wszystkie zahamowania, kiedy dochodziło do zrealizowania tego. Myślała, że odpowiadała na żądania własnego ciała, ale to czego ona nie wiedziała, było to, że w ten sposób, odpowiadała również na moje.

Jej zwinne palce dryfowały po mojej koszuli, uwalniając po kolei każdy guzik. Nigdy nie przerwała pocałunku by nabrać powietrza. Nie potrzebowała tego; każdy skrawek powietrza dzieliliśmy między sobą. Wsunęła ręce pod koszulę i docisnęła je do mojej nagiej klatki. Każdy mięsień w moim ciele napiął się pod jej dotykiem. Kiedy w końcu przerwała pocałunek, poczułem natychmiastową stratę, ale skupiła się teraz na boku mojej szyi i to było też cholernie dobre.

Ustami ssała i przegryzała moją skórę. Przyciągnąłem ją bliżej, by mogła spotkać i otrzeć się o wybrzuszenie w moich spodniach. Przeniosła się na moją klatkę, wirując językiem na jednym z mich bardzo twardych sutkach. Po czym powoli, oh tak bardzo powoli, przeniosła ręce na moje ramiona i zsuwając koszule, swobodnie rzuciła ją na podłogę.

Kiedy jej usta zwróciły uwagę na drugiego sutka, wplotłem palce w jej włosy i przycisnąłem ją jej głowę do siebie. Po plecach przeszły mnie ciarki, kiedy poczułem jak jej paznokcie zaczęły ocierać się o moje mięśnie brzucha, aż do pasa moich dżinsów. Pociągnęła mnie za nie, zmuszając nas do jeszcze bliższego kontaktu i wtedy poczułem jej dłoń głaszczącą mnie po spodniach.

-Skarbie...-to było wszystko co mogłem powiedzieć przez swój ciężki oddech, próbując nie skończyć przedstawienia jeszcze jak mój fiut był schowany w spodniach.

Ściągnęła swoje buty, a ja przeniosłem ręce na rąbek jej koszuli. Mój kciuk pieścił jej gołą skórę tuż pod materiałem, ale to mi nie wystarczało. Więc, podniosłem koszule, ciągnąc ją przez jej głowe, by zaraz dołączyła do mojej na podłodze. Wyglądała olśniewająco w granatowym staniku, który podtrzymywał jej kremowe, piękne piersi. Moje ręce natychmiast ujęły je i zaczęły ugniatać przez cieńki materiał, tak jak wiedziałem, że lubiła. Kciukami zacząłem ogarniać jej sutki i poczułem jak zaczęła brać krótsze wdechy.

Tak, lubiła to. Tak bardzo, że rozpięła guzik od moich spodni i wsunęła rękę do środka.

-Chryte, Bella- syknąłem, kiedy przejechała wnętrzem dłoni po główce mojego penisa.

-Boże, jesteś tak cholernie twardy.- powiedziała zachwycona, przenosząc rękę po penisie, na tyle ile pozwalały jej ciasne granice moich dżinsów.

Spojrzałem w dół tak, że mogłem zobaczyć jak jej ręka powoli zsuwała moje spodnie. Główka fiuta szturchnęła lekko jej talie i widocznie, ona też to poczuła, bo cofnęła rękę z moich spodni i uklękła przede mną, biorąc końcówkę w usta. Czułem jak moje jaja powoli zaczęły się gotować.

-Musisz zwolnić, kochanie. Inaczej nie potrwa to długo. - powiedziałem, trzymając ją na lekki dystans.

Jej oczy zabłysły blaskiem.
-Nie chce zwalniać, Justin. Chcę Ciebie. Chcę Cię poczuć, grubego i twardego wewnątrz mnie. Chce poczuć Twoją spermę, zjeżdżającą po gardle. Chcę czuć Twoje usta i język na mojej cipce. Chcę to wszystko, Justin. Potrzebuje tego, a Ty mi obiecałeś, że dasz mi wszystko, czego tylko zapragnę.

-Kurwa- jęknąłem pod wpływem jej niegrzecznych słów. To była moja słabość i dobrze o tym wiedziała. Owinęła mnie wokół swojego małego palca, wiedziała jak działa, żeby moje słowa przekręcić na swoją korzyść. Ale to było zajebiste, bo chciałem dokładnie to samo, czego ona chciała.

Chwyciłem ją i przylgnąłem do jej ciała, mocno łącząc nasze usta w głodnym pocałunku. Delikatnie pchnąłem ją na poduszki, które leżały na podłodze, nigdy nie przerywając pocałunku.  Jej ręce były wszędzie, pieściła moją klatkę piersiową jeżdżąc również po ramionach i zatrzymując się na bicepsach. Napiąłem je dla niej, wiedząc, że to kochała, na co od razu jęknęła mi w usta, powierdzając, że naprawdę bardzo to lubiła.

Kiedy cieszyła się z moich poczynań, wykonałem szybką pracę przy jej staniku i ściągając go z jej ramion, cisnąłem nim gdzieś w bok. Jej okrągłe, jędrne piersi były dociśnięte do mojej nagiej klatki, a moje usta znalazły miejsce, gdzie jej szyja spotykała się z ramieniem. Jęknęła kiedy zacząłem delikatnie ssać jej skórę, a moje ręce powoli uwalniały jej biodra od dżinsów.

Całując miejsce wzdłuż szyi aż do jej ucha, ująłem jedną dłonią jej tyłek a drugą znalazłem jej wzgórek. Westchnęła i wbiła mi paznokcie w plecy, ssąc moje ramie.

-Czy to jest to czego potrzebujesz, kochanie?- zapytałem, powoli działając w jej delikatnym miejscu.

-Tak.....więcej....

Wsunąłem palce między jej jedwabiście mokre fałdki skóry
-Co Ty na to?

Jęknęła i przegryzła moje ramię, kręcąc jej biodrami.
-Mmmm....więcej....

-Jesteś bardzo łakoma, Isabello- wyszeptałem jej do ucha,  po czym lekko je przegryzłem, znajdując jej otwarcie i wpychając w nie swoje długie palce.

-Jezu- jęknęła, a jej głowa opadła do tyłu, dając mi jeszcze większy dostęp do jej szyi.

Przejechałem językiem wzdłuż jej brody i wciągnąłem głęboko powietrze. Zapach jej podniecenia mieszał się z perfumami, które miała na sobie. Oblizałem wargi, czując nagle przypływ dzikiej energii.

-Czuje Cię, Isabello. Twój zapach jest tak.....słodki, tak kuszący. Ruszałem palcami w tą i z powrotem, w wolnym tempie, kciukiem naciskając na jej mały kłębek nerwów. Przeniosła biodra do przodu, prosząc o więcej.
-Mmm....podoba Ci się, prawda kochanie? Lubisz kiedy pieprze Cie palcami, nie?

-Tak, o Boże tak- jęknęła, rozkładając uda tak szeroko, jak tylko pozwalały jej na to majtki i przybliżyła się do moich palców.
-Daj mi jeszcze więcej.

-Więcej? Co takiego?- zapytałem, ruszając palcami jeszcze szybciej i mocniej. Wydała z siebie głośny dźwięk, zaciskając bardziej ścianki wokół moich palców.
-Kurwa, kochanie...jesteś tak cholernie mokra. Musisz się położyć. Chcę to zobaczyć.

Dalej trzymała sie moich ramion, a ja powoli zacząłem kłaść ją na podłogowych poduszkach. Zaprotestowała jękiem, gdy wyjąłem z niej palce, by już całkiem ściągnąć z niej majtki. Musiałem widzieć to, kiedy przy niej tak pracowałem. Rozłożyła dla mnie nogi, chętna by zaprosić mnie do zadowolenia jej....i to chciałem zrobić.

Jej wilgotność błyszczała w świetle ognia i oblizałem wargi, nie mogąc się doczekać degustacji.
-Kurwa, to jest naprawdę piękna cipka, Isabello. I jest cała moja. - powiedziałem znów wpychając w nią palce.

Jęknęła i wygięła plecy w łuk. Pochyliłem się i złapałem w usta jeden z jej twardych sutków. Językiem jeździłem w każdą stronę, czasem go przegryzając.

-Mocniej, Justin- błagała.

Spełniłem to.....wbiłem mocniej w nią palce, chowając je aż po same kostki, na co ona pociągnęła mnie za włosy.

-Unghh....potrzebuję Cię w środku, kochanie- powiedziała, kręcąc biodrami w moją stronę.- Proszę...

Tak, czułem jej ból. Też potrzebowałem być w niej, po prostu nie mogłem znieść tego, że jeszcze mnie tam nie było. Wkurzało mnie to, bo miałem w myślach jeszcze wiele pomysłów, które mógłbym z nią wykonać, ale pieprzyć to......mieliśmy jeszcze przed sobą całe życie, więc wyciągnąłem z niej palce.

Podtrzymałem się na ręce i ściągnąłem do końca swoje spodnie, uwalniając swoje ruchy. Wziąłem w ręce penisa, a moja kochana asystentka od razu złapała mnie za tyłek.

Była bardzo chętna, podnosząc swoje biodra, ale postanowiłem trochę sie z nią podrażnić. Więc, potarłem główką penisa wzdłuż jej szparki, przyciskając go do łechtaczki i lekko nim poruszając. Jęknęła głośno i spojrzała w miejsce gdzie mój fiut ocierał sie o jej kobiecość. Kochałem ją torturować, zwiększać jej podniecenie, więc zsunąłem mojego kolegę z powrotem w dół, wciskając lekko w jej wejście, ale potem wróciłem do wcześniejszej pozycji. 

-Proszę, Justin...

-Tak, cholernie mi się to podobało jak mnie prosiła o mojego kutasa.

-O co prosisz, kochanie? Chcesz, żebym pieprzył tą piękną cipkę moim fiutem?- zapytałem, uśmiechając sie do niej.

Skinęła głową i przegryzła wargę, unosząc szybko klatka piersiową. Podniosła nogi i zaplotła je na moim tyłku, przybliżając do mnie biodra.

Spojrzałem między nas i przycisnąłem głowę penisa do jej wejścia, powoli witając w jej środku.  Oboje jęknęliśmy z przyjemności, kiedy w końcu byliśmy złączeni. Chciałem jeszcze więcej tego uczucia.

-Cholera jasna, to jest zajebiste, prawda?- zapytałem- To jak wchodzę w Ciebie na samym początku. Sposób w jaki Twoja cipka chwyta mojego penisa, tak gorąco, tak miękko, tak mokro....to uczucie....nie ma sobie równych.  Spróbujmy jeszcze raz, dobrze?

Patrząc na miejsce gdzie oboje byliśmy złączeni, wycofałem się z niej. Jej soki spływały z mojego penisa, a jej szparka znów stała się tak malutka, jakby nigdy mnie tam nie było. To był niesamowity widok.

Na powrót w nią pchnąłem, patrząc jak cały sie w niej zatopiłem. Moje gałki oczne powędrowały do tyłu, jeszcze raz chowając się w niej na całą długość.  Zawiła sie pode mną, ściskając mi tyłek.

Zachęciłem ją, by powiedziała to co najlepsze.
-Właśnie tak, kochanie...rób to czego pragniesz. Użyj mojego ciała dla Twojej przyjemności.

-Jesteś taki gruby, taki twardy- jęknęła- uwielbiam to jak czujesz się wewnątrz mnie.

Kurwa....moja ukochana włączyła u mnie pro przyspieszenie.

Znów z niej wyszedłem i na powrót uderzyłem.
-Tak?

Wbiła paznokcie w moje pośladki
-Boże, tak...szybciej.

Dałem jej to, co chciała, poruszając się w niej w pięciu szybkich pchnięciach, ale potem na chwile ustałem i opadłem na nią, podtrzymując się na ręce. Zrobiłem tak po to, żeby potrzeć jej łechtaczkę.

-Właśnie tak...-jęknęła- Och, Chryste...właśnie tak. Nie przestawaj.

Pchałem w nią w kółko i w kółko. Udało mi się znaleźć stałe tempo, żeby nie było ani zbyt szybko, ani zbyt wolno, a ona kołysała się przede mną, obijając się biodrami o moje. Rękami ściskała mój tyłek, zaciskając ścianki wokół mnie.

-Justin....będę...

-Zrób to, kochanie. Dojdź na moim fiucie.- jęknąłem, nadal się w niej poruszając.- o, cholera...pozwól mi poczuć, jak dobrze sie czujesz dzięki mnie.

Uniosła swoje plecy, kiedy mój penis twardniał coraz bardziej z każdym pchnięciem.

-Właśnie tak, kochanie.....właśnie tak- i wtedy poczułem znajome pulsowanie jej cipki wokół mojego fiuta, kiedy krzyczała moje imię.

Przyspieszyłem tempo, wbijając mocniej, głębiej. pomagając jej osiągnąć jej szczyt. Nie mogłem od niej oderwać oczu. Wyglądała tak pięknie w delikatnej poświacie ogniska. Lekki połysk potu pokrył jej twarz, jej wiśniowe wargi. Miała zamknięte oczy, przez co jej rzęsy pieściły miękką skórę pod nimi.

-Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie- szepnąłem, po czym pochyliłem sie by posmakować te soczyste usta.

Raz, dwa, trzy razy dotknąłem jej warg. Wsuwałem i wysuwałem z niej penisa. Jej piersi gnieździły sie pod moją klatą i znów polizała moje usta, ciągle trzymając dłonie na moich pośladkach. Tego było zbyt wiele.

-To jest niesamowite, Bello. Nie mogę tego dłużej trzymać.- ostrzegłem ją- dojdę w tej pięknej cipce.

Bella potrząsnęła głową i spojrzała mi w oczy.

-Nie...odmawiałeś mi już tyle razy. Nie pozwolę, żebyś zrobił to znowu. Dojdź w moich ustach, Justin. Chcę Ciebie spróbować.

-Och...cholera....nie wiem czy to utrzymam, skarbie....cipka jest....tak zajebista- ostrzegłem, robiąc wszystko, aby nie dojść.

-Teraz, Justin.....daj mi to teraz. Pieprz moje usta- domagała się.

Wyszedłem z niech, bardzo niechętnie, ale tak jak powiedziałem wcześniej, chciałem jej dać to czego chciała. Może to ona zaczęła od mojego seksualnego niewolnika, ale teraz to ja nim byłem.

Mój wymoczony w jej sokach fiut zakołysał się kiedy przeniosłem go do jej ust.

Przejeżdżając końcówką po jej ustach, pokryłem je jej własnym orgazmem.
-Posmakuj mnie, Isabello. Zobacz jak  smakuje mój fiut nasączony Twoimi sokami.

Otworzyła usta, a ja pchnąłem fiuta do środka.  Zamknęła buzię wokół mojej szerokości i zanuciła, smakując nasze smaki. Złapałem od tyłu jej głowę, ruszając biodrami.

-Smakujemy dobrze, Bello? Podoba Ci się jak smakujesz na moim penisie?

Odpowiedziała jękiem, a potem złapał mnie za tyłek, zmuszając mnie bym znalazł sie jeszcze głębiej w jej gardle. Czułem jej ścianę gardła, ale połknęła mnie jeszcze głębiej. Więcej nie mogłem znieść.

-Kurwa, kochanie! Kurwa, kurwa, kurwa - zawołałem, kiedy mój penis zaczął pulsować i wystrzeliłem spermą w tył jej gardła. Powoli pokiwała głową oczyszczając mnie do końca, aż zacząłem czuć, że powoli wiotłem w jej ustach.

-Cholera, kobieto, to wystarczy- zaśmiałem się, zmuszając ją by wypuściła mojego kutasa. -Jak nie skończysz tego zaraz to znowu stanę sie twardy.

-A co jest w tym złego?- zapytała.

Przysięgam na Boga, że cholernie ją kochałem.

Zszedłem z niej i położyłem sie obok, przyciągając jej ciało do swojego by mogła położyć głowę na mojej piersi. Lewą rękę położyła na moim brzuchu, a ja na nią spojrzałem. Kamienie z pierścionka mojej matki złapały światło ognia, przez co odzwierciedlił tęczę kolorów. Pierścionek w końcu znalazł dom.

Ja w końcu znalazłem dom. Co przypomniało mi...

-Tak więc, nigdy nie powiedziałaś- zacząłem- podoba Ci się dom?

Bella podniosła głowę i spojrzała na mnie. Powolny uśmiech wkradł się na jej twarz.
-Wiesz, że tak.- odpowiedziała.

Tak ,wiedziałem.

-Ale, um...tylko nie wiem jak to wszystko będzie działać- ciągnęła, ryzując wzorki na mojej klatce.

-Jak co będzie działać?- zapytałem, nie wiedząc w czym był problem.

-Masz rezydencje, a teraz jeszcze domek. Gdzie dokładnie, masz zamiar mieszkać?

-A, o tym- zacząłem, nagle czując się jak osioł, że nie omówiłem z nią tego wcześniej. Miałem w planie porozmawiać z nią o tym po pokazaniu jej domu, ale jedna rzecz doprowadziła do drugiej...no i tak już wyszło.-Wiesz, że Jake zapisał mi swoją połowę firmy?

-Tak....

-Więc, Ryan był bardzo lojalny wobec mnie przez lata i dobrze zna tajniki firmy, więc myślałem o tym, żeby zrobić go swoim partnerem.

-Justin, to wspaniale!- powiedziała z radością- Jasmine całkowicie oszaleje!

Zaśmiałem się, wiedząc, że na pewno tak będzie.

-Chwileczkę- powiedziała- co to ma wspólnego z tym, gdzie będziemy mieszkać?

-Ach tak!- kontynuowałem- To praktycznie nie ma nic wspólnego z tym gdzie będziemy mieszkać, ale ewentualnie, Ryan mógłby kontrolować rzeczy w biurze, które tego potrzebują. Więc z tego wynika, że możemy mieszkać gdzie tylko chcesz. Jeślibyś chciała mieszkać tutaj, by być bliżej rodziców, mogę po prostu przenieść tutaj moje biuro i pracować w domu.

-Ale Justin......dom Twoich rodziców to wszystko co Ci zostało po rodzinie. - powiedziała ciężkim głosem.

Przytuliłem ją do siebie i pocałowałem w czoło, bo tego chciałem, ale także dlatego, że wciąż tak bardzo martwiła się o innych.
-Ty jesteś teraz moją rodziną, Bello. I planuję mieć dużo pięknych, małych Belli...no i może jednego Justina, żeby nazwisko przetrwało.

Podniosła wysoko brwi, rozszerzając oczy, a na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech.
-Dzieci? Chcesz mieć dzieci?

-Mmmmmmmhmmm, dużo dzieci- poprawiłem ją.

-Tak więc- powiedziała zamyślona-będziemy potrzebować wielkiego domu, żeby pomieścić taką gromadkę, nie sądzisz?

Wzruszyłem ramionami.
-Przypuszczam, że tak.

-A Jasmine będzie potrzebować kogoś by się nią zajął, podczas gdy Ryan będzie do późna w pracy. W przeciwnym będzie mu truła dupę, że się niewłaściwie nią zajmuje.

-Pewnie tak- zgodziłem się.

-Mojej mamie już lepiej a tata wrócił do pracy. Louis zaczął szukać miejsca do zamieszkania w mieście.

Wiedziałem do czego zmierzała.
-Kochanie, chcesz mi powiedzieć, że chcesz mieszkać w Bieber rezydencji?

Wyglądała jakby miała przez to wyrzuty sumienia.
-Czy to straszne z mojej strony? Że nie rzucam się na okazję, żeby mieszkać tak blisko rodziców?

-W ogóle. Możesz odwiedzić ich, kiedy tylko chcesz. Po prostu będziemy mieć tutaj swój uroczy mały domek, w którym będziemy na Boże Narodzenie, Wielkanoc, wakacje....kiedy będziemy chcieć. Nie potrzebujemy powodu, żeby rzucić wszystko i przyjechać tutaj.

-Plus, tam, na Upper East Side nie mamy wścibskich sąsiadów i nie będziesz musiał odkładać swoich obowiązków co do Scarlet Lotus. - powiedziała

-Hej! Obrażam sie za to!- powiedziałem żartobliwie, łaskocząc ją.

-Żartuje! Żartuje!- śmiała się.

-Więc, Upper East Side?- zapytałem, chcąc żeby podjęła decyzje.

Skinęła głową.
-Upper East Side to jest to.

-Dobrze- powiedziałem, zadowolony z jej decyzji. Przekręciłem ją tak, że, podpierając sie na łokciach, leżałem nad nią z przebiegłym uśmieszkiem.
-A teraz zacznijmy robić te dzieciaki.

Kiedy pochyliłem się by skraść jej buziaka, ona przyłożyła palca między nasze usta.
-Justin, dalej mam to zabezpieczenie. Nie mogę mieć dzieci przez kolejne pięć lat.

Wzruszyłem ramionami.
-No to to usuniemy, ale w międzyczasie nie zaszkodzi poćwiczyć.

Zachichotała i w końcu ustąpiła, pozwalając mi namiętnie ją pocałować.

Takich właśnie nas chciałem. Chciałem widzieć nas beztrosko się śmiejących, uprawiających erotyczną miłość....po prostu szczęśliwych i wolnych. Wolnych od oszustw, wolnych od przyjaciół, którzy chcieli zrobić z nas ruiny, wolnych od uczucie, że tylko my chcieliśmy uratować życie kogoś, kogo kochamy.....wolnych od samotności.

To nie było idealne marzenie jakie każdy Amerykanin kiedyś miał, ale podstawa była ta sama; ktoś kogo można kochać, ktoś, kim można się opiekować, ktoś, kto wyciągnąłby nas z piekła, ktoś, kto powstrzymałby nas od złych zamiarów....ktoś, kto chciałby robić to wszystko w zamian.

I zdobędziemy te marzenia. Upewnie się, że tak będzie. Nie byłem tak naiwny, żeby myśleć, że wszystko byłoby idealnie, ale będziemy mieć swoje małe walki do wygrania, ale w dłuższej perspektywie czasu, mogliśmy wygrać kurwa nawet wojne.

Będziemy żyli długo i szczęśliwie.


_____________________________________________________

Jeszcze tylko 1 rozdział do końca :cccccc

Justin i Bella są tacy kochani, że aż lasjncufdbvifuehovdfno <3<3<3

ASK



38 komentarzy:

  1. Jaki kochany rozdział ! Haha i jak wrobili Jake'a, frajer huhuhu... Rozwalilo mnie to prima aprilis hah.. Szkoda, że to przedostatni rozdział...będę tęsknić :)

    OdpowiedzUsuń
  2. o masakra, kocham to*-*

    OdpowiedzUsuń
  3. boże to jest takie piękne.. kocham to<3
    hahha w każde prima aprilis będę pamiętać o tym rozdziale i o Jake'u .
    szkoda, że to ostatni rozdział, ale znając mnie będę wracać do tego opowiadania, w każdym wolnym czasie.
    wiem, że to za szybko na dziękowania itp., ale baaardzo baaardzo ci dziękuję, że zabrałaś się za to tłumaczenie i wytrwałaś do końca nie przejmując się hejtami bo pewnie ich trochę było + mam nadzieję, że za jakiś czas zabierzesz się za nowe tłumaczenie, które będzie tak wspaniałe jak to:))
    czekam na ostatni :*

    OdpowiedzUsuń
  4. hahaha Jake frajer

    OdpowiedzUsuń
  5. OMB ile się działo w tym rozdziale <3
    Bella j Justin są idealni <3
    dobrze tak Jake'owi, należało mu się za to wszystko co zrobił...
    nie wierzę, że jeszcze 1 rozdział:c

    OdpowiedzUsuń
  6. Jake = totalny frajer! Bosh jacy oni są cudowni :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Pokochałam to tłumaczenie i strasznie mi źle z tym,że się kończy,chciałabym jedynie podziękować Wam za to,że tłumaczyłyście tak świetne opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak to możliwe tylko 1 rozdział do końca, a ja tak mocno pokochałam to opowiadanie!!

    OdpowiedzUsuń
  9. boże, kocham to jfafasfjzfjsfdslzvv
    szkoda że już się kończy ;'ccc

    kocham wielbie

    @luvmynika

    OdpowiedzUsuń
  10. Wspaniały <3 Szkoda , że został tylko 1 rozdział :( Czekam na nn :*

    OdpowiedzUsuń
  11. omfg nie wierzę że został ostatni rozdział :o :( ten jest wspaniały :D czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  12. o boze o boze zajebisty hswhduwqgdwgdkjq czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  13. o mój boże. ♥ kooocham to szalenie xd ♥

    OdpowiedzUsuń
  14. omb
    zgon
    *-*
    @breassie

    OdpowiedzUsuń
  15. Geniallnnnneeeee<3333💜💜💜💜💜

    OdpowiedzUsuń
  16. awww, chcą mieć małego Justina <3

    OdpowiedzUsuń
  17. przedostatni?!?!?!?!?!?!?cooo bd tęsknić :CCCCCCCCCC oni tacy kochani ndnxdbdhfhdhwhwnsjsixuuhbvfftyhhhhbubjbhbhbhhu

    OdpowiedzUsuń
  18. Cooo?! Przedostatni rozdział?! Nieee... ja tak koffam to opowiadanie <3 Co do rozdziału zaj*bisty! Hehehe nieźle wkopali Jake'a :D Mam nadzieje, że szybko pojawi się kolejny (ostatni ;c) rozdział i... że zaczniesz tułmaczyć równie świetnego bloga ;* Kocham Cię i BARDZO dziękuje Ci za tułmaczenie <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ps. mówiłam, że Cię Kocham i Bardzo Dziękuje Za Tułmaczenie?! Taa... chyba tak! Ale i tak to powtórze... hehe KOCHAM CIĘ I DZIĘKUJE ZA TUŁMACZENIE! <3 ;**

      Usuń
  19. Jejku jak ja ich kocham ;3

    OdpowiedzUsuń
  20. sjkdlsfhgkjdhfghdhkfkd j cuuudooowny rozdział *O* i tylko jeden? :'c szkooodaaa :"(

    OdpowiedzUsuń
  21. cudowny!♥ nie mogę w to uwierzyć, że został 1 rozdział :"((( będę bardzo tęsknić za tym tłumaczeniem, kocham czytać to jacy oni są słodcy i wg tacy acnwbqibeqvqkju *.*

    OdpowiedzUsuń
  22. Rozdział cudowny.. Wielka szkoda że to już prawie koniec ale jestem bardzo wdzięczna za to tłumaczenie..

    OdpowiedzUsuń
  23. BOŻE JAKI CUDOWNY.... szkoda że już prawie koniec ;c

    OdpowiedzUsuń
  24. no więc LOFFCIAM TO TLUMACZENIE NO I CIEBIE szkoda że to przedostatni rozdział :3 :'( a pliss jak napisz w next roz. czy będziesz pisała/tłumaczyła opowiadanie/tlumaczenie

    OdpowiedzUsuń
  25. Twój blog został nominowany do Liebster Award Blog :) Gratuluje .
    Więcej informacji na moim blogu only-your-shadow.blogspot.com lub diary-of-lifee.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  26. Oni są słodcy. Schrupałabym ich. <3 Szkoda, że to już przedostatni rozdział :c
    Ale kiedyś musiałoby się skończyć...
    Już się nie mogę doczekać kolejnego!

    OdpowiedzUsuń
  27. Omg !! To jest po prostu genialne !! Oni są tacy uroczy ;) Ja chce mini Justinów ;* Nie chce końca ;<

    OdpowiedzUsuń
  28. Szkoda że już tylko jeden :( opowiadanie jest świetne kocham je.:D Anula

    OdpowiedzUsuń
  29. O matkoooooooo <333! KOCHAM TO ♥

    OdpowiedzUsuń
  30. Kiedy kolejny ?????????? Wyrobisz się w tym roku jeszcze ???

    OdpowiedzUsuń
  31. Nie wytrzymam XD to jest genialne <33333 będę ryczeć, to nie może być koniec ;c

    OdpowiedzUsuń