Justin
Dzień wszystkich żartownisów, bardziej znany jako Prima Aprilis.
Uczeni
debatowali o jego znaczeniu i pochodzeniu od wielu lat i choć wszyscy
mieli swoje teorie, tak naprawdę nikt nie wiedział, dlaczego i przez
kogo ta tradycja się rozpoczęła. Wiadomo tylko, że ten dzień jest
obchodzony co roku na całym świecie. To czas, kiedy przyroda często
robi z nas głupców gwałtownie zmieniając pogodę z ulewnych deszczów na
oślepiające słońce i to trochę rozwiązywało zagadkę dlaczego obchodzimy
to akurat 1 kwietnia.Tradycyjnie, dzień ten był obchodzony przez
wykonywanie dowcipów i żartów na łatwowiernych ludziach.
Nie byłem naiwny. Ani Jake Johnson.
Poniedziałkowy
ranek przyszedł szybciej niż można było się spodziewać. Byłem
zdenerwowany. Miałem wielką nadzieję, że nasz plan odniesie sukces, a
nie będzie rykoszetem w nasze twarze. Tak czy inaczej, z czasem dowiemy
sie, kto zostanie określony głupcem.
I zwycięzca zbierze łup.
Wygrać
lub przegrać, król wejdzie na tron albo przed sąd dla błaznów, ale cała
maskarada wreszcie się skończy i Bella i ja będziemy mogli cieszyć się
życiem bez strachu, że ktoś dowie się o głębokiej i ciemnej tajemnicy
jaką utrzymujemy.
Kiedy Bella wróciła do domu z
Louisem, Jasmine i kontraktem w ręku, natychmiast go wzięliśmy razem z
jej kopią i wrzuciliśmy do tego cholernego kosza, który poszarpał to na
miliony kawałków, ale aby mieć pewność, wrzuciliśmy to jeszcze do
kominka. Oglądając jak jedyny i ostatni dowód na to jak zaczęliśmy naszą
znajomość, zamienił się w popiół, wielki ciężar spadł nam z ramion.
Zarówno moje jak i jej ciało zrelaksowało się w tym samym momencie i to
był dowód na to, jak dużo stresu psychicznego i fizycznego nas
kosztowało to całe zamieszanie.
Z prochu powstałeś, w proch się obrócisz....daliśmy sobie nowy początek i nie zepsujemy tego.
Louis
był bardzo podekscytowany, pokazując mi swoją nagrodę w postaci wideo,
która przyniósł z wyprawy. Wytrzymałem tylko kilka sekund, po czym
odwróciłem się z obrzydzeniem. Nie byłem homofobem, albo czymś w tym
rodzaju by go oceniać, ale nie chciałem widzieć tego gówna. Aż ciarki
przeszły mnie po całym ciele...na początku, ale potem wpadłem na
genialny pomysł.
I tak właśnie, znalazłem się tam ; w
poniedziałek rano, zaledwie kilka minut dzieliło nas od posiedzenia
zarządu, a ja i Bella jechaliśmy moją osobistą windą do biura. Nalegała
żeby mi towarzyszyć, by dodać mi moralnego wsparcia i takie tam rzeczy,
ale szczerze, byłem zadowolony, że to zrobiła. Jeśli, jakimś cudem,
gówno miało obrócić się przeciwko nam, musielibyśmy być w stanie tworzyć
wspólny front, albo szybko wynosić się z miasta. Słyszałem, że Alaska o
tej porze roku wyglądała naprawdę ładnie.
Nie byłem tym bardzo zmartwiony. Mieliśmy to gówno po swojej stronie, a Jake powoli będzie spadać na samo dno.
-Zdenerwowany?- zapytała, obejmując mnie od tyłu.
Wzruszyłem nonszalancko ramionami
-Nie,
to po prostu kolejny dzień w biurze o ile mi wiadomo. Mam tylko
nadzieję, że zarząd zatwierdzi mój pomysł na nową kampanię.
Bella odwróciła mnie w swoją stronę i spojrzała mi w oczy.
-Jestem pewna, że tak będzie. Naprawdę ciężko pracowałeś nad ta prezentacją. To nie może pójść na marne, prawda?
Uśmiechała
się, a szczerość jaką zobaczyłem w jej oczach, zrelaksowała moje całe
ciało. Kiedy tak na mnie patrzyła, dodawała mi na nowo pewnośći siebie,
która nie mogła być zachwiana. Ja i ona przeciwko światu, wiedziałem, że
mieliśmy szanse na dobre wyniki w tej walce. Wspólnie możemy zmieść ich
na kolana.
Zabrzmiał dzwonek windy, po czym drzwi
otworzyły się ukazując wielką krzątanine w biurze przed nami. Pracownicy
zawsze byli w stanie wysokiej gotowości kiedy przychodziło do spotkania
zarządu, starając się wyglądać na jeszcze bardziej zapracowanych niż
kiedykolwiek. Każdy był profesjonalnie ubrany, a na ich twarzach
widniała biznesowa mina.
Kilku z nich spojrzało na nas i
lekko uśmiechnęło się na powitanie, a następnie powracali do pracy.
Wyprostowałem się do mojej pełnej wysokości i pchnąłem ramiona do tyłu,
nabierając powietrza w płuca.
Lewa ręka Belli spoczęła
na moim ramieniu i spojrzałem na nią, czując się jak dupek, bo jej palec
serdeczny wciąż był nagi, chociaż byliśmy już zaręczeni. Musiałem czym
prędzej to naprawić. Wciąż nosiła Bieber bransoletkę, ale to mi na pewno
nie wystarczało. Oznakowanie jej jako moją własność, którą faktycznie
była, zgodnie z umową to jedno, ale przedstawienie, że należy do mnie z
jej własnej woli i wyboru, było czymś innym, zupełnie innym.
Wyszliśmy
z windy i odprowadziłem ją do mojego biura, gdzie miała na mnie czekać.
Posiedzenia rady były zawsze zamknięte dla publiczności, więc nie mogła
tam ze mną siedzieć. Nie przeszkadzała jej ta sytuacja, bo mogła czekać
z Jasmine. Ryan, jako mój asystent mógł być obecny, więc ustaliliśmy,
że zadzwoni do Jasmine tak, żeby mogły niepozornie podsłuchiwać całe
spotkanie.
-Wszystko na swoim miejscu?-Zapytałem Ryana, wchodząc do środka.
Posadziłem
Bellę za biurkiem, a Jasmine usiadła naprzeciwko niej. Jakby miały
planować jakiś misterny podstęp. Ryan zadzwonił na komórkę Jasmine
upewniając się, że wszystko działa.
-Tak, jesteś gotowy, stary?- Ryan mnie zapytał.
Skinąłem głową i spojrzałem na Bellę.
-Cóż, zaczyna się. Mogę dostać całusa na szczęście?
Stanęła
na palcach i złapał za moją marynarkę, zbliżając mnie do siebie. Jej
usta znalazły moje i owinęła ramiona wokół mojej szyi, całując mnie tak
namiętnie, że nie potrzebowałem żadnych innych słów. Kiedy odsunęła się
ode mnie, przycisnęła czoło do mojego i spojrzała mi prosto w oczy.
-Nie potrzebujesz szczęścia, ale wykorzystam każdą okazję by posmakować Twoje usta.
Jakby nie miała do nich swobodnego dostępu, w każdej chwili, kiedy poczuła pragnienie...
-Jesteśmy
sobie przeznaczeni- kontynuowała- Więc nie mam cienia wątpliwości, że
wszystko się ułoży. Poza tym, jesteś Justin Bieber, a to nazwisko aż
krzyczy sukcesem.
-Boże, kocham Cię- powiedziałem.
Uśmiechnęła się triumfalnie.
-Wiem, ja też Cię kocham.
-Chodźmy już. Czas mija. - Ryan powiedział swoim południowym akcentem i pochylił sie do Jasmine by pocałować ją w czubek głowy.
-Zabijcie ich.- Jasmine powiedziała z zachęcającym uśmiechem. Nasza osobista, mała cheerleaderka.
Pocałowałem
czubek nosa Belli i wziąłem swoja walizkę. Puściłem do niej oczko,
odwróciłem się i razem z Ryanem wyszliśmy z biura zamykając za sobą
drzwi.
Szliśmy korytarzem, który prowadził do sali
konferencyjnej. Kiedy już tam dotarliśmy, przed drzwiami, w poczekalni
siedział mój przedstawiciel najnowszej kampanii. Skinąłem do niego
głowę, a on zrobił to samo. Złapałem za klamkę i otworzyłem drzwi,
wchodząc do środka.
Zaczyna się....
Wyglądało
na to, że ja i Ryan byliśmy ostatni. Musiałem ukryć mój uśmiech, kiedy
zobaczyłem posiniaczoną i poobijaną twarz Jake'a. Zastanawiałem sie jaką
wymyślił do tego historyjkę. Siedział już przy stole, a jego ojciec
Roger, siedział na czele.
Roger zostawił kontrolę nad
Scarlet Lotus Jake'owi i choć czasem pojawiał się on na posiedzeniach,
to było to naprawdę rzadko i to głównie wtedy, kiedy działo się coś
dużego. To było oczywiste, że Jake nalegał, żeby był obecny, bo myślał,
że ma coś na mnie, co mogłoby zmienić zdanie Rogera co do mnie.
Prawie mu współczułem.
Prawie.
Usiadłem
przy stole, naprzeciwko Jake'a. Ryan siedział po mojej lewej, a po
prawej był Roger. Jake, zadowolony z siebie drań, puścił do mnie uśmiech
mówiący WiemCośCzegoTyNieWiesz, który chyba kosztował go bardzo dużo,
biorąc pod uwagę ranę wzdłuż jego warg (dzięki mojej uprzejmości), ale
poza tym, nic na jego szczęście, nie mówił. To była prawdopodobnie
najmądrzejsza decyzja jaką podjął, bo naprawdę nie chciałem pokazywać
siły mojej ręki, jak nawet spotkanie jeszcze oficjalnie sie nie zaczęło.
Okazało się, że było to cholernie trudne by nie wystrzelić przez stół i
zabić gnoja gołymi rękami. Cały czas widziałem go unoszącego się na
moją kobietą, starając sie wziąć to co moje, to, czego ona nie chciała
mu dać. Ale trzymałem to wszystko w ryzach.
Na
szczęście, ojciec tego gówna przerwał moje myśli. Roger miał ten dumny,
szeroki uśmiech na twarzy, kiedy na mnie spojrzał i choć widziałem
lekkie podobieństwo do Jake'a, to było miłe. Zawsze bardziej lubił
mnie.
-Justin, mój chłopcze! Jak, do diabła, się masz? - zapytał, klepiąc mnie po plecach i łapiąc moja rękę w mocnym uścisku.
Nie
mogłem zaprzeczyć mojej sympatii do tego człowieka. On był biznesowym
partnerem mojego ojca, jego najlepszym przyjacielem...i był jak członek
rodziny. Jak, do diabła on spłodził coś tak diabelskiego jak Jake.
-Wszystko
dobrze, Roger.- odpowiedziałem, ale nie mogłem sie oprzeć - W końcu
spotkałem kobietę moich marzeń i jakimś sposobem udało mi się ją
przekonać, oby została moją żoną.
Wyraz twarzy Jake'a
był bezcenny, ale trwał tylko chwilę, po czym znowu ukazał swój
zadowolony uśmieszek. Skurwiel naprawdę myślał, że to wygra. Śmieszne.
-Cóż,
to wspaniale! Gratulacje, synu! - Poklepał mnie po plecach jeszcze
kilka razy.- Lepiej, żebym był na liście gości.- Roger powiedział, po
czym odwrócił się do Jake'a- Dlaczego Ty nie możesz spotkać miłej
kobietki i wreszcie się ustatkować, Jake? Chciałbym zdążyć potrzymać
wnuczka na kolanach , zanim będe za stary i zgrzybiały, by to robić.
Jake Johnson i dzieci......Boże miej nas w swojej opiece.
Jake
pociągnął za kołnierzyk koszuli, tak jakby była zbyt mocno zapięta i
starał się ukryć swoje niezadowolenie, które i tak było widoczne na jego
twarzy.
-Ja tylko, um...nie znalazłem jeszcze odpowiedniej dziewczyny, tato.- odpowiedział.
To
dlatego, że ta kobieta musi być meżczyzną, który cudem mógłby urodzić
dziecko swoją dupą. Tak, mogłem powiedzieć to na głos, ale tego nie
zrobiłem. Chciałem sie trochę pobawić.
Wszyscy przy stole zaczęli gratulować mi moich nadchodzących zaślubin, a następnie spotkanie w końcu się zaczęło.
Przed
spotkaniem z Bellą Groves, każdy aspekt spotkania byłby dla mnie bardzo
ważny. Angażowałbym się w to wszystko dwa razy bardziej, będąc
pogrążony w liczbach statystycznych, wykresów kołowych itp. ale musiałem
to przyznać....nie czułem już tego tak bardzo. Mój umysł cały czas, z
uporem maniaka powracał do mojej przyszłej żony, która czekała na mnie w
biurze, prawdopodobnie siedząc na moim biurku, bo tak ona właśnie
robiła.
Ok, więc rozpraszałem się tą myślą, próbując
nie zasnąć. Spojrzałem na mojego asystenta i byłem cholernie zadowolony,
że robił notatki, bo będę musiał do nich później zajrzeć. Jestem
pewien, że zdawał sobie sprawę, że nie będę mógł się skupić, ale widział
też, że Scarlet Lotus znaczyła dla mnie wszystko, więc chciałem
wiedzieć, co się działo.
Kiedy nowy facet z księgowości
zakończył swoją prezentacje w PowerPoincie i poszedł na tył sali, pani
Cope wstała z jej siedzenia.
-Następny jest Jake Johnson.- uśmiechnęła sie, a potem z powrotem usiadła.
Jake
strzelił do mnie uśmiechem, a ja nie wiedziałem do końca o co chodzi.
Trzymałem moja pokerową twarz, a on wstał, kładąc jakąś teczkę na stole.
-Około trzydzieści lat temu, mój ojciec założył tę firmę- powiedział, stając za Rogerem i kładąc ręce na jego ramionach.
-Jeremy i ja założyliśmy tą firmę- Roger poprawił go- To był jego pomysł.
Jake spojrzał na niego z nieszczerym uśmiechem i poklepał jego ramiona, kontynuując.
-Oczywiście-
powiedział, chodząc po pokoju.- A intencją tych dwóch przedsiębiorczych
ludzi było przez dobrze prosperującą firmę pokazać światu, że trochę
ciężkiej pracy, wytrwałość i pomocna dłoń może przejść prze długa drogę
by wynaleźć genialne pomysły, których świat nigdy nie widział. My
wszyscy, sprawiamy, że świat, w którym żyjemy, staje sie lepszy.
-Wszyscy
w tej firmie, miliony osób zostało przydzieleni dzięki uczciwości,
rzetelności i szacunku do pracy- Zatrzymał się i położył pięść na sercu,
jego wyraz twarzy zmienił sie z kolejnymi słowami.- Moi koledzy,
członkowie zarządu, to mnie boli, aby stanąć dziś przed wami i
powiedzieć, że wszyscy zostaliście oszukani.
Jezu, nie za dużo dramatyzowania?
-Jest
między nami ktoś, kto zhańbił wszystko za czym postawiła się firma
Scarlet Lotus. - powiedział, unosząc w powietrze palec, by podkreślić
efekt dramatyczny.
W powietrze uniosło sie również
zbiorowe westchnięcie, kiedy członkowie zarządu i przybyli pracownicy
zaczęli szeptać i rozglądać sie po pokoju. Wtedy Jake wreszcie cofnął
sie i z jego teczki, wyjął kolejną, mniejsza teczkę.
Ryan
szturchnął mnie pod stołem, jakby chciał coś powiedziec, ale ja nadal
trzymałem wzrok na Jake'u, a Jake.....trzymał wzrok na mnie. Tak wiele
było powiedziane w tym spojrzeniu, które wymieniliśmy, że nie trzeba
było już niczego mówić na głos. Wiedzieliśmy. Po cichu obiecałem mu, że
nic nie zrobię po tym co chciał zrobić z moją dziewczyną, dopóki on nic
nie powie.
Lekko skłoniłem głową, żeby wiedział, że tak dalej jest.
-Justin
Bieber wprowadził nas wszystkich w błąd- Jake nadal machał teczką w
powietrzu. Zhańbił wszystko po swoim ojcu, a mój pracował tak ciężko,
żeby do tego dojść. Jest nabywcą niewolnika sprzedawanego za pieniądze;
kupił kobietę dla własnej. perwersyjnej potrzeby, by zaspokoić swoje
seksualne pragnienia. Proponuje, żeby usunąć go ze stanowiska głównego
akcjonariusza spółki.
Każda para oczu, wszystkich
zebranych, była zwrócona na mnie. Niektóre spojrzenia wykazywały
niesmak, inni pokazywali rozczarowanie, ale wszyscy czekali na moją
odpowiedź na oskarżenie; bym potwierdził lub zaprzeczył zarzutom.
-To absurd!- powiedziałem defensywnie.
-Jake, co to za bzdury?-zapytał Roger, wyraźnie oburzony zachowaniem syna.
-Bzdura?-
zapytał Jake. Jego ramiona wzniosiły się i opadały w czasie krótkiego
śmiechu - Tutaj mam dowód.-powiedział, trzymając teczke.- Zobaczymy czy
dalej będziesz uważać to za nonsens, kiedy zobaczysz to na własne oczy.
No dalej, Jake....pokaż to.
Patrzyłem
uważnie jak Jake otwierał teczkę, aby zobaczyć jej treść. Zadowolony z
siebie uśmieszek, nagle zniknął z jego twarzy i został zastąpiony
absolutnym zamieszaniem. Zamknął folder, przewrócił go by zobaczyć na
tył i znów otworzył.....dalej, teczka była całkiem pusta. Krople potu
pojawiły sie na jego czole. Rzucił folder na stół i przesunął rzeczy
wokół teczki, a potem poklepał sie po kieszeniach marynarki i spodni,
niczego nie znajdując.
-No i co?- zapytał Roger.
-Ja...uh....ja...-wyjąkał, oczami wciąż szukając papieru.
Dobrze zagrane, Jake. To już wiemy kto jest głupcem.
-Jake, powiedziałeś bardzo poważne oskarżenie. Musimy zobaczyć dowód- pani Cope nalegała.
Tak,
Jake, powiedz im wszystko o tym, jak zdobyłeś te informacje. Pociągnę
świeżo wyruchaną dupę Jamesa tutaj, aby zeznawał w Twoim imieniu.
Powiedz im prawdziwy powód, dlaczego Twoja twarz jest zmasakrowana.
Opowiedz im o krwawych szczegółach gwałtu, który próbowałeś wykonać na
mojej narzeczonej, kiedy nie chciała z Tobą grać. Śmiało. Powiedz im
wszystko. Oh tak...to gówno, nie może się wydarzyć.
Jake
spojrzał na twarze zgromadzone w pokoju, a potem wymusił niewygodny
uśmiech. Wyrzucił ręce w powietrze jak trzyletnie dziecko i krzyknął
-Prima Aprilis!
W pokoju nastała cisza, bo wszyscy oniemieli, Jake śmiał się z siebie, żałośnie.
-Ha, ha....wrobiłem was wszystkich...-mówił coraz ciszej.
-Jake Prometheus Johnson!!-Roger krzyknął.
Prometheus?
To nie był ten Tytan, którego Zeus przykuł do skały, a orzeł wyjadał
jego wątrobę, która codziennie regenerowała się na nowo? Ok, to nawet do
niego pasuje.
-Nie wiem który zakręcony humor uznałby
to za śmieszne.- Roger wyraził pogardę co do wybryków syna - Ten rodzaj
żartu jest bardziej odpowiedni wśród kolegów lub na placu zabaw, ale na
pewno nie w sali konferencyjnej! Myślałem, że uczyłem Cię lepiej. Na
pewno omówimy to później, ale do tego czasu, jesteś winien przeprosin.
Przede wszystkim Justina.
Został poprawnie skarcony. Jake spojrzał na mnie, a jego górna warga wydęła sie w grymasie.
-Ja, um.....przepraszam- udało mu się wykrztusić.
Auć, to musiało boleć.
Potem zwrócił się do reszty.
-Moje
zachowanie było całkowicie niewłaściwe i obiecuje, że powstrzymam się
od takich dziecinnych wybryków w przyszłości. Przepraszam.
Pokój
wydał z siebie zbiorowy wydech, kiedy wszyscy zrelaksowali sie w swoich
krzesłach i przygotowali sie do wznowienia spotkania. Oczywiście było
jeszcze kilku, którzy puszczali krzywe miny do Jake'a, który zatonął w
fotelu, próbując stać sie niewidzialny dla ich pogardliwych spojrzeń.
-Panie Bieber?- Pani Cope wywołała z drugiego końca stołu- Wierze, że jesteś porządnym prezenterem. Mógłbyś?
Odchrząknąłem
i skinąłem głową, wstając by przedstawić statystyki strony
charytatywnej naszej działalności. Każde słowo, które powiedziałem,
każdy ruch, który zrobiłem był jak zaprogramowany robot, kiedy
przeszedłem do nudnych liczb i statusu aktualnych kampanii. Nic nie
mogłem zrobić, ale cały czas wyobrażałem sobie moją matkę stojąca gdzieś
w kącie i przysłuchującą sie mi.
Nigdy nie było by
tego wszystkiego, tego zamieszania, gdyby nie zdecydował sie na
odrażający zakup człowieka dla własnej przyjemności. Mimo to, nie mogłem
tego żałować. Bo własnie to doprowadziło mnie do Isabelli Groves, mojej
przyszłej żony.
Kończąc moją wypowiedz, zrobiłem to co
zawsze, zaprezentowałem nową kampanię charytatywną, którą chciałbym,
żeby rada przemyślała na przyszłość. Ryan zaczął ustawiać sprzęt do
prezentacji, dając mi małe tło do nowego projektu.
-Ze
względu na wybitny wzrost finansowy, który Scarlet Lotus nadal
doświadcza, możemy sobie pozwolić na rozwinięcie naszego zasięgu
światowego w kategorii organizacji charytatywnych. Prezentacją, którą
dzisiaj zobaczycie, jest nieco niekonwencjonalna, ale moja matka, świeć
Panie nad jej duszą, uważała, że każdy człowiek zasługuje na solidną
szansę w życiu. Niektórzy rodzą sie w sytuacji, że nie mają kontroli nad
swoim życiem, a my jako społeczeństwo często stawiamy nierealne
oczekiwania wobec nich. Często podejmują decyzje, które mogą mieć
negatywny wpływ na resztę ich życia. Kiedy tracą sposób na życie,
potrzebują kogoś, by tylko pomógł wskazać im dobry kierunek, aby stanąć
na nogi. Ta następna organizacja, jest tylko, żeby im pomóc.
Więc,
bez zbędnych ceregieli, przedstawię wam Louisa Tomilsona.- powiedział i
machnąłem ręką w stronę drzwi, dając znak Ryanowi, żeby wpuścił go do
środka.
Louis wszedł do pokoju wyprostowany, z głową do
góry i ramionami do tyłu i podszedł w miejsce gdzie stałem....nie
kołysał biodrami na wszystkie strony, a jego chód był całkiem męski. Był
ubrany nienagannie, w szyty na miarę granatowy garnitur, a pod spodem
miał śnieżnobiałą koszulę schowaną w spodnie. Czarne idelanie gładkie
mokasyny zdobiły jego stopy. Nigdy wcześniej nie był tak ubrany, niczego
z tego co miał na sobie, nie było nawet w jego szafie...no z wyjątkiem
czarnego, jadwabnego krawatu, ale można się domyślić, że służył mu do
innych celów.
Byłem z niego dumny. Zniknęła z jego oczu
kreska, z policzków róż, a na włosach nie było widać żadnych produktów.
Nie użył nawet wody kolońskiej. Pachniał po prostu czystością, jakby
właśnie wyszedł spod prysznica.
Wyciągnął w moją stronę rękę i mocno uścisnął moją i to również mnie zaskoczyło.
-Panie
Bieber- przywitał mnie. Jego głos był znacznie głębszy, bardziej męski.
Prawie wyciągnąłem rękę, by pociągnąć go za włosy i zdjąć ta jego
maskę, przekonany, że był zupełnie kimś innym.
-Panie Tomilson- także go przywitałem-Prezentacja należy do pana.
Zająłem miejsce obok Ryana i zacząłem oglądać pokaz. Louis odwrócił sie twarzą do pokoju i odchrząknął, poprawiając mankiet.
-Dzień
dobry, panie i panowie. Nazywam się Louis Tomilson i przybyłem tutaj
jako przedstawiciel organizacji, która jest bardzo bliska i droga mojemu
sercu. Rainblow Coalition jest przeznaczyny do...
-Um,
przepraszam, panie Tomilson- przerwała mu pani Cope- Przepraszam, ale
czy to nie jest Rainbow Coalition? (koalicja z udziałem mniejszości
etnicznych i społecznych)
-Nie, prosze pani- Louis
powiedział, a jego głos wciąż sie nie zmieniał- Nasze pomysły są
podobne, ale Rainblow Coalition zmniejszyła kryteria bardziej do
konkretnej grupy społeczeństwa. Staramy się pomóc kobietom i mężczyznom
homoseksualnym, których zachowanie doprowadziło do bardziej
destrukcyjnych zachowań takich jak na przykład zażywanie narkotyków.
Ze
względu na ich orientacje seksualną, członkowie społeczeństwa, często
nie zdają sobie sprawy, jak szkodliwa może być dla ich psychyki
dyskryminacja, albo odwracanie sie od ludzi, którzy wołają o pomoc.
Skrywają w sobie ból, który przynoszą kolejne zwykłe dni, dlatego często
sięgają po narkotyki, by poczuć coś lepszego. To może być również
problem dla heterosekstualistów, istnieje wiele organizacji z
siedzibami, które chcą pomóc, ale nie mogą pomóc homoseksualistom, bo po
prostu ich nie rozumieją. Za to Rainblow Coalition zatrudnia
pracowników i wolontariuszy, którzy potrafią to zrozumieć.
Mamy
ten film, po to, żeby pokazać wam jak straszne może się stać życie tych
odrzuconych przez społeczeństwo ludzi. Ale zwracam uwagę, że ta
prezentacja nie będzie odpowiednia dla ludzi ze słabymi nerwami. Panie
Butler?- Louis skinął głową w stronę Ryana, dając mu znak, żeby puścił
film.
Ryan wcisnął kilka przycisków na klawiaturze i zaczęło się odliczanie na ekranie, trzy.....dwa....jeden....
I
pojawiło się. Na białym ekranie, widoczne dla wszystkich. Jake Johnson
jebał w dupe drugiego człowieka, wciągając kokainę z jego pleców.
-Słodki Jezu!!- zawołała pani Cope przyciskając rękę do serca w szoku.
Głowa Rogera powędrowała w stronę Jake z taką prędkością, że zmartwiłem się jego kręgami szyjnymi.
-Co to kurwa jest?!- krzyknął, uderzając pięścią w stół.
Jake wystrzelił z krzesła, szeroko otwierając oczy i usta, patrząc na dowód tego co robił na zajęciach pozalekcyjnych.
W pokoju rozległy się intensywne rozmowy, ale Jake jakby ich nie słyszał.
-Wiem...to
smutne, prawda?- powiedział Louis ponuro, kręcąc głową i stanął
naprzeciwko ekranu, patrząc na rozgrywającą sie tam gre.-
Teraz....darowizna od firmy może zapewnić mężczyznom właściwą
rehabilitacje w korzystnym otoczeniu. Dzięki Waszej pomocy, możemy
poprowadzić te błądzące dusze wprowadzić z powrotem do głównego nurtu
społeczeństwa, by żyli całkowicie normalnie jak reszta z nas.
-Jake! Żądam wyjaśnień! - Roger krzyknął, ignorując Louisa.
Bez żadnej przerwy, Louis nadal mówił przed wszystkimi.
-My
w Rainblow Coalition chcialibyśmy już z góry wam podziękować.
Zapewniamy, że każda darowizna będzie wykorzystana na szczytny cel.
Dziękuje za poświęcony czas i uwagę. Wyjdę juz.- powiedział i podniósł
walizkę, ignorując twarze oszołomionych ludzi. Potem zwrócił sie do mnie
i potrząsną moją ręką.
-Panie Bieber dziekuje za gościnność.
-Ty!!-Jake warknął i odwrócił sie do mnie- Ty pieprzony sukinsynie, Ty to zrobiłeś!
Bez
ostrzeżenia skoczył przez stół i przewrócił mnie na ziemię. Louis wydał
wysoki pisk i odskoczył od nas. Od razu przejąłem nad nim kontrole,
przytrzymując nogami Jake, chwyciłem za klapy jego drogiego garnituru.
-Posłuchaj
mnie Jake. -zawarczałem- To? to jest nic. Nie tylko mam zdolność do
pokazywania wideo z Twoim mały porno pokazem, ale mam również filmy z
moich kamer, które dowodzą, że chciałeś zgwałcić Isabelle. Jest to
całkowicie dopuszczalne w sądzie, dodając handel narkotykami,
posiadanie, pomoc znanego przestępcy.....mógłbyś siedzieć całe życie. I
wtedy to Ty będziesz gwałcony w dupe w kółko i w kółko, w więzieniu.
Louis pochylił sie nad nami i szepnął.
-Dla twojej wiadomości....duży, tęgi Meksykanin imieniem Chavez już na Ciebie czeka, frajerze!
Wyraz twarzy Jake przypominał mi osaczonego szczura, który nie miał dokąd uciekać...który zosatł uwięziony.
-Czego....chcecie?- warknął przez zaciśnięte zęby. Wyraźnie nie podobał mu sie fakt, że musiał sie przyznać do porażki.
Przesłałem mu tak samo zadowolony z siebie uśmiech, który nosił chwile przed tym jak jego świat zaczął się rozpadać.
-Nie
wiele, tylko połowę firmy...i chce żebyś opuścił stan. Nie, jeszcze
lepiej....chce żebyś opuścił kraj. Wydaję się to na niska cenę za
wolność. Czy nie uważasz?
-Skąd mam wiedzieć, że tak czy inaczej nie wyjawisz filmów?
-Nie
możesz.- odpowiedziałem zgodnie z prawdą. - Ale tak bardzo jak mnie to
boli, daje Ci słowo, że jak długo nie przekroczysz granicy, ja zostawię
to dla siebie. Możesz za to podziekować Isabelli. Ona jest bardziej
wyrozumiała niż ja kiedykolwiek mógłbym być.
-Albo ja- Louis powiedział, kopiąc frajera w bok głowy.
Ryan
pociągnął go do tyłu i łapiąc jego dłonie, przycisnął je do jego
klatki, powstrzymując go od kolejnego ciosu. Właśnie wtedy, Roger
obszedł stół i zaczął iść w naszą stronę.
-Więc jak będzie, Johnson?- zapytałem go, żeby odpowiedział mi jeszcze zanim Roger by do nas dotarł.
-Dobra...jest Twoja. Cała Twoja!-zgodził sie.
-Masz
dziesięć dni na załatwienie swoich spraw i wynoś się z kraju-
powiedziałem, po czym puściłem tego robaka i stanąłem na nogach w tym
samym momencie kiedy Roger podszedł do nas.
-Chryste, Jake! Wstydzę się za ciebie! Wstawaj z tej podłogi!- powiedział, szarpiąc go za ramię.
-Spotkanie
zakończone-wymamrotałem triumfalnie, a następnie wyszedłem z Louisem i
Ryanem z sali konferencyjnej, ciesząc się wygraną. Połowa spółki była
tylko dodatkową korzyścią.
Isabella była prawdziwą nagrodą.
~*~
-Wciąż
nie mogę uwierzyć, że to naprawdę koniec- powiedziała Bella z fotela
pasażera mojej Vanquish, kiedy jechaliśmy autostradą do Forks.
Przekonałem
Bellę, że po tym całym dramacie, który przeżyliśmy należy się nam
przerwa, a Forks był na tyle cichym miasteczkiem, że pozwoliłby nam na
przerwę pozwalając jednocześnie Belli odwiedzić jej rodziców. Myślała,
że jedziemy do hotelu.
Nie będę zmieniał jej toku myślenia.
-To
koniec, kochanie- powiedziałem, przenosząc nasze złączone dłonie do ust
i pocałowałem jej pusty palec serdeczny, przesyłając jej krzywy
uśmieszek.
-Aww, tam jest ten domek- Bella zagruchała jak domek pojawił się na naszym horyzoncie.
Musiałem puścić jej rękę by zwolnić auto i po woli wjechać na podjazd.
-Justin....-próbowała
chyba mnie przed czymś ostrzec, ale wyszło jej to zabawnie. Kiedy
zobaczyła jak moja brew powędrowała do góry i przegryzłem dolną wargę na
wspomnienie ostatniego razu, kiedy tu byliśmy,
powiedziała-Nie....uh-uh. Nie zrobimy tego znowu.
-Wysiądź z auta, skarbie- powiedziałem, otwierając własne drzwi.
Obszedłem samochód i nacisnąłem klamkę od drzwi po jej stronie. Miała skrzyżowane ramiona na piersiach.
-Nie,
Justin. Możemy zrobić co tylko sobie upodobasz w pokoju hotelowym, ale
nie tutaj, nie znowu. Ostatnim razem prawie nas złapali.
-Nie damy sie złapać- zapewniłem ją i pociągnąłem za rękę, wyciągając ją z siedzenia pasażera.
Szła
za mną, niechętnie, ale na szczęście szła. Mogłem się domyślić, że
gdzieś w środku, nie mogła się temu oprzeć i mogłem tą wiedzę
wykorzystać na swoją korzyść. Może to był podstęp z mojej strony. No i
co? Pozwij mnie.
Splatając nasze palce, kierowałem sie na tyły domku, idąc w stronę stawu i altany.
-Co Ty robisz? Jesteś szalony?- spytała i rozejrzała się w poszukiwaniu dowodu, że sąsiedzi już zaczęli nas podglądać.
-Tak, w rzeczy samej.- odpowiedziałem, podchodząc do huśtawki. - i to jest Twoja wina. Ty mnie doprowadziłaś do szaleństwa.
Odwróciłem
ją tyłem do huśtawki i złapałem ją za ramiona, lekko ją w dół, żeby
usiadła. Słońce właśnie zachodziło nad horyzontem i pomarańczowo-różowy
blask promieni wydobywał jej najpiękniejsze szczegóły na jej twarzy.
Mała rodzinka kaczek pływała w stawie w kształcie litery S, a ich ciche
kwaczenie, były jedynymi dźwiękami, jakie mogliśmy usłyszeć.
Klęknąłem przed nią, zauważając jej zdziwiony wyraz twarzy.
-Chcę
dać Ci wszystko, czego kiedykolwiek chciałaś, lub będziesz chciała,
Bello. I tak zrobię. Ale jestem dupkiem, że nie zrobiłem wszystkiego w
dobrej kolejności. - powiedziałem i wyciągnąłem niebieskie, aksamitne
pudełeczko z kieszeni marynarki.
Westchnęła i przyłożyła palce do ust.
-Oh, Justin.
-Wiesz,
jak na bycie przyszłą panią Justina Biebera, Twój serdeczny palec
wydaje się strasznie goły.- powiedziałem, uśmiechając się do niej.
Otworzyłem pudełeczko, odsłaniając jej pierścionek zaręczynowy.
To
był jedyny w swoim rodzaju, przeznaczony dla jednej kobiety, ale miałem
nadzieję, że będzie on przedmiotem bardzo długiej tradycji. Trzy
karatowe diamenty wirowały wokół szmaragdowego szafiru. Nic zbyt
ekstrawaganckiego, ale jego urok tkwił w prostocie.
-Był
mojej mamy. - powiedziałem, wyjmując go z pudełka i sięgając po jej
dłoń. Trzęsła się z nerwów i musiałem się uśmiechnąć, bo czułem, że sam
trochę się trząsłem. - I teraz, chciałbym, żeby należał do Ciebie.
Wsunąłem
pierścionek na jej palec i spojrzałem jej w oczy. Łzy delikatnie
spłynęły jej po policzkach, jedna po drugiej. Jej uśmiech był
najpiękniejszy jaki kiedykolwiek widziałem i właśnie w tamtym momencie
zapragnąłem, żeby kurwa jakiś artysta uchwycił ten moment, na zawsze
uwieczniając go w czasie.
Wytarłem ustami jej łzy, a po chwili złączyłem nas miękkim pocałunkiem.
-Kocham Cię, Isabello Groves.
-Ja też Cię kocham. - szepnęła, po czym spojrzała na pierścionek, który już był na swoim miejscu- Jest prześliczny. Dziękuje.
-Nie ma za co, ale jest coś jeszcze.- powiedziałem jej z diabelskim uśmieszkiem, wstając.
Podniosła głowę.
-Jeszcze? Co jeszcze?
-Chodź - powiedziałem łapiąc ją za rękę i znów ciągnąc by wstała.
Czułem
jak wlekła się za mną i może powinienem zwolnić, ale byłem po prostu
zbyt cholernie podekscytowany tym, co miałem jej pokazać. Gdy dotarliśmy
na przód domu, odwróciłem się i ruszyłem w stronę drzwi.
-Gdzie Ty idziesz? Ktoś wezwie policje- mówiła szeptem i pociągnęła mnie za rękę z powrotem do samochodu.
Pociągnąłem trochę mocniej za jej dłoń, zmuszając ją by zderzyła się z moją klatką piersiową i owinąłem ramię wokół niej.
-Uspokój
się, kochanie. Nikt nie zadzwoni na policję.- powiedziałem i
przeniosłem zza niej rękę, aby mogła zobaczyć co w niej trzymałem. Na
moim palcu wisiał klucz do domku.
Zajęło jej to chwilę,
żeby zarejestrować co się działo. Rozejrzała się po podwórku i w końcu
zauważyła, że zniknęła tabliczka "na sprzedaż" i pojawił się znak
"sprzedane"
-Justin, nie zrobiłeś tego.
Czułem
szeroki uśmiech, który tworzył się na moich ustach, który był w stanie
pokazać, jak bardzo byłem z siebie dumny, że dałem kobiecie, którą
szaleńczo kochałem, domek z jej dziecięcych marzeń.
-Witamy w domu, Bello.
Kiedy
stała oszołomiona, umieściłem klucz w zamki i otworzyłem drzwi. Tak
szybko jak wróciliśmy do domu po tamtej sytuacji, wiedziałem co chciałem
zrobić. Złożyłem ofertę do właściciela domku. Okazało sie, że już było
prawie sprzedane, ale kiedy zaoferowałem cztery razy większą gotówkę od
ceny wywoławczej właściciel nie miał wątpliwości. Poprosiłem Jasmine,
żeby tym się zajęła, i przysięgam, byłem pewien, że wygada się Belli.
Byłem z niej cholernie dumny, że udało jej sie trzymać zamknięte usta.
Wziąłem
dłoń Belli i przeprowadziłem ją przez próg. Zamknąłem za sobą drzwi i
podszedłem do kominka, aby włączyć na pilocie ogień, który zaraz zaczął
trawić drewniane kłody w środku.
-Co o tym myślisz?- zapytałem, stając sie troche nerwowy, że nadal nie nie mówiła.
Rozejrzała
się. Chociaż przeprowadzili tutaj niewielkie przebudowy, wiedziałem, że
urocze niuanse, które Bella tak bardzo uwielbiała, zostały
nienaruszone. Podłogi były włożone nowe i wypolerowane, pozmieniali
większość mebli, ale dalej był obecny ten stary styl.
Były tutaj wszystkie udogodnienia, które kiedyś na pewno by się przydały.
Ale Bella wciąż nic nie mówiła, a to mnie wprawiało w dziwne zdenerwowanie.
-Nie
musisz zostawiać tego tak jak jest teraz. Poprosiłem Jasmine, żeby to
udekorowała, bo nie chciałem, żeby wnętrze było puste, kiedy bym Ci to
pokazywał. Możesz wszystko przerobić, jeśli to Ci się nie podoba.
Odwróciła się i zmniejszyła odległość między nami.
-Zamknij
się, Justin. Za dużo mówisz- powiedziała, po czym palcami chwyciła moją
koszulę i szarpnęła mnie za nią, przyciągając do siebie by pocałować
mnie w sposób, który przewracał wszystkie moje wnętrzności.
I na tym sie nie skończyło.
Jej
język, tak miękki i giętki, słodki jak wata cukrowa, bawił się z moim.
Moje ręce powędrowały na tył jej głowy i jeszcze bardziej przybliżyłem
ją do siebie, biorąc wszystko, co dawała i dając jeszcze więcej w
zamian.
Ciałem przyległa do mojego i sposób w jaki się
ruszała....oh, Boże...sposób w jaki ta kobieta się ruszała był
doprowadzający do szału. Przyszła do mnie jako dziewica, bez
doświadczenia seksualnego i choć moją intencją było nauczenie jej
wszystkiego co mi się podobało, jej prawdziwym nauczycielem było jej
własne ciało. Wiedziała, czego chce i rozpuszczała wszystkie
zahamowania, kiedy dochodziło do zrealizowania tego. Myślała, że
odpowiadała na żądania własnego ciała, ale to czego ona nie wiedziała,
było to, że w ten sposób, odpowiadała również na moje.
Jej
zwinne palce dryfowały po mojej koszuli, uwalniając po kolei każdy
guzik. Nigdy nie przerwała pocałunku by nabrać powietrza. Nie
potrzebowała tego; każdy skrawek powietrza dzieliliśmy między sobą.
Wsunęła ręce pod koszulę i docisnęła je do mojej nagiej klatki. Każdy
mięsień w moim ciele napiął się pod jej dotykiem. Kiedy w końcu
przerwała pocałunek, poczułem natychmiastową stratę, ale skupiła się
teraz na boku mojej szyi i to było też cholernie dobre.
Ustami
ssała i przegryzała moją skórę. Przyciągnąłem ją bliżej, by mogła
spotkać i otrzeć się o wybrzuszenie w moich spodniach. Przeniosła się na
moją klatkę, wirując językiem na jednym z mich bardzo twardych sutkach.
Po czym powoli, oh tak bardzo powoli, przeniosła ręce na moje ramiona i
zsuwając koszule, swobodnie rzuciła ją na podłogę.
Kiedy
jej usta zwróciły uwagę na drugiego sutka, wplotłem palce w jej włosy i
przycisnąłem ją jej głowę do siebie. Po plecach przeszły mnie ciarki,
kiedy poczułem jak jej paznokcie zaczęły ocierać się o moje mięśnie
brzucha, aż do pasa moich dżinsów. Pociągnęła mnie za nie, zmuszając nas
do jeszcze bliższego kontaktu i wtedy poczułem jej dłoń głaszczącą mnie
po spodniach.
-Skarbie...-to było wszystko co mogłem
powiedzieć przez swój ciężki oddech, próbując nie skończyć
przedstawienia jeszcze jak mój fiut był schowany w spodniach.
Ściągnęła
swoje buty, a ja przeniosłem ręce na rąbek jej koszuli. Mój kciuk
pieścił jej gołą skórę tuż pod materiałem, ale to mi nie wystarczało.
Więc, podniosłem koszule, ciągnąc ją przez jej głowe, by zaraz dołączyła
do mojej na podłodze. Wyglądała olśniewająco w granatowym staniku,
który podtrzymywał jej kremowe, piękne piersi. Moje ręce natychmiast
ujęły je i zaczęły ugniatać przez cieńki materiał, tak jak wiedziałem,
że lubiła. Kciukami zacząłem ogarniać jej sutki i poczułem jak zaczęła
brać krótsze wdechy.
Tak, lubiła to. Tak bardzo, że rozpięła guzik od moich spodni i wsunęła rękę do środka.
-Chryte, Bella- syknąłem, kiedy przejechała wnętrzem dłoni po główce mojego penisa.
-Boże,
jesteś tak cholernie twardy.- powiedziała zachwycona, przenosząc rękę
po penisie, na tyle ile pozwalały jej ciasne granice moich dżinsów.
Spojrzałem
w dół tak, że mogłem zobaczyć jak jej ręka powoli zsuwała moje spodnie.
Główka fiuta szturchnęła lekko jej talie i widocznie, ona też to
poczuła, bo cofnęła rękę z moich spodni i uklękła przede mną, biorąc
końcówkę w usta. Czułem jak moje jaja powoli zaczęły się gotować.
-Musisz zwolnić, kochanie. Inaczej nie potrwa to długo. - powiedziałem, trzymając ją na lekki dystans.
Jej oczy zabłysły blaskiem.
-Nie
chce zwalniać, Justin. Chcę Ciebie. Chcę Cię poczuć, grubego i twardego
wewnątrz mnie. Chce poczuć Twoją spermę, zjeżdżającą po gardle. Chcę
czuć Twoje usta i język na mojej cipce. Chcę to wszystko, Justin.
Potrzebuje tego, a Ty mi obiecałeś, że dasz mi wszystko, czego tylko
zapragnę.
-Kurwa- jęknąłem pod wpływem jej
niegrzecznych słów. To była moja słabość i dobrze o tym wiedziała.
Owinęła mnie wokół swojego małego palca, wiedziała jak działa, żeby moje
słowa przekręcić na swoją korzyść. Ale to było zajebiste, bo chciałem
dokładnie to samo, czego ona chciała.
Chwyciłem ją i
przylgnąłem do jej ciała, mocno łącząc nasze usta w głodnym pocałunku.
Delikatnie pchnąłem ją na poduszki, które leżały na podłodze, nigdy nie
przerywając pocałunku. Jej ręce były wszędzie, pieściła moją klatkę
piersiową jeżdżąc również po ramionach i zatrzymując się na bicepsach.
Napiąłem je dla niej, wiedząc, że to kochała, na co od razu jęknęła mi w
usta, powierdzając, że naprawdę bardzo to lubiła.
Kiedy
cieszyła się z moich poczynań, wykonałem szybką pracę przy jej staniku i
ściągając go z jej ramion, cisnąłem nim gdzieś w bok. Jej okrągłe,
jędrne piersi były dociśnięte do mojej nagiej klatki, a moje usta
znalazły miejsce, gdzie jej szyja spotykała się z ramieniem. Jęknęła
kiedy zacząłem delikatnie ssać jej skórę, a moje ręce powoli uwalniały
jej biodra od dżinsów.
Całując miejsce wzdłuż szyi aż
do jej ucha, ująłem jedną dłonią jej tyłek a drugą znalazłem jej
wzgórek. Westchnęła i wbiła mi paznokcie w plecy, ssąc moje ramie.
-Czy to jest to czego potrzebujesz, kochanie?- zapytałem, powoli działając w jej delikatnym miejscu.
-Tak.....więcej....
Wsunąłem palce między jej jedwabiście mokre fałdki skóry
-Co Ty na to?
Jęknęła i przegryzła moje ramię, kręcąc jej biodrami.
-Mmmm....więcej....
-Jesteś
bardzo łakoma, Isabello- wyszeptałem jej do ucha, po czym lekko je
przegryzłem, znajdując jej otwarcie i wpychając w nie swoje długie
palce.
-Jezu- jęknęła, a jej głowa opadła do tyłu, dając mi jeszcze większy dostęp do jej szyi.
Przejechałem
językiem wzdłuż jej brody i wciągnąłem głęboko powietrze. Zapach jej
podniecenia mieszał się z perfumami, które miała na sobie. Oblizałem
wargi, czując nagle przypływ dzikiej energii.
-Czuje
Cię, Isabello. Twój zapach jest tak.....słodki, tak kuszący. Ruszałem
palcami w tą i z powrotem, w wolnym tempie, kciukiem naciskając na jej
mały kłębek nerwów. Przeniosła biodra do przodu, prosząc o więcej.
-Mmm....podoba Ci się, prawda kochanie? Lubisz kiedy pieprze Cie palcami, nie?
-Tak, o Boże tak- jęknęła, rozkładając uda tak szeroko, jak tylko pozwalały jej na to majtki i przybliżyła się do moich palców.
-Daj mi jeszcze więcej.
-Więcej?
Co takiego?- zapytałem, ruszając palcami jeszcze szybciej i mocniej.
Wydała z siebie głośny dźwięk, zaciskając bardziej ścianki wokół moich
palców.
-Kurwa, kochanie...jesteś tak cholernie mokra. Musisz się położyć. Chcę to zobaczyć.
Dalej
trzymała sie moich ramion, a ja powoli zacząłem kłaść ją na podłogowych
poduszkach. Zaprotestowała jękiem, gdy wyjąłem z niej palce, by już
całkiem ściągnąć z niej majtki. Musiałem widzieć to, kiedy przy niej tak
pracowałem. Rozłożyła dla mnie nogi, chętna by zaprosić mnie do
zadowolenia jej....i to chciałem zrobić.
Jej wilgotność błyszczała w świetle ognia i oblizałem wargi, nie mogąc się doczekać degustacji.
-Kurwa, to jest naprawdę piękna cipka, Isabello. I jest cała moja. - powiedziałem znów wpychając w nią palce.
Jęknęła
i wygięła plecy w łuk. Pochyliłem się i złapałem w usta jeden z jej
twardych sutków. Językiem jeździłem w każdą stronę, czasem go
przegryzając.
-Mocniej, Justin- błagała.
Spełniłem to.....wbiłem mocniej w nią palce, chowając je aż po same kostki, na co ona pociągnęła mnie za włosy.
-Unghh....potrzebuję Cię w środku, kochanie- powiedziała, kręcąc biodrami w moją stronę.- Proszę...
Tak,
czułem jej ból. Też potrzebowałem być w niej, po prostu nie mogłem
znieść tego, że jeszcze mnie tam nie było. Wkurzało mnie to, bo miałem w
myślach jeszcze wiele pomysłów, które mógłbym z nią wykonać, ale
pieprzyć to......mieliśmy jeszcze przed sobą całe życie, więc
wyciągnąłem z niej palce.
Podtrzymałem się na ręce i
ściągnąłem do końca swoje spodnie, uwalniając swoje ruchy. Wziąłem w
ręce penisa, a moja kochana asystentka od razu złapała mnie za tyłek.
Była
bardzo chętna, podnosząc swoje biodra, ale postanowiłem trochę sie z
nią podrażnić. Więc, potarłem główką penisa wzdłuż jej szparki,
przyciskając go do łechtaczki i lekko nim poruszając. Jęknęła głośno i
spojrzała w miejsce gdzie mój fiut ocierał sie o jej kobiecość. Kochałem
ją torturować, zwiększać jej podniecenie, więc zsunąłem mojego kolegę z
powrotem w dół, wciskając lekko w jej wejście, ale potem wróciłem do
wcześniejszej pozycji.
-Proszę, Justin...
-Tak, cholernie mi się to podobało jak mnie prosiła o mojego kutasa.
-O co prosisz, kochanie? Chcesz, żebym pieprzył tą piękną cipkę moim fiutem?- zapytałem, uśmiechając sie do niej.
Skinęła
głową i przegryzła wargę, unosząc szybko klatka piersiową. Podniosła
nogi i zaplotła je na moim tyłku, przybliżając do mnie biodra.
Spojrzałem
między nas i przycisnąłem głowę penisa do jej wejścia, powoli witając w
jej środku. Oboje jęknęliśmy z przyjemności, kiedy w końcu byliśmy
złączeni. Chciałem jeszcze więcej tego uczucia.
-Cholera
jasna, to jest zajebiste, prawda?- zapytałem- To jak wchodzę w Ciebie
na samym początku. Sposób w jaki Twoja cipka chwyta mojego penisa, tak
gorąco, tak miękko, tak mokro....to uczucie....nie ma sobie równych.
Spróbujmy jeszcze raz, dobrze?
Patrząc na miejsce gdzie
oboje byliśmy złączeni, wycofałem się z niej. Jej soki spływały z
mojego penisa, a jej szparka znów stała się tak malutka, jakby nigdy
mnie tam nie było. To był niesamowity widok.
Na powrót w
nią pchnąłem, patrząc jak cały sie w niej zatopiłem. Moje gałki oczne
powędrowały do tyłu, jeszcze raz chowając się w niej na całą długość.
Zawiła sie pode mną, ściskając mi tyłek.
Zachęciłem ją, by powiedziała to co najlepsze.
-Właśnie tak, kochanie...rób to czego pragniesz. Użyj mojego ciała dla Twojej przyjemności.
-Jesteś taki gruby, taki twardy- jęknęła- uwielbiam to jak czujesz się wewnątrz mnie.
Kurwa....moja ukochana włączyła u mnie pro przyspieszenie.
Znów z niej wyszedłem i na powrót uderzyłem.
-Tak?
Wbiła paznokcie w moje pośladki
-Boże, tak...szybciej.
Dałem
jej to, co chciała, poruszając się w niej w pięciu szybkich
pchnięciach, ale potem na chwile ustałem i opadłem na nią, podtrzymując
się na ręce. Zrobiłem tak po to, żeby potrzeć jej łechtaczkę.
-Właśnie tak...-jęknęła- Och, Chryste...właśnie tak. Nie przestawaj.
Pchałem
w nią w kółko i w kółko. Udało mi się znaleźć stałe tempo, żeby nie
było ani zbyt szybko, ani zbyt wolno, a ona kołysała się przede mną,
obijając się biodrami o moje. Rękami ściskała mój tyłek, zaciskając
ścianki wokół mnie.
-Justin....będę...
-Zrób
to, kochanie. Dojdź na moim fiucie.- jęknąłem, nadal się w niej
poruszając.- o, cholera...pozwól mi poczuć, jak dobrze sie czujesz
dzięki mnie.
Uniosła swoje plecy, kiedy mój penis twardniał coraz bardziej z każdym pchnięciem.
-Właśnie
tak, kochanie.....właśnie tak- i wtedy poczułem znajome pulsowanie jej
cipki wokół mojego fiuta, kiedy krzyczała moje imię.
Przyspieszyłem
tempo, wbijając mocniej, głębiej. pomagając jej osiągnąć jej szczyt.
Nie mogłem od niej oderwać oczu. Wyglądała tak pięknie w delikatnej
poświacie ogniska. Lekki połysk potu pokrył jej twarz, jej wiśniowe
wargi. Miała zamknięte oczy, przez co jej rzęsy pieściły miękką skórę
pod nimi.
-Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie- szepnąłem, po czym pochyliłem sie by posmakować te soczyste usta.
Raz,
dwa, trzy razy dotknąłem jej warg. Wsuwałem i wysuwałem z niej penisa.
Jej piersi gnieździły sie pod moją klatą i znów polizała moje usta,
ciągle trzymając dłonie na moich pośladkach. Tego było zbyt wiele.
-To jest niesamowite, Bello. Nie mogę tego dłużej trzymać.- ostrzegłem ją- dojdę w tej pięknej cipce.
Bella potrząsnęła głową i spojrzała mi w oczy.
-Nie...odmawiałeś mi już tyle razy. Nie pozwolę, żebyś zrobił to znowu. Dojdź w moich ustach, Justin. Chcę Ciebie spróbować.
-Och...cholera....nie wiem czy to utrzymam, skarbie....cipka jest....tak zajebista- ostrzegłem, robiąc wszystko, aby nie dojść.
-Teraz, Justin.....daj mi to teraz. Pieprz moje usta- domagała się.
Wyszedłem
z niech, bardzo niechętnie, ale tak jak powiedziałem wcześniej,
chciałem jej dać to czego chciała. Może to ona zaczęła od mojego
seksualnego niewolnika, ale teraz to ja nim byłem.
Mój wymoczony w jej sokach fiut zakołysał się kiedy przeniosłem go do jej ust.
Przejeżdżając końcówką po jej ustach, pokryłem je jej własnym orgazmem.
-Posmakuj mnie, Isabello. Zobacz jak smakuje mój fiut nasączony Twoimi sokami.
Otworzyła
usta, a ja pchnąłem fiuta do środka. Zamknęła buzię wokół mojej
szerokości i zanuciła, smakując nasze smaki. Złapałem od tyłu jej głowę,
ruszając biodrami.
-Smakujemy dobrze, Bello? Podoba Ci się jak smakujesz na moim penisie?
Odpowiedziała
jękiem, a potem złapał mnie za tyłek, zmuszając mnie bym znalazł sie
jeszcze głębiej w jej gardle. Czułem jej ścianę gardła, ale połknęła
mnie jeszcze głębiej. Więcej nie mogłem znieść.
-Kurwa,
kochanie! Kurwa, kurwa, kurwa - zawołałem, kiedy mój penis zaczął
pulsować i wystrzeliłem spermą w tył jej gardła. Powoli pokiwała głową
oczyszczając mnie do końca, aż zacząłem czuć, że powoli wiotłem w jej
ustach.
-Cholera, kobieto, to wystarczy- zaśmiałem
się, zmuszając ją by wypuściła mojego kutasa. -Jak nie skończysz tego
zaraz to znowu stanę sie twardy.
-A co jest w tym złego?- zapytała.
Przysięgam na Boga, że cholernie ją kochałem.
Zszedłem
z niej i położyłem sie obok, przyciągając jej ciało do swojego by mogła
położyć głowę na mojej piersi. Lewą rękę położyła na moim brzuchu, a ja
na nią spojrzałem. Kamienie z pierścionka mojej matki złapały światło
ognia, przez co odzwierciedlił tęczę kolorów. Pierścionek w końcu
znalazł dom.
Ja w końcu znalazłem dom. Co przypomniało mi...
-Tak więc, nigdy nie powiedziałaś- zacząłem- podoba Ci się dom?
Bella podniosła głowę i spojrzała na mnie. Powolny uśmiech wkradł się na jej twarz.
-Wiesz, że tak.- odpowiedziała.
Tak ,wiedziałem.
-Ale, um...tylko nie wiem jak to wszystko będzie działać- ciągnęła, ryzując wzorki na mojej klatce.
-Jak co będzie działać?- zapytałem, nie wiedząc w czym był problem.
-Masz rezydencje, a teraz jeszcze domek. Gdzie dokładnie, masz zamiar mieszkać?
-A,
o tym- zacząłem, nagle czując się jak osioł, że nie omówiłem z nią tego
wcześniej. Miałem w planie porozmawiać z nią o tym po pokazaniu jej
domu, ale jedna rzecz doprowadziła do drugiej...no i tak już
wyszło.-Wiesz, że Jake zapisał mi swoją połowę firmy?
-Tak....
-Więc,
Ryan był bardzo lojalny wobec mnie przez lata i dobrze zna tajniki
firmy, więc myślałem o tym, żeby zrobić go swoim partnerem.
-Justin, to wspaniale!- powiedziała z radością- Jasmine całkowicie oszaleje!
Zaśmiałem się, wiedząc, że na pewno tak będzie.
-Chwileczkę- powiedziała- co to ma wspólnego z tym, gdzie będziemy mieszkać?
-Ach
tak!- kontynuowałem- To praktycznie nie ma nic wspólnego z tym gdzie
będziemy mieszkać, ale ewentualnie, Ryan mógłby kontrolować rzeczy w
biurze, które tego potrzebują. Więc z tego wynika, że możemy mieszkać
gdzie tylko chcesz. Jeślibyś chciała mieszkać tutaj, by być bliżej
rodziców, mogę po prostu przenieść tutaj moje biuro i pracować w domu.
-Ale Justin......dom Twoich rodziców to wszystko co Ci zostało po rodzinie. - powiedziała ciężkim głosem.
Przytuliłem ją do siebie i pocałowałem w czoło, bo tego chciałem, ale także dlatego, że wciąż tak bardzo martwiła się o innych.
-Ty
jesteś teraz moją rodziną, Bello. I planuję mieć dużo pięknych, małych
Belli...no i może jednego Justina, żeby nazwisko przetrwało.
Podniosła wysoko brwi, rozszerzając oczy, a na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech.
-Dzieci? Chcesz mieć dzieci?
-Mmmmmmmhmmm, dużo dzieci- poprawiłem ją.
-Tak więc- powiedziała zamyślona-będziemy potrzebować wielkiego domu, żeby pomieścić taką gromadkę, nie sądzisz?
Wzruszyłem ramionami.
-Przypuszczam, że tak.
-A
Jasmine będzie potrzebować kogoś by się nią zajął, podczas gdy Ryan
będzie do późna w pracy. W przeciwnym będzie mu truła dupę, że się
niewłaściwie nią zajmuje.
-Pewnie tak- zgodziłem się.
-Mojej mamie już lepiej a tata wrócił do pracy. Louis zaczął szukać miejsca do zamieszkania w mieście.
Wiedziałem do czego zmierzała.
-Kochanie, chcesz mi powiedzieć, że chcesz mieszkać w Bieber rezydencji?
Wyglądała jakby miała przez to wyrzuty sumienia.
-Czy to straszne z mojej strony? Że nie rzucam się na okazję, żeby mieszkać tak blisko rodziców?
-W
ogóle. Możesz odwiedzić ich, kiedy tylko chcesz. Po prostu będziemy
mieć tutaj swój uroczy mały domek, w którym będziemy na Boże Narodzenie,
Wielkanoc, wakacje....kiedy będziemy chcieć. Nie potrzebujemy powodu,
żeby rzucić wszystko i przyjechać tutaj.
-Plus, tam, na
Upper East Side nie mamy wścibskich sąsiadów i nie będziesz musiał
odkładać swoich obowiązków co do Scarlet Lotus. - powiedziała
-Hej! Obrażam sie za to!- powiedziałem żartobliwie, łaskocząc ją.
-Żartuje! Żartuje!- śmiała się.
-Więc, Upper East Side?- zapytałem, chcąc żeby podjęła decyzje.
Skinęła głową.
-Upper East Side to jest to.
-Dobrze-
powiedziałem, zadowolony z jej decyzji. Przekręciłem ją tak, że,
podpierając sie na łokciach, leżałem nad nią z przebiegłym uśmieszkiem.
-A teraz zacznijmy robić te dzieciaki.
Kiedy pochyliłem się by skraść jej buziaka, ona przyłożyła palca między nasze usta.
-Justin, dalej mam to zabezpieczenie. Nie mogę mieć dzieci przez kolejne pięć lat.
Wzruszyłem ramionami.
-No to to usuniemy, ale w międzyczasie nie zaszkodzi poćwiczyć.
Zachichotała i w końcu ustąpiła, pozwalając mi namiętnie ją pocałować.
Takich
właśnie nas chciałem. Chciałem widzieć nas beztrosko się śmiejących,
uprawiających erotyczną miłość....po prostu szczęśliwych i wolnych.
Wolnych od oszustw, wolnych od przyjaciół, którzy chcieli zrobić z nas
ruiny, wolnych od uczucie, że tylko my chcieliśmy uratować życie kogoś,
kogo kochamy.....wolnych od samotności.
To nie było
idealne marzenie jakie każdy Amerykanin kiedyś miał, ale podstawa była
ta sama; ktoś kogo można kochać, ktoś, kim można się opiekować, ktoś,
kto wyciągnąłby nas z piekła, ktoś, kto powstrzymałby nas od złych
zamiarów....ktoś, kto chciałby robić to wszystko w zamian.
I
zdobędziemy te marzenia. Upewnie się, że tak będzie. Nie byłem tak
naiwny, żeby myśleć, że wszystko byłoby idealnie, ale będziemy mieć
swoje małe walki do wygrania, ale w dłuższej perspektywie czasu,
mogliśmy wygrać kurwa nawet wojne.
Będziemy żyli długo i szczęśliwie.
_____________________________________________________
Jeszcze tylko 1 rozdział do końca :cccccc
Justin i Bella są tacy kochani, że aż lasjncufdbvifuehovdfno <3<3<3
ASK
Jaki kochany rozdział ! Haha i jak wrobili Jake'a, frajer huhuhu... Rozwalilo mnie to prima aprilis hah.. Szkoda, że to przedostatni rozdział...będę tęsknić :)
OdpowiedzUsuńo masakra, kocham to*-*
OdpowiedzUsuńboże to jest takie piękne.. kocham to<3
OdpowiedzUsuńhahha w każde prima aprilis będę pamiętać o tym rozdziale i o Jake'u .
szkoda, że to ostatni rozdział, ale znając mnie będę wracać do tego opowiadania, w każdym wolnym czasie.
wiem, że to za szybko na dziękowania itp., ale baaardzo baaardzo ci dziękuję, że zabrałaś się za to tłumaczenie i wytrwałaś do końca nie przejmując się hejtami bo pewnie ich trochę było + mam nadzieję, że za jakiś czas zabierzesz się za nowe tłumaczenie, które będzie tak wspaniałe jak to:))
czekam na ostatni :*
hahaha Jake frajer
OdpowiedzUsuńOMB ile się działo w tym rozdziale <3
OdpowiedzUsuńBella j Justin są idealni <3
dobrze tak Jake'owi, należało mu się za to wszystko co zrobił...
nie wierzę, że jeszcze 1 rozdział:c
Jake = totalny frajer! Bosh jacy oni są cudowni :)
OdpowiedzUsuńKOCHAM TO!!!!!
OdpowiedzUsuńPokochałam to tłumaczenie i strasznie mi źle z tym,że się kończy,chciałabym jedynie podziękować Wam za to,że tłumaczyłyście tak świetne opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńJak to możliwe tylko 1 rozdział do końca, a ja tak mocno pokochałam to opowiadanie!!
OdpowiedzUsuńboże, kocham to jfafasfjzfjsfdslzvv
OdpowiedzUsuńszkoda że już się kończy ;'ccc
kocham wielbie
@luvmynika
Wspaniały <3 Szkoda , że został tylko 1 rozdział :( Czekam na nn :*
OdpowiedzUsuńomfg nie wierzę że został ostatni rozdział :o :( ten jest wspaniały :D czekam na nn
OdpowiedzUsuńo boze o boze zajebisty hswhduwqgdwgdkjq czekam na kolejny <3
OdpowiedzUsuńo mój boże. ♥ kooocham to szalenie xd ♥
OdpowiedzUsuńomb
OdpowiedzUsuńzgon
*-*
@breassie
Geniallnnnneeeee<3333💜💜💜💜💜
OdpowiedzUsuńawww, chcą mieć małego Justina <3
OdpowiedzUsuńprzedostatni?!?!?!?!?!?!?cooo bd tęsknić :CCCCCCCCCC oni tacy kochani ndnxdbdhfhdhwhwnsjsixuuhbvfftyhhhhbubjbhbhbhhu
OdpowiedzUsuńCooo?! Przedostatni rozdział?! Nieee... ja tak koffam to opowiadanie <3 Co do rozdziału zaj*bisty! Hehehe nieźle wkopali Jake'a :D Mam nadzieje, że szybko pojawi się kolejny (ostatni ;c) rozdział i... że zaczniesz tułmaczyć równie świetnego bloga ;* Kocham Cię i BARDZO dziękuje Ci za tułmaczenie <3
OdpowiedzUsuńPs. mówiłam, że Cię Kocham i Bardzo Dziękuje Za Tułmaczenie?! Taa... chyba tak! Ale i tak to powtórze... hehe KOCHAM CIĘ I DZIĘKUJE ZA TUŁMACZENIE! <3 ;**
UsuńJejku jak ja ich kocham ;3
OdpowiedzUsuńsjkdlsfhgkjdhfghdhkfkd j cuuudooowny rozdział *O* i tylko jeden? :'c szkooodaaa :"(
OdpowiedzUsuńcudowny!♥ nie mogę w to uwierzyć, że został 1 rozdział :"((( będę bardzo tęsknić za tym tłumaczeniem, kocham czytać to jacy oni są słodcy i wg tacy acnwbqibeqvqkju *.*
OdpowiedzUsuńJAK TO PRZEDOSTATNI??????
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny.. Wielka szkoda że to już prawie koniec ale jestem bardzo wdzięczna za to tłumaczenie..
OdpowiedzUsuńBOŻE JAKI CUDOWNY.... szkoda że już prawie koniec ;c
OdpowiedzUsuńno więc LOFFCIAM TO TLUMACZENIE NO I CIEBIE szkoda że to przedostatni rozdział :3 :'( a pliss jak napisz w next roz. czy będziesz pisała/tłumaczyła opowiadanie/tlumaczenie
OdpowiedzUsuńTwój blog został nominowany do Liebster Award Blog :) Gratuluje .
OdpowiedzUsuńWięcej informacji na moim blogu only-your-shadow.blogspot.com lub diary-of-lifee.blogspot.com
Oni są słodcy. Schrupałabym ich. <3 Szkoda, że to już przedostatni rozdział :c
OdpowiedzUsuńAle kiedyś musiałoby się skończyć...
Już się nie mogę doczekać kolejnego!
Awwww, będą mini Biebery :*
OdpowiedzUsuńKocham <3
OdpowiedzUsuńOmg !! To jest po prostu genialne !! Oni są tacy uroczy ;) Ja chce mini Justinów ;* Nie chce końca ;<
OdpowiedzUsuńSzkoda że już tylko jeden :( opowiadanie jest świetne kocham je.:D Anula
OdpowiedzUsuńO matkoooooooo <333! KOCHAM TO ♥
OdpowiedzUsuńLamus Jake XD
OdpowiedzUsuńKiedy kolejny ?????????? Wyrobisz się w tym roku jeszcze ???
OdpowiedzUsuńNie wytrzymam XD to jest genialne <33333 będę ryczeć, to nie może być koniec ;c
OdpowiedzUsuńSłodko😍
OdpowiedzUsuń