Strony

sobota, 7 września 2013

23. The Bubble is Popped

Bella

Stałam tam w oknie patrząc w dół na Justina. Był pół nagi, bez bluzki, bez butów....tylko w parze przemoczonych jeansów, które przyklejone były do jego smakowitej figury. Jego włosy przyległy do czoła, a długie rzęsy szybko mrugały by rozmazać krople deszczu....Jego język poruszył się, aby uchwycić jedną z idealnych kropli, które zwisały z jego ust. Patrzył na mnie  jak na coś cudownego, choć i tak wiedziałam, że wyglądałam jak siedem nieszczęść.

-Wyjdź za mnie

Jego słowa trafiły do mnie, przecinając bezlitosny wiatr, który okładał go pięściami, do czasu, aż nie zostałby całkowicie pobity i poobijany.

Moje serce podskoczyło w piersi jakby ktoś właśnie użył defibrylatora. Kolana ugięły się pode mną, a podłoga wydawała się opadać. Zacisnęłam dłonie na parapecie próbując utrzymać równowagę.

Próbowałam i nie udało się.

Poleciałam do przodu, wypadając z okna, ale w samą porę złapałam się gałęzi.

-Bella- Justin krzyknął do mnie. Czuć było strach w jego ochrypłym głosie.

Musiałam się jakoś do niego dostać, musiałam skoczyć prosto w jego ramiona i wtulić sie w niego. Kiedy byłam w połowie w pokoju a w połowie na zewnątrz, pomyślałam, pieprzyć to; jeżeli on w czasie sztormu mógł tutaj przyjechać. to ja też mogłam. Był tego wart.

Wyczołgałam się na gałąź, zimne krople deszczu kuły moją nagą skórę, nasączając koszulę Justina, którą wcześniej wzięłam od niego.

-Wracaj kurwa, do środka, Bella, zanim złamiesz swoją cholerną szyję!- Justin rozkazał, ale czy ja kiedykolwiek go słuchałam?

Zeszłam z wyższej gałęzi na niższą, która tylko dzieliła mnie od skoku na dół, do niego. I właśnie wtedy moja super-niezdarna strona postanowiła się obudzić. Próbowałam zrobić jakieś gest, by się utrzymać, ale ta psychiczna suka była silniejsza.

-Och cholera!- krzyknęłam w tym samym momencie, kiedy straciłam grunt pod nogami i spadłam głową naprzód.

Zamknęłam oczy by oszczędzić sobie widoku głowy pluskającej o ziemię, przewidując, że spłaszczy się ona jak mały M&M's. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy spotkałam na swojej drodzę inne ciało. Justin wyhamował mój upadek swoim ciałem, ale siła uderzenia posłała nas kozołkujących na ziemię.

W oddali słychać było grzmoty, podparłam się i spojrzałam na niego z góry, wciąż dziwiąc się, że on tam był.

Leżeliśmy tak w błocie, nie wymieniając żadnego słowa, po prostu patrząc na siebie nawzajem. Jego wzrok był pochłonięty moim, kiedy szukałam w jego oczach jakichkolwiek oznak żalu po nieoczekiwanych oświadczynach.

Nic takiego tam nie było.

To co mogłam ujrzeć to pragnienie, które ja też odczuwałam i to była pewność, która rozwiała wszelkie wątpliwości, prawda, która odzwierciedlała mnie. Kochałam tego mężczyznę i on kochał mnie....i to jest pieprzona prawda.

Jego mięśnie szczęki napięły się, kiedy podniósł ręce i zakrył nimi moje policzki. Wziął powoli głęboki wdech i ściągnął mi z czoła pęk mokrych włosów.
-Już nigdy więcej nie chcę być oddzielony od ciebie. Po prostu... nie potrafię tak-powiedział lekko załamującym się i drżącym głosem.

Czułam się tak samo, ale słowa utkwiły mi gardle, pochłonięte przez mnóstwo niezgłębionych emocji. Więc kiedy moja werbalna komunikacja zawiodła, zrobiłam co mogłam by przekazać moje uczucia inną drogą.

Zakryłam jego usta w namiętnym pocałunku, a mój język rozsunął jego wargi by go wreszcie posmakować. I, Jezu, był rozkoszny. Zatraciłam się w nim. Wszystko nie miało znaczenia; nieubłagany wiatr, fakt, że była trzecia nad ranem a pies sąsiadów brzmiał jak alarm samochodu. To wszystko....nie miało znaczenie.

Justin obrócił nas tak, że teraz ja wiłam się pod nim, żeby dostać się do niego jeszcze bliżej. Wyczuwając moją desperację, szarpnął za moją nagą nogę, przykładając sobie do biodra, aż poczułam materiał jego dżinsów napierających na moje centrum. Jęknęłam mu w usta. On zawsze wiedział czego potrzebowałam i już zawsze będzie się mną opiekować, tak jak obiecywał.

Moje ręce wędrowały po jego nagiej klatce, jego muskularnych ramionach, jego grubych bicepsach....każdy centymetr był mokry i śliski pod moim dotykiem. Objęłam go drugą nogą, trzymając go w uwięzi, nieskłonna by go kiedykolwiek znów wypuścić.

Justin zasłonił jedną ręką mój pośladek i poruszał biodrami, całując mnie gorąca i wymagająco. Kiedy nasze usta wreszcie się oderwały, jego utalentowane wargi przeszły na spód mojej szczęki, aż doszedł do wrażliwego miejsca tuż pod moim uchem.

I wtedy zatrzymał się, odsuwając się nagle by na mnie spojrzeć. Brwi miał ściągnięte, a usta rozchylone....on po prostu patrzył na mnie zmieszanym wzrokiem. Deszcz skapywał jak łzy z końcówek jego włosów, a jedna kropla spadła mi na policzek i spłynęła po nim w dół. Zabawne jak gazylion innych kropel nas atakowało, ale tylko ta jedna sprawiła, że przeszedł mnie dreszcz.

-O co chodzi?- zapytałam, niepewna czemu przestał, kiedy było coraz lepiej.

-Nie odpowiedziałaś mi na pytanie.

Zachichotałam i przewróciłam oczami.
-Justin właśnie wypadłam z okna, zeskoczyłam na dół po pieprzonym drzewie i praktycznie złamałam szyję. Wszystko po to, żeby dostać się do Ciebie. Naprawdę potrzebujesz jeszcze, żebym to powiedziała?

-Cóż, tak....tak jakby- Jego wyraz twarzy był bardzo poważny, kiedy kontynuował- Pytam Cię o zostanie moją żoną, o wychowanie moich dzieci, o zestarzenie się ze mną. Proszę Cię o rękę, Isabello Faye Groves...na lepsze i gorsze, w chorobie i zdrowiu, w bogactwie i w biedzie, aż do śmierci. Czy to brzmi jak coś co chcesz robić przez resztę swojego życia?

Przegryzłam dolną wargę by powstrzymać głupkowaty uśmiech rozprzestrzeniał się na mojej twarzy i wzruszyłam nonszalancko ramionami.
-Być może- wyśpiewałam radośnie nie mogąc dłużej powstrzymywać uśmiechu.

On też się uśmiechnął, ukazując swoje wszystkie idealnie i białe zęby.....aż chciałam je polizać.
-Tylko, być może?

-Szaleje za Tobą, Justinie Bieberze! I jestem pewna, że to dlatego, że jestem bezwarunkowo i nieodwołanie zakochana w Tobie, a nie dla tego, że faktycznie doprowadzasz mnie do szaleństwa. Więc, tak....myślę, że to brzmi jak coś co chciałabym już robić resztę swojego życia.

-Czy to znaczy 'tak'?-spytał, jakby tego potrzebował.

-Tak, Justin- odpowiedziałam, odbierając mu jakiekolwiek wątpliwości, które mógł jeszcze mieć.

Justin uśmiechnął się do mnie, wyglądając jak dziecko, które właśnie pierwszy raz weszło na siłownie
-Ok, to dobrze.

Westchnęłam, przejeżdżając ręką przez jego mokre włosy.
-Bardzo dobrze.- Mój wzrok powędrował na jego twarz. Jego piekne oczy świeciły miłością, uwielbieniem....namiętnością. Był szczęśliwy i to dzięki mnie.

Wyprostowałam palce i dotarłam nimi na jego wyszczególnioną szczękę, czując, że napięła się pod moim dotykiem, dopóki nie przeniosłam ich jeszcze bardziej, by poczuć miękkość jego warg. Zamknął oczy i pocałował moje opuszki. Wygiął w bok szyję, kiedy kontynuowałam podróż w dół na podbródek i jeszcze dalej, by zaraz delikatnie pieścić jego jabłko Adama. Jego szyja była gruba i muskularna, tętnica, która rezydowała pulsując esencje do życia, w jego pięknym ciele. To prawie było nie fair, że był tak pięknym człowiekiem. Ale nie narzekałam; bo będzie mój, już na zawsze.

-Kochaj się ze mną.

-Pewnie, ale musimy wydostać się z tego deszczu.-powiedział, wstając i zaraz pomógł mi też to zrobić- George prawdopodobnie utnie mi jaja za to.

Mimo kilku moich protestów, owinął swoje ramiona wokół moich, tak, że byłam skulona u jego boku i poszliśmy pod drzwi. Wtedy doszło do mnie; ja wyszłam oknem, a drzwi są zamknięte.

-Um, są zamknięte- powiedziałam mu.

-Huh, cóż, nie będziesz wspinać się z powrotem po tym cholernym drzewie, to na pewno- powiedział i rozejrzał się, szukając innego wyjścia- Tylne drzwi?

-Zamknięte.

Justin spojrzał w kierunku swojego samochodu.
-Musisz do nich zadzwonić, żeby Cię wpuścili. Pójdę po mój....telefon....-Jego głos zamilkł i przeklnął, przeczesując włosy- Cholera! Jestem takim idiotą. Zostawiłem telefon w domu.

-Przejechałeś tutaj tą całą drogę bez telefonu?-zapytałam.

-Bez telefonu, portfela, butów i koszuli-powiedziała z diabelskim błyskiem w oku- gdybym nie miał na sobie swoich spodni, to pewnie też bym ich zapomniał. Widzisz, co ze mną robisz?

Stanęłam na palcach i pocałowałam go, a on mnie objął.
-Okej, więc podsumujmy naszą sytuację. Oboje jesteśmy prawie nadzy, jest ciemno, pada deszcz, nie ma jak dostać się do środka...a ja Cię chce....teraz. Chodź za mną.

Wycofałam się z jego uścisku i wzięłam go za rękę, prowadząc go z ganku do alkowy z drzew obok mojego domu.

-Gdzie idziemy?-spytał zdezorientowany.

-Zobaczysz-odpowiedziałam, posyłając mu szelmowski uśmiech.

Kiedy przeszliśmy przez próg grubych drzew, zaprowadziłam go na sam środek. Zatrzymałam się i spojrzałam w górę, zwracając jego uwagę na bujne zadaszenie z koron drzew, które stanowiły barierę przed żywiołem.

-Co teraz? - zapytał, kiedy do niego podeszłam.

-Teraz-powiedziałam, pociągając za guzik od jego dżinsów- Uratujemy Cię od tych mokrych spodni, zanim nam się pochorujesz.

Justin westchnął i sięgnął do górnego guzika na mojej koszuli.
-No cóż, nie możemy na to pozwolić, prawda?

Pokręciłam głową, a potem pochyliłam się by dossać się do jego skóry na szyi, gdzie ciągle tętniła żyła, kiedy oboje  pracowaliśmy nad tym, aby pozbyć sie pozostałych naszych ubrań.

Kiedy wszystkie bariery zostały odrzucone, Justin podniósł mnie tak, że mogłam owinąć nogi wokół jego pasa, podczas gdy nasze usta, znów się odnalazły. Zniżył się na ziemię, aż wsparł się o pień drzewa, a ja usiadłam wygodnie na jego kolanach.

Jak mój język znalazł jego, zjechałam ręką w dół po jego klatce i brzuchu by odnaleźć jego penisa, wciśniętego między naszymi ciałami. Syknął i odchylił głowę do tyłu, kiedy go w końcu dotknęłam, dając mi większy dostęp do jego szyi i ramion. Nie traciłam ani sekundy czasu, pieszcząc delikatnie jego pyszną skóre swoim językiem, ustami.....zębami. Jego fiut był twardy, ale też gładki w mojej dłoni i przycisnęłam go do siebie, nacierając go w mojej wilgotności.

Jego ręce ujęły mój tyłek, po czym mnie podniósł i nakierował  się do mojego otworu. Zapełnił mnie całkowicie, tak jak zawsze to robił i tak jak zawsze będzie to robić. Oboje jęknęliśmy po odczuciu jakie przychodziło, kiedy nasze ciała ułożyły się jak jedna układanka.

Wreszcie mogłam jeździć na prawdziwym a nie na jakiejś jego syntetycznej, słabej podróbce, która nie mogła się nawet do niego porównywać.

Justin wypuścił moje włosy z kucyka, który i tak się ledwo trzymał, a potem pochylił głowę by uchwycić ustami jednego z moich sutków. Jego zęby ocierały się o utwardzony szczyt,ustami ssał, a język śmigał w tę i z powrotem w szalonym tempie. Wygięłam plecy w łuk i weszłam na niego do samego końca i zaczęłam go ujeżdżać. Powoli, delikatnie, kochaliśmy się szepcząc sobie ciche słówka.

Nie musiało to trwać długo byśmy oboje doszli do punktu kulminacyjnego. Myślę, że spędzenia tak długiego czasu z dala od siebie, wpłynęło na nas dość mocno. Plus, droga w którą nasz związek poszedł - obietnica spędzenia wielu lat spędzonych w towarzystwie kogoś, kogo się kocha, z bratnią duszą- doprowadziło nas do tego stopnia, że chcieliśmy się nawzajem skonsumować.

Konsumpcja miała swoje zalety.

Wkrótce wtuliłam sie w jego ramiona, a ciepło naszych ciał zastępowało całe ciepło, które potrzebowaliśmy. Byliśmy całkowicie wyczerpani i niezaprzeczalnie zaspokojeni.

-Musze iść- Justin niechętnie wyszeptał w moje gardło, kiedy jego ręce pieściły moje nagie plecy. - Nie chcę, ale Johnson ma jakiś problem, a ja nie mogę ryzykować kolejnym wolnym dniem przed posiedzeniem zarządu w poniedziałek.

Wyprostowałam się i dałam mu delikatny pocałunek, przeczesując jego włosy na skroni.
-W porządku. Rozumiem.

Jego ręce przeczesywały moje wilgotne włosy, które opadły na moich ramionach i ujął moją twarz, całując mnie głębiej. Rzeczywiście jęknęłam, gdy się odsunął.
-Jak Cię oddamy z powrotem do środka?

-Ty pojedziesz, a ja będę walić w drzwi- roześmiałam się.

-I co? co powiesz George'owi gdy zapyta jak wyszłaś w niczym tylko w mojej koszuli? Która swoją drogą, wygląda na Tobie bardzo cholernie dobrze.

-Nie martw się moim ojcem. Poradzę sobię z nim. - Powiedziałam, nie mając w ogóle pojęcia jak miałam mu to zamiar wyjaśnić, ale wiedziałam, że co bym wymyśliła coś.- Hej, jestem przyszłą panią Justina Drew Biebera.

Justin zagryzł wargę, a jego oczy obsesyjnie wpatrywały się w moje usta.
-Cholera, to brzmi dobrze.- Przytulił mnie mocno, a nastepnie ukradł mi dech głodnym pocałunkiem.

Chwilę później, po wielu kuksańcach, które zmobilizowały go, żeby zabrał wreszcie ten swój tyłek i nie spóźnił się do pracy, znalazłam się na ganku, pięścią waląc w drzwi.

Zgodnie z oczekiwaniami, zaspany George szarpnął i otworzył drzwi, a jego oczy rozszerzyły się, gdy zobaczył mnie.

-Bella? Co Ty do cholery robisz na zewnątrz w deszczu w środku nocy?- spytał.

Popchnęłam go lekko w bok, żeby wejść do środka, a on zamknął drzwi i odwrócił się do mnie czekając na odpowiedź. Moja mama weszła do przedpokoju, oczywiście też zbudzona.

-Co się tutaj dzieje? - spytała, wycierając senne oczy. Wyglądała jak okaz zdrowia, stojąc tam, oparta o framugę drzwi.

-właśnie miałem dostać odpowiedź na to pytanie.-George odpowiedział jej, nie opuszczając ze mnie wzroku-Bello?

Więc....powiedziałam im prawdę.

Odwróciłam się do mamy, wiedząc, że mam większą szansę u niej.
-Justin przyjechał i poprosił mnie o rękę.

-On, co?- spytała, rozszerzając oczy z podniecenia, a ogromny uśmiech rozszedł sie po jej twarzy.

-On, co?- mój ojciec także zapytał, a jego głos nie był już tak zadowolony jak mojej matki.

Odwróciłam się do niego i uniosłam głowę w determinacji.
-Poprosił mnie o rękę, a ja to przyjęłam.

-To wspaniale!- mama zapiszczała i podeszła by mnie przytulić.

George potarł dłońmi twarz z irytacją.
-I jak do cholery skończyłaś zamknięta na zewnątrz w deszczu?- spytał, opierając ramię o ścianę, a drugą ręke położył na biodrze.

-Zeszłam drzewem, aby się do niego dostać- powiedziałam zgodnie z prawdą.

-Och, to takie romantyczne- moja matka powiedziała marzycielskim tonem.

-To takie głupie- George odpowiedział- Mogłaś złamać kark, młoda damo. Gdzie on jest?

-Och przestań, George!- moja mama przyszła mi na ratunek- To wspaniała wiadomość a ja nie dam Ci tego nam zrujnować.

Nam....moja mama nie bardzo miała romantyczne zaręczyny, więc teraz żyła moimi. Z tego co mi opowiadała, George zabrał ją na randkę, odwrócił się, spojrzał na nią i powiedział "Więc, chcesz się związać?" Powiedziała mu 'pewnie', a on na to "Więc, to dobrze' po czym odwrócił się z powrotem, żeby odpalić auto. Ale nie narzekała; to był po prostu ich sposób. Podobnie jak oświadczyny Justina i moja akceptacja, była naszym sposobem.

-Zróbmy sobie jakąś kawę- powiedziała i pociągnęła mnie w stronę kuchni- Musisz mi wszystko opowiedzieć.

Ojciec westchnął z rezygnacją i przewrócił oczami.
-Wracam do łóżka.

Mama i ja wciąż siedziałyśmy w kuchni, gdy burza w końcu ustała i słońce pojawiło się na horyzoncie. Opowiedziałam jej całą historię, nawet z częścią kiedy kochaliśmy się pod altanką z drzew tuż obok. Cieszyła się każdym moim słowem jak dziecko, które wysłuchiwało bajki o Mikołaju.

-Pokaż mi pierścionek - powiedziała, podnosząc moją lewą rękę do góry, aby zobaczyć, że nic tam nie było.

Wzruszyłam ramionami.
-To było coś pod wpływem chwili. Poza tym ja naprawdę nie potrzebuje pierścionka.

-Bella, to jest Justin Bieber. Jestem pewna, że upewni się, że będziesz go miała.

-Tak czy inaczej, to nie ma znaczenia. Wystarczy mi wiedzieć, że mnie kocha.- i tak było. Nigdy nie chciałam mieć czegoś na pokaz, ale moja mama miała racje; Justin upewni się, że będę nosić pierścionek. Miałam tylko nadzieję, że to nie będzie coś wielkiego, co by kosztowało majątek. Cholera, mógł dać mi pierścionek z pudełka i jeżeli tylko by na mnie pasował to by mi odpowiadało.  Jasmine i Becky pewnie by zaczęły swoje przemówienia, ale nie obchodziło mnie to.

-Kochanie- mama powiedziała poważnie, łapiąc mnie za ręke- Musisz iść do niego. Nie możesz tu zostać.

-Mamo on to rozumie- powiedziałam, przerywając jej- Pojadę dopiero kiedy lepiej się poczujesz.

-Teraz posłuchaj mnie Isabello Faye Groves.-jej głos brzmiał jak ten matczyny- Czuję się dobrze. W rzeczywistości, nigdy nie czułam się lepiej. Czas, żebyś przestała żyć przy mnie czy przy ojcu i żyć swoim życiem. Ten człowiek oszalał na Twoim punkcie, a Ty oszalałaś na jego. Idź. Nalegam.

-Wyrzucasz mnie?- zapytałam z udawanym oburzeniem.

-Tak właśnie- powiedziała, pogrywając ze mną- Bierz swoją dupę i wynoś się z mojego domu.

Miałyśmy niezły ubaw z tego i w koncu mnie przytuliła. Wciąż byłam pewnego rodzaju oniemiała wewnątrz, wiedząc, że ja i Justin w końcu będziemy razem, bez niczego co by potrafiło nas rozdzielić. Cooch również była podekscytowana tą perspektywą.

Justin zadzwonił do mnie by mnie powiadomić, że dojechał bezpiecznie do domu i ze był właśnie w drodze do pracy. Postanowiłam mu nie mówić, że wracałam do niego do domu, albo o tym, że powiedziałam rodzince o nadchodzących zaślubinach. Chciałam zobaczyć jego wyraz twarzy, kiedy mi zobaczy.

Zadzwoniłam do Louisa i obudziłam jego leniwy tyłek, aby powiedzieć mu dobrą nowinę. Po około trzech długich minutach, słuchałam jego narzekań o obudzeniu go, ale w końcu przerwałam mu i po prostu wyrzuciłam z siebie te słowa. Jego reakcja?

-Zamknij swoje nieodpowiednie usta, suko! Przysięgam na Oprah, że jeżeli mnie okłamujesz, utnę Ci język i użyje jako papier toaletowy!

Śmiałam się z jego groźby, chociaż wiedziałam, że miał na myśli wszystko to co powiedział.
-Nie kłamię, Louis. Czujesz się jako moja druhna?

Louis westchnał.
-Zawsze jako pomocnica panny młodej, nigdy jako ona sama. Oczywiście, ale wiesz, że będe lepiej wyglądać od Ciebie, prawda? Więc nie bądź wściekła, kiedy ten wspaniały kawał mężczyzny porzuci Cię przed ołtarzem, aby mógł ujeżdżać mnie przy zachodzie słońca.

-Tak, tak ,tak, wiem. - odpowiedziałam i przewróciłam oczami. A teraz weź tą swoją sztywną dupę i przyjedź tutaj. Potrzebuje podwózki do Nowego Jorku

-Masz szczęście, że pracuje dzisiaj wieczorem- prychnął- Będę tam szybciej niż osioł wywija swoim penisem.

Wyjęłam swoje spakowane walizki przed drzwi, kiedy zobaczyłam mojego ojca siedzącego w kuchni. Spojrzał na mnie i przesłał mi to zasmucone spojrzenie, po czym zwrócił uwagę na swoją kanapkę.

Ramiona mi opadły, wiedząc, że był zdenerwowany, ale trzymał swój język za zębami ze względu na moją matkę. Musiałam z nim porozmawiać.

-Tato?- powiedziałam, wchodząc do kuchni i siadając obok niego.

Odchrząknął i oparł się o krzesło, próbując wyglądać nonszalancko.
-Co jest, dzieciaku?

-Wiesz, że będzie w porządku, tak?

-Powiem Ci co wiem- powiedziała, krzyżując ramiona w defensywie- Niczego nie rozumiem. Idziesz na studia, pieniądze pojawiły się znikąd na naszym koncie, Twoja matka dostała najlepszego kardiologa w mieście, cholera, w całym kraju, pokazujesz się z tym kolesiem, który ma więcej pieniędzy, niż wie co z nimi zrobić i nagle moja córeczka wychodzi za niego za mąż. Cholera, on nawet nie zapytał mnie o Twoją rękę. Teraz mi powiedz, Bella, czy mi się dziwisz, że się martwię?

-Wiem, tato. Ale musisz mi zaufać. Nie jestem już małą dziewczynką. Wiem, co robię.

Odwrócił głowę w stronę okna, po czym westchnął.
-Kochasz go?

Położyłam rękę na jego ramieniu, a on odwrócił się i spojrzał na mnie.
-Bardziej, niż kiedyś myślałam, że to możliwe. On też mnie kocha....bardzo.

Zapadło milczenie między nami, aż w końcu coś powiedział.

-Wiesz, kiedy po raz pierwszy trzymałem Twoje małe ciałko w swoich ramionach, przyrzekłem sobię, że będę Cię chronić i trzymać daleko od okrutnych stron, które świat nam cały czas oferuje. Ale także obiecałem sobię, że nie będę zbyt nadopiekuńczy, co by Cię trzymało od bycia szczęśliwą.

-Justin sprawia, że jestem szczęśliwa, tato.- starałam się przekazać mu moją szczerość wzrokiem.- Jestem nieszczęśliwa bez niego. Chcę spędzić resztę życia na kochaniu go i pozwalaniu by on też mnie kochał. Ale nie mogę być w pełni szczęśliwa bez Twojego błogosławieństwa. Chcę, żebyś odprowadził mnie na ołtarz i oddał Justinowi, wiedząc, że będę w dobrych rękach. Nie możesz po prostu zrobić jakiegoś sprawdzenia go  w aktach czy cos? To by sprawiło, że poczujesz się lepiej?

George uśmiechnął się złośliwie.
-Już to zrobiłem. Sprawdziłem go. Cholera, na papierze wygląda na dobrego człowieka.

Uderzyłam go żartobliwie w ramię.
-Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś.

-Nie możesz uwierzyć, że zrobiłem wszystko co mogłem, by dowiedzieć się czy moja córeczka nie spotyka się z seryjnym zabójcom? - spytał.

Skinęłam głową ustępując.
-W porządku, rozumiem. Więc, mamy Twoje błogosławieństwo?

George spojrzał na stół, namoczył czipsa w sosie i wzruszył ramionami.
-Myślę, że tak. Ale jeśli wyjdzie chociaż milimetr poza linię, będzie miał mnie na swoim tyłku z kijem.-powiedział i wcisnął do buzi czipsa.

Rzuciłam się mu na szyję i mocno go przytuliłam.
-Dziękuje, tato! Ale jak coś to wiesz....będziesz stać w kolejce za Louisem by włożyć mu coś do tyłka.

-Ach, jejku, Bella- jęknął,a ja zachichotałam na jego reakcję. Potem odsunął talerz, tracąc apetyt.

~~*~~

-Święta torpedo- Louis wydyszał i rozejrzał się w zachwycie, kiedy weszliśmy przez przednie drzwi do Scarlet Lotus.

-Wow, to jest....imponujące-powiedziałam rozglądając się po ozdobnych lampach, które rozświetlały hol.- Mój mężczyzna zrobił to świetnie, naprawdę.

-Nienawidzę Cię teraz. - Louis zmrużył oczy na mnie z zazdrością.- Pamiętaj, że to co Twoje, to też moje.

-To nie będzie moje, Louis- powiedziała i w tym samym momencie zauważyłam Jasmine, która do nas machała.- Nie chcę niczego innego od Justina niż jego miłość.....a może nie, chcę też jego ciało.

-Gratulacje!- Jasmine zapiszczała, kiedy do niej dotarliśmy, a następnie rzuciła mi się na szyję z niedźwiedzim uściskiem. Była taką malutką osóbką, ale na pewno bardzo mocną. Myśle, że to prawda, że mrówki są w stanie podnieść ciało większe od nich o pięćdziesiąt razy.

-Um, czeeeeeść?- Louis powiedział z irytacją.- Dlaczego wszyscy rzucają się na mięso, jeżeli tutaj stoi całe menu?

-Oh, przepraszam, Louis- powiedziała Jasmine i przesłała mu w powietrzu pocałunki w każdy policzek. Kiedy odsunęła się, widać było podekscytowanie w jej oczach.- Więc, chodź. Chodźmy na górę, do Twojego narzeczonego.

Zaprowadziła nas do windy, do której weszliśmy, a ona wcisnęła przycisk piętra, na którym był Justin. Całą jazdę wypytywała o ślub; kto to zaplanuje, kto się zajmie weselem, data i lista szła dalej i dalej. Widziałam w niej rosnące rozdrażnienie, gdy każda odpowiedź na jej odpowiedź to była "nie wiem"

-Jasmine, on mnie zapytał o ręke tylko kilka godzin temu. Kiedy ja to miałam wszystko obmyśleć?

-Pff- prychnęła z lekceważącym machnięciem ręki- Kochana, ja swój ślub miałam zaplanowany już, kiedy miałam trzy lata.

Jakoś, nie wątpiłam.

Drzwi zadzwoniły, sygnalizując dojazd do celu i drzwi się otworzyły. Szliśmy za Jasmine w głąb korytarza, a ja zauważyłam, że każdy zatrzymywał się i patrzył na nas, jakbyśmy byli na pokazie. To sprawiało, że czułam się  dość niekomfortowo, kiedy rozpoznawałam niektóre twarze z balu. W szczególności tą laskę Bethany. Na jej twarzy pojawił się grymas, na co zastanowiłam się czy wiedziała już, że Justin już nie jest dla niej dostępny.

Pieprzcie się, suki! Nowojorski, najbardziej spełniający wszystkie punkty kawaler był mój, cały mój. Więc możesz wziąć już swoje pazury i iść obszczekiwać inne drzewo.

Oczywiście, byłam zbyt dużą damą, żeby to powiedzieć na głos. Cóż, a może nie, ale nie chciałam, że pracownicy Justina myśleli, że poślubi jakiegoś śmiecia.

-Hej, żonko! Co Ty tutaj robisz?- Ryan zdziwił się, kiedy weszliśmy do jego biura. Jego oczy prawie wyszły z orbit, kiedy wyszłam zza Jasmine- O cholera jasna! Co Ty tu robisz?

-Cii- Jasmine przyłożyła rękę do jego ust- Czy on tam jest?

Ryan tylko skinął głową, bo tylko to mógł.
-Więc? Na co czekasz? Idź do niego.-Jasmine powiedziała do mnie i skinęła głową na drzwi do biura Justina.

Podeszłam i otworzyłam drzwi. Siedział przy biurku, odwrócony do mnie plecami, patrząc przez okno, jakby był milion kilometrów stąd. Jego włosy były potargane, a szczękę miał bardziej niechlujną niż zwykle. Najwyraźniej jego mała spontaniczna podróż do Brooklynu, pozbawiła go czasu na golenie.

-Czas na drugie myśli? - cicho zapytała, zamykając za sobą drzwi.

Justin obrócił się na krześle, podniósł brwi i otworzył szeroko oczy.

-Niespodzianka- zagruchałam, idąc w jego kierunku.

-Bella? Co tutaj robisz?

-Pomyślałam, że obydwoje możemy grać w tą całą wizytacyjną grę. -usiadłam mu na kolanach.- Tylko, że już nie wracam. Jestem tu by zostać. Mama przyrzekła, że już dobrze się czuje, a mój ojciec....cóż, mamy jego błogosławieństwo.

Czułam jak całe jego ciało zrelaksowało się pode mną, jakby całe napięcie związane z naszą separacją, nagle rozpłynęło się po moich słowach. Jego uścisk wzmocnił się, kiedy pochyliłam się i otarłam o jego ucho.

-Wygląda na to, że jesteś skazany na mnie- szepnęłam.

Justin ujął moją twarz w swoje dłonie i nakierował ją na swoją twarz.
-Witaj w domu, kochanie- powiedział mi w usta, po czym uchwycił je w palącym pocałunku.

Wytapiałam się pod nim, dzięki niemu, w czasie kiedy jego słowa przenikały moją skórę i stawały się częścią mnie. Wróciłam, gdzie należałam, w ramiona mężczyzny, który podbił moje serce na wieczność. Moja matka wyzdrowiała, ojciec wrócił do pracy...wszystko było w porządku i nic nie mogło przebić małego szczęśliwego balonika, w którym się znalazłem.

-Joł, Bieber!- drzwi do biura Justina otworzyły się, zakłócając naszą chwilę szczęścia, kiedy głos, którego chciałam zapomnieć na wieki, skaził powietrze.

Justin warknął głosem pełnym gniewu.
-Czego chcesz, Johnson? I co Ty robisz wpadając do mojego biura bez zapowiedzi?

-Oh wow....mieliście zabiar to robić tutaj? Bo jestem pewien, że to jest niezgodne z zasadami filmy. Zawsze jak chcesz to możemy o to zapytać w poniedziałek na radzie zarządu.

Spojrzałam na niego pełnym wzrokiem i on rzeczywiście zrobił krok do tyłu.
-Przyszedłeś szukać kolacji, podkraść okruchy?

-Isabello- powiedział, uśmiechając się szeroko na powitanie- Dalej nim się zadowalasz? Kiedy wreszcie puścisz Biebera i weźmiesz Wielkiego Pana Penisa?

Justin próbował wstać z krzesła, ale udało mi się go utrzymać, ledwo. Mimo, że bardzo chciałam, żeby Justin pokonał tego człowieka, to po prostu nie było warte utraty jego firmy.
-Daj spokój, kochanie. On nie jest tego wart. On po prostu cierpi przez penisową zazdrość

-Och, moje uczucia- Jake zawył, przykładając sobię rękę do piersi i wydął dolną wargę.

Zignorowałam go i wstałam, odwracając się do Justina.
-Pójdę do domu, by się rozpakować. Zobaczymy się jak wrócisz z pracy. - upewniając się, że Jake wiedział jak cała sprawa się miała, pocałowałam Justina, lecz to był tak gorący pocałunek, że aż moje palce się zwinęły. - Kocham Cię- powiedziałam a następnie ruszyłam w stronę drzwi.

-Rusz się!- rozkazałam Jake'owi.

Był na tyle mądry i się przesunął w bok, ale nie darował sobie sarkasycznego uśmieszka.
-Też Cię kocham, kochanie.

Louis, Ryan i Jasmine właśnie wracali do biura ze świeżą kawą.

-Och, cholera- Ryan westchnął, kiedy zobaczył plecy Jake'a.

-Dawaj telefon. Kim był ten kawałek wysokiego, ciemnowłosego i przystojnego mężczyzny? - Louis zapytał, obczajając go.

-On jest taki jak ci, których lubimy nazywać żałosnymi łajdakami.- Jasmine odpowiedziała.

-Nie, poważnie. Kim on był?- Louis zapytał ponownie- Myślę, że może go znam.

-Miejmy nadzieję, ze nie- powiedziałam- To jest Jake Johnson. Jest właścicielem drugiej połowy Scarlet Lotus.

-Jesteś pewna? Wyglądał strasznie znajomo.

-Bez urazy, Louis, ale wątpie czy on się kręci w Twoich kręgach.- Ryan powiedział, siadając na rogu swojego biurka i pociągnął Jasmine między swoje nogi.

-Huh...no nieważne. To nie ma znaczenia, w każdym razie. - powiedział, porzucając ten temat. Potem odwrócił się do mnie- Gotowa do wyjścia? Nie mam zbyt wiele czasu, bo muszę być w pracy, a wciąż trzeba wyładować Twoje wszystkie śmieci na plebanię.

-Tak, jestem gotowa.- pobiegłam do Jasmine i Ryana by się z nimi pożegnać. Oczywiście Jasmine obiecała, że będzie pierwsza na miejscu rano, żeby rozpocząć przygotowania ślubne. Wzdrygnęłam się na samą myśl.

Louis i ja pojechaliśmy do willi i z pomocą Riley'a rozładowaliśmy wszystkie moje rzeczy i ułozyliśmy je w sypialni Justina. Louis już poszedł do pracy a ja weszłam do kuchni by nalać sobie szklankę wody z lodem, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Jak szłam w stronę drzwi, dostrzegłam różowy szalik Louisa, gdzie go wcześniej ściągnął.

Chwyciłam go, wiedząc, że Louis po prostu nie mógł się bez niego obyć i otworzyłam drzwi by mu go oddać.
-Zapomniałeś szali....-mój głos uwiązł w gardle, gdy uświadomiłam sobie, że po drugiej stronie drzwi, wcale nie było Louisa.

-Kochanie, jestem w domu- Jake Johnson stał tam z głupkowatym uśmieszkiem na mordzie.

-Justina nie ma jeszcze w domu- powiedziałam i spróbowałam zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, ale on przytrzymał je ręką.

-Nie jestem tu do Justina. Jestem tu do Ciebie- powiedział, zmuszając mnie bym się cofnęła, a on wszedł do środka.

-Nie złapałeś aluzji, prawda?- zapytałam, rozwścieczona jego zachowaniem- Nie chcę mieć z Toba nic wspólnego, dupku.

Jake szedł naprzód, aż moje plecy styknęły się ze ścianą i zakleszczył mnie. Uśmiechnął się, przyklejając swoją klatkę piersiową do mnie i swoimi groteskowymi dłońmi odciągnął kosmyk włosów z mojej twarzy.

-Czego Ty chcesz, Jake?- zapytałam, starając się brzmieć na złą, ale było coś w nim co podnosiło mój żołądek do gardła. Był niemal groźny.

-Chcę Ciebie.

-Cóż, ja Ciebie nie.

-Ach, nie martw się, kochanie. Mogę Ci zapłacić....tak jak zrobił to mój biznesowy partner.

Czułam jak cała krew dopłynęła mi do buzi pod wpływem jego słów i nagle byłam sparaliżowana ze strachu.

-Ile to będzie? Tysiąc? Dziesięć tysięcy? Sto tysięcy? Och, nie. Ostateczna cena będzie million dolarów, prawda? Cholera, to musi być jakaś cipka ze złota.

Och, Boze. On wiedział.

-Nie wiem o czym Ty mówisz- mój głos drżał i był niewiarygodny nawet w moich uszach.

-Nie?- miał wyraz twarzy, który mówił, że doskonale wiedział, że wiedziałam o czym mówił. - Zobaczmy czy to Ci coś przypomni. Justin kupił Cię na aukcji niewolnic za mill....by być jego niewolnicą seksu. Brzmi znajomo?

Moje ciało trzęsło się z niepokoju. Wiedział. Nie wiem jak, ale wiedział.

-Skąd to wiesz?

Jake się zaśmiał.
-Mogę mieć dostęp do pewnych umów.

Znalazł umowę? Ale w jaki sposób?

-Czego chcesz?- zapytałam, gotowa wysłuchać jego żądań.

Owinął rękę wokół mojej talii i podciągnął mnie do siebie. Potem pochylił się i wyszeptał mi do ucha.
-Chce zkosztować Twojej złotej cipki.

-Nie!-odepchnęłam się od niego, ale on był zbyt mocny i nie mogłam go ruszyć.

-Przyznaj to. Jesteś dziwką, Isabello. To jest to za co Ci płacą. Tylko zamiast pieniędzy, Twoją nagrodą będzie moje milczenie. Justin utrzyma swoją połowę firmy, ja namoczę mojego penisa w tej cipce za milion dolarów, a Ty poznasz wreszcie, jak to jest być z prawdziwym mężczyzną. Każdy coś wygra- powiedział i polizał moją skórę od obojczyka, aż do płatka mojego ucha.

-Jeśli, tego nie zrobisz....cóż, pójdę do zarządu i ich przekonam. Justin straci wszystko; jego firmę, jego godność i pozycję w oczach opinii publicznej. A Twoi rodzicie będą wiedzieć, że ich córka nie jest nikim więcej jak tylko dziwką. Więc jak będzie, Isabello?

Przeniósł swoją łapę na moją pierś i zaczął ją ściskać jak by to była piłeczka na stres. Czułam sie całkowicie bezbronna byłam bardzo przestraszona. Jego gorący oddech sunął po mojej skórze jak zaczął składach oślizgłe pocałunki wzdłuż mojej szyi.

Moje serce waliło jak wściekłe w klatce, kiedy próbowałam wymyśleć plan wyjścia z kłopotliwej sytuacji, w jakiej się znalazłam. Justin. Chciałam mojego Justina. Miał być za niedługo w domu i wtedy by.....

I wtedy to do mnie dotarło. To było dokładnie to na co Jake liczył. Jake chciał, żeby Justin przyszedł i zobaczył mnie pieprzącą się z nim, tak samo jak kiedyś przyszedł i znalazł go pieprzącego się z Seleną. Chodziło mu o to, żeby go już totalnie zniszczyć.

Więc decyzja, którą pozostało mi podjąć to pozwolić mu się wydymać i złamać serce Justin'owi, albo mu odmówić i patrzeć bezradnie jak firma Justina zostałaby przekazana dla Jake Johnson'a, firma, którą zbudowali jego rodzice od podstaw. Jego reputacja zostałaby zniszczona, Justin byłby zniszczony. A moi rodzice dowiedzieliby się, co zrobiłam. Ale jeżeli wszedłby i nas zobaczył razem....mogłoby to zrobić więcej szkód. Czy Justin mógłby mnie jeszcze po tym kochać? Tak czy inaczej, nie było łatwej odpowiedzi.

Twarz Justina błysnęła mi przed oczyma; udręczony wyraz twarzy, kiedy powiedział mi po raz pierwszy, że się we mnie zakochał, błysk w jego oku, kiedy w końcu dostałam szansę by mu odpowiedzieć, desperacja, gdy stał pół nagi w deszczu  i poprosił mnie o rękę. Nie mogłam rozerwać mu serca. Ja po prostu....nie mogłam pozwolić, by przeszedł to samo co ze swoją byłą.

Materialne rzeczy on mógł naprawić. Justin był mądry i miał talent do odbudowy. Co do jego potępiania w oczach opinii publicznej; ludzie byli krwiożerczy i bezwzględni, gdy chodziło o gwiazdy, ale jak tylko ktoś następny spadnie z nieba, jego grzechy byłyby zapomniane. Tak, ja zawsze widziałabym rozczarowanie w oczach moich rodziców, po tym jakby się dowiedzieli, że ich córka sprzedała swoje ciało za milion dolarów, ale utrata ich szacunku miała mniejszą cenę, gdy myślałam o alternatywie.

To było o wiele trudniejsze by naprawić złamane serce, a Justin miał mieć jeszcze więcej zmartwień. Długo mu to zajęło by zaufać komuś, a on zostawił wszystko w moich dłoniach. Nie było mowy, żebym to zepsuła.

-Nie- odpowiedziałam Jake'owi- Nie będę sie z Toba pieprzyć. Należę do Justina i tylko do niego. Ja jestem tylko jego.

Czułam jak jego wszystkie mięśnie się napięły, kiedy doszły do niego moje słowa. Niski ryk rozbrzmiał z jego piersi, odsunął się kawałek i spojrzał na mnie z góry.
-Będę Cię mieć. Czy tego chcesz czy nie.

Zanim nawet miałam szansę by zareagować, złapał za moją koszulkę i rozerwał ją, wysyłając na podłogę wszystkie guziczki.

-Nie!- krzyknęłam i zebrałam całą swoją siłę, by go odepchnąć.

To było na tyle silne, żeby się wycofał, dając mi odpowiednią ilość miejsca, aby wydostać się z jego szponów. Zaczęłam biec do drzwi, ale Jake siedział mi na piętach. Dokładnie wtedy, kiedy złapałam klamkę, chwycił mnie za ramię i pociągnął mnie z powrotem do tyłu. Przejechałam po podłodze, aż uderzyłam głową o ścianę.

Spojrzałam na niego, kiedy podchodził, rozpinając sobie spodnie. Gramoliłam się, próbując uciec, ale on był już na mnie w nanosekundzie. Więc, zrobiłam to co mi tylko pozostawało.

Walczyłam. Jeśli on zamierzał mnie dostać, nie mogło obyć się to bez walki. Kiedy uniósł się, wykopałam stopę, przybijając ją do jego jaj.

-Ty dziwko!- splunął, zginając się, ale wcale się nie poddał. Złapał gwałtownie moje ramiona i przycisnął mnie do podłogi. Byłam uwięziona pod jego ciężarem, nie mogłam się ruszyć. Wcisnął kolana między moje uda, zmuszając mnie bym je rozłożyła i zaczął grzebać przy moich spodniach.

-Proszę! Nie!- łzy piekły moje oczy.

Ścisnęłam powieki, by zablokować od siebie ten przerażający widok obrzydliwego człowiek nade mną. On był jak pieprzone zwierzę; dyszał, potwornie zdziczała bestia, która wymykała się spod kontroli pod wpływem pożądania. Smród potu palił mi nozdrza i wrzące łzy spływały swobodnie po moich policzkach, czując ich słony smak w ustach. W tamtym momencie, nienawidziłam Jake na tyle, żeby go zabić.

Jego ręce przeszły na guzik od moich spodni, a ja starałam się uwolnić od jego nieustępliwego uścisku, zdecydowanie nie pozwalając mu, by mnie dotknął.....tam.

Nie byłam kurwą!

Właśnie wtedy, główne drzwi się otworzyły.

-Spierdalaj z niej!- To był głos Justina i brzmiał on demonicznie, jakby został opętany przez szatana.

Moja naga skóra poczuła nieoczekiwany chłód, zanim zdałam sobie sprawę, że Jake nie był już nade mną. Zamiast tego, leciał w powietrzu, a jego ciało wpadło na stolik z obrzydliwym, ale jakże miłym pęknięciem drewna pod jego ciężarem.

Justin przesłał mi przelotne spojrzenie, zanim podszedł do Jake. Widziałam wściekłość, która żarzyła się w jego pociemniałych oczach. Jego ramiona falowały od gniewnych oddechów, miał napięte ciało, przygotowane i gotowe do uderzenia. Nigdy wcześniej nie widziałam go tak przerażającego.

Podszedł w stronę miejsca, gdzie Jake leżał wśród gruzów, próbując odzyskać równowagę, ale zanim zdążył stanąć na nogi, Justin już tam był.Chwycił kołnierzyk Jake'a i podniósł rękę złożoną już w pięć. Po pokoju rozniósł się głośny trzask, kiedy pierwszy cios wylądował na twarzy Jake'a.

Jake w odwecie chwycił Justina i odrzucił go do tyłu, by dać sobie wystarczająco dużo czasu, aby stanąć w pełni na nogi. Krew spływała mu z wargi, jego twarz spuchła i przebarwiła się z gniewu na czerwono. Wydał okrzyk bojowy i zaczął biec całą siłą w stronę Justina, zaczepiając go w pasie i przybił go do ściany za nim.

-Justin!- krzyknęłam, kiedy wreszcie stanęłam na stopach. Nie było mowy, żebym pozwoliła Jake'owi skopać tyłek mojemu narzeczonemu.

Pobiegłam do nich i wskoczyłam na plecy Jake'a, owijając ramiona wokól jego szyi, aby go poddusić. Trzeba przyznać, że nie stworzyłam większego zagrożenia, ale udało się bo Jake chwycił mnie i ściągnął ze swoich pleców, by zrzucić z powrotem na ziemię.

To było odwrócenie uwagi, której Justin potrzebował. Rzucił kolejny cios, tym razem uderzając w klatkę Jake'a. On się złożył w pół, a Justin od razu to wykorzystał, uderzając go w  podbródek i wysyłając go do tyłu.

Kiedy rozbił się na podłodze, jego głowa opadła na bok a ciało zwiotczało. Twarz miał już zakrwawioną i posiniaczoną, ale to nie zatrzymało Justina od kontynuowania ataku. Siadł na nim okrakiem i dalej jak szalony okładał go ciągle i ciągle. Kiedy był już zadowolony, że Jake już z nim nie walczył, potrząsnął swoją opuchniętą dłonią i stanął, patrząc z góry na Jake'a z obrzydzeniem.

Kiedy obrócił się do mnie, jego wyraz twarzy szybko zmienił się z gniewu na bardziej łagodny.

-Wszystko w porządku, kochanie?-uklęknął obok mnie, plecami do Jake.

Wszystko, cały ciężar sytuacji, w końcu do mnie trafił i rozpłakałam się, nie kontrolując tego. Jake wiedział wszystko, ale nie, tego było mało. Nie....nienawidził Justina tak bardzo, że był w stanie zgwałcić mnie, tylko żeby go zniszczyć. On chciał mnie zgwałcić.

Chwyciłam koszulkę Justina w pięści i pociągnęłam go do siebie, chowając głowę w jego klatce piersiowej. -Chciał żebym....nie mogłam tego Tobie zrobić i ....on zamierzał....

-Ciii, ciii, ciii- Justin szepnął, wtulając mnie w ramiona.-Wiem, kochanie. Jest w porządku. Jestem tutaj i nie pozwolę Cię nikomu skrzywdzić.

Co dziwne, to nie to, że byłam prawie zgwałcona, czyniło mnie tak zdenerwowaną. Pewnie, to też miało dużo do czynienia z tym, ale Jake nie miał okazji spełnić swojej groźby. Justin mnie ochronił, tak jak obiecał, że będzie. Co było najbardziej denerwujące to to, że Jake dalej wiedział o wszystkim i nie miał zamiaru cofnąć sie przed niczym, aby zobaczyć załamanego Justina.

To nie strach o własne dobro, sprawiało, że byłam taka zrozpaczona, to był strach o Justina.

Widziałam kątem oka ruch, który nierównym krokiem zbliżał się do drzwi. To był Jake i on uciekał. Justin rozwiązał swoje ramiona i już miał za nim iść, ale pociągnęłam go z powrotem.

-Nie, nie możesz- krzyknęłam, trzymając go z całej siły.

-Skarbie, on ucieka- Justin powiedział, starając się wyjść z mojego uścisku.

Chwyciłam jego twarz i zmusiłam by na mnie spojrzał.
-On wie, Justin. On wie wszystko.

I właśnie tak, nasz doskonały mały balonik pękł.

________________________________________________________
Przepraszam Was, że musiałyście tak długo czekać, ale cały tydzień mieliśmy próby w szkole na dzisiejszy występ.....jednym słowem przejebane. 

A co do rozdziału....hohoho ale się porobiło. 
Miałyście rację, że Jake coś planował, ale spodziewałyście się, że coś takiego?
Straszny z niego dupek....
@kidrauhl3001

Follownijcie naszą kochaną Belle i naszego kochanego Justina na twitterze.

39 komentarzy:

  1. DRAMA, ale mam nadzieję, że znajdą haka na Jake'a. Akcja z oknem bezbłędna :) oświadczyny strasznie romantyczne xD uwielbiam teksty Isabelli :) dzięki za tłumaczenie :*

    OdpowiedzUsuń
  2. o mój boże, jak dużo się dzieje :o
    biedna bella i ten chuj jake ;/
    zawsze musi być coś lub ktoś kto stanie im na drodze do szczęścia.
    czekam na nowy, dziękuję że wstawiłaś :*
    @krakerssy

    OdpowiedzUsuń
  3. ooo ja pierdziel co się działo !!!!!! czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekałam na ten moment az Jake sie przyzna ze wie odkąd sie dowiedział:D
    Rozdział jest świetny
    Czekam na nn;)

    OdpowiedzUsuń
  5. DRAAMA TIME! Kocham to. *.* Louis jest taki adgljkljfds, mógłby złapać Jake'a w swoje gejowskie szpony. xd

    OdpowiedzUsuń
  6. drama. O kurde <3 kocham to !!

    OdpowiedzUsuń
  7. o boże nie spodziewałam się że on bedzie chciał ją zgwałcić ale dobrze że Justin w ostatniej chwili ją uratował <3 no i ten początek *___*

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam jak są dramy. C: rozdział zajebisty i już nie mogę doczekać się następnego c:

    OdpowiedzUsuń
  9. Jaki gbur chciał ją zgwałcić. Bardziej myślałam że od razu da do mediów takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam nie lubię Jake. Niech ona posądzi o próbę gwałtu który nieszczęście się nie wydarzył dzięki cudownemu Jastinowi :) świetne tłumaczenie dziękuje

    OdpowiedzUsuń
  10. AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!! KOCHAM TO I WAS I WSZYSTKICH!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Co za skurwiel z Jake'a nienawidzę go! Co za dupek! UGH... Dobrze że Justin zjawił się w porę :) I dobrze że mu tak przywalił...tylko strasznie się boję tego co będzie potem, co znowu ma zamiar zrobić Jake.......
    Strasznie się cieszę,że są narzeczonymi <3 Awww, a ten sex w czasie burzy...oni serio są szaleni i nieźle porypani :P
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. TEN BYŁ ZAJEBISTY A TA DRAMA <3 @annie_pilch

    OdpowiedzUsuń
  12. swietny rozdzial.poczatek byl niesamowity.a koncowka masakra.nie lubie tego jake'a.ciekawe jak ta sprawa sie rozwiaze

    OdpowiedzUsuń
  13. zajebisty rozdział !!!!!!
    WARTO BYŁO CZEKAĆ
    z niecieprliwoscia czekam na nastepny !!!!! <3333

    OdpowiedzUsuń
  14. miałam lzy w oczach jak to czytałam... strasznie sie balam tego co sie stanie jak bella rozkminiala co ma zrobic i jak on mial ja zgwalcic ale naszczescie nic sie nie stalo .. tzn stalo ale to bylo duzo mniejsze zlo ...
    w kazdym razie rozdział mega ! kiedy nastepny ??<3

    OdpowiedzUsuń
  15. Co za dupek.. Teraz będzie to wykorzystywał. Ale oni pewnie sobie jakoś z tym poradzą

    OdpowiedzUsuń
  16. nfbyhvuhdj
    ale Jake to cham
    OMG
    @ShawtyManeJB98

    OdpowiedzUsuń
  17. O mój Boże rozdział jest genialny <33! Czekam z niecierpliwością na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  18. CUDOWNE <33 Z każdym rozdziałem coraz więcej emocji :) KOCHAM TO

    OdpowiedzUsuń
  19. Mam nadzieje, że dla Jake nie skończy się to dobrze i że jakoś się uda zeby nikomu nie powiedział :P Rodział jak zawsze świeeetny :D

    OdpowiedzUsuń
  20. O bożee.. Ale drama ;c Pby wszystko się ułożyło <33

    OdpowiedzUsuń
  21. ja pierdziu ta końcówka !;ooo

    OdpowiedzUsuń
  22. Świetny rozdział, taki trzymający w napięciu ♥

    OdpowiedzUsuń
  23. Jejuu, miałam łzy w oczach jak to czytałam ....
    DRAMA TIME! ;<
    kocham to tłumaczenie i Ciebie.
    Dziękuję, że tłumaczysz <3
    - @loseXmyself
    x

    OdpowiedzUsuń
  24. kurwa ale drama juz na prawdę myślałam ze ona się zgodzi i pojdzie z nim. Mam nadzieję że Justin nie strci frmy.

    OdpowiedzUsuń
  25. Już myślałam że się zgodzi brawo Bella!

    OdpowiedzUsuń
  26. Też się bałam, że się zgodzi, uffff.
    Ale końcówka mega...ciekawe co zrobi teraz Justin.

    @ameneris

    OdpowiedzUsuń
  27. ;OOOO Ale się porobiło ;OOOM
    Bardzo dziękuję za tłumaczenie <333

    OdpowiedzUsuń
  28. Boże, jak inni tutaj nienawidzę Jake'a! Ughhh
    Co do rozdziału - genialny :D czekam na kolejny ;> buziaki xx / @perversxo

    OdpowiedzUsuń
  29. MEGA !!!! KIEDY NASTEPNY ? *___* ♡

    OdpowiedzUsuń
  30. Wow.. kghoidhbjlsrjh

    OdpowiedzUsuń
  31. KIEDY NOWY ROZDZIAL ?????? *______*♡♥♡♥♡♥♡♥♡

    OdpowiedzUsuń
  32. Czy ktoś tu jeszcze wgl jest ?:c kiedy now rozdział ??? ;/

    OdpowiedzUsuń
  33. Już miesiąc od ostatnio dodanego rozdziału :(

    OdpowiedzUsuń
  34. Świetny rozdział <3 mam nadzieje że to nie wyjdzie na jaw... no może sie dowiedzą że jest gejem i da im spokój ;**

    OdpowiedzUsuń
  35. Aż sie poryczałam ;3 To jest najlepsze opowiadanie jakie czytałam <3

    OdpowiedzUsuń
  36. Ale się porobiło dobrze że Justin zdążył na czas.

    OdpowiedzUsuń