JUSTIN
-Nie mogę odwrócić przeszlości. Nie mogę jej zmienić. I to mnie zabija...-mogłem usłyszeć jak mój głos się załamywał od emocjonalnego kotłowania się emocji w środku. Starałem się nad nim panować, ale kiedy spojrzałem na nią. Leżała tam na schodach z podwiniętą sukienką.. Jak ja jej mogłem zrobić coś takiego? Obiecałem sobie, żeby już nigdy jej tak nie traktować, ale moje słowo znaczyło gówno, nawet dla samego siebie. Przebiegłem dłońmi po twarzy, warcząc z frustracji. Nie mówienie Isabelli o tym co wiedziałem, było równoznaczne z tym, że ją zmusiłem, doprowadzając do tego momentu. Nie mogłem wytrzymać tego dłużej. Musiało to ze mnie wyjść.
Musiałem oczyścić ten sekret, ponieważ jeśli bym tego nie zrobił to przekroczyłbym cienką linię szaleństwa i przegięcia, a rzeczy pomiędzy nami mogłyby się pogorszyć.
Po prostu powiedz te cholerne słowa Justin!
-Ja wiem Isabello.Wiem o twojej matce, wiem ze to jest powód dlaczego to zrobiłaś. Nie chce cie już więcej pieprzyc, ponieważ... to nie było prawidłowe. Nie chce cię więcej pieprzyc, ponieważ gdzieś wzdłuż tej drogi stało się to nie do pomyślenia-powiedziałem wyrzucając ręce w powietrze-Jezus.. Zakochałem się w Tobie. Jesteś zadowolona? Teraz już wiesz. Ku zaskoczeniu to nigdy nie chodziło o nią. Zawsze byłaś ty.
Tak, zrobiłem to. Powiedziałem jej wszystko.
Po prostu na mnie popatrzyła, oszołomiona. I.. wszystko co moglem zrobić to usiąść i poczekać na powolną śmierć, ale nie teraz i nie tutaj. Mogła znaleźć mnie, jak będzie gotowa i poczuje się znacznie lepiej, kiedy zrobi to w naszym pokoju. Przynajmniej pod względem bezpieczeństwa w czterech ścianach będzie lepiej, jeżeli nie zechce mnie zrzucić z tych cholernych schodów. Opuściłem ręce z porażką i rozpocząłem długą drogę na piętro. Moje nogi były ciężkie, moje stopy jak klocki z cementu, kiedy wziąłem pierwszy krok, chcąc stąd odejść. Wszystko we mnie krzyczało, żeby pójść w inny kierunek, wziąć ją w ramiona i uciec, jak szalony mężczyzna. Wziąć ją z dala od tego wszystkiego... Gdzieś, gdzie świat zewnętrzny nie mógłby już w nas ingerować. To był ten marzyciel we mnie.
Realista.. wiedział, że nie może ukryć jej przed tym gównem. Z każdym krokiem kiedy szedłem korytarzem prowadzącym do naszego pokoju czas zdawał się wydłużać, ale w końcu się udało.Pchając ołowiane pokrętła, otworzyłem miejsce, gdzie pierwszy raz skonsumowaliśmy naszą relację. Nawet musiałem z tego wyszydzić. Skonsumowaliśmy...to słowo brzmi za czysto, z tym co faktycznie się wydarzyło.Bardziej.. popełniłem błąd od samego cholernego początku. Zdjąłem kurtkę i rzuciłem ją na ziemie jakby była szmatką, zamiast drogą, na miarę dzieła kamizelką, którą byla. Miałem to w dupie.
Miałem większe problemy w swoim życiu, niż czy moja kurteczka się pomnie czy nie. Problem numer jeden, posiadałem niewolnice seksu. Problem numer dwa, zakochałem się w tej niewolnicy seksu. Problem numer trzy, moja niewolnica seksu miała umierającą matkę, a ja ją trzymałem z dala od niej. Problem numer cztery, wiedziałem o tym wszystkim, a i tak dalej pieprzyłem ją na schodach jak jakiś cholerny zwierz.
Jakim ja pieprzonym dupkiem się stałem....
Chwyciłem swoja paczkę Marlboro, wyłożyłem się na kanapie i opadłem na poduszki. Płomień z mojej zapałki rozświetlił pomarańczowym
światłem ciemny pokój, podpaliłem papierosa i po chwili wypuściłem z ust dym.Nikotyna uspokoiła mnie, a Jezu cholernie tego potrzebowałem. Byłem gotowy do wybuchu, gotowy do zburzenia domu, który moi rodzice zbudowali własnymi, gołymi rękami, dopóki nie zostałoby nic, prócz sterty gruzu. Bo to było tym, w co zamieniało się moje życie.. w pieprzony gruz.
Zgasiłem papierosa i wyrzuciłem go, podciągając swój kretyński tyłek i ściągając z siebie resztę ciuchów. To było coś, czego potrzebowałem. Prysznic. Moje ubrania wyrzucałem za siebie idąc do łazienki, bo wciąż mnie nie interesowało gdzie wylądują. Wszedłem do środka, nawet nie interesując się światłem, bo w ogóle nie chciałem zobaczyć swojego odbicia w lustrze. Obrazy z tamtego dnia,
kiedy ich przyłapałem, przypominały mi tylko jak ja i Jake Johnson byliśmy do siebie podobni i nie chciałem tego znowu widzieć.
Co do chuja było ze mną nie tak? Im więcej starałem się nie być nim, tym bardziej nim byłem. Przeleciałem ją na pieprzonych schodach.
Przeleciałem ją bez żadnych emocji, nie dając jej żadnej przyjemności, przeleciałem ją i ją tam zostawiłem i to wszystko po tym co sobie obiecałem.
Kurwa.
Wszedłem pod prysznic, nie puszczając ciepłej wody, ponieważ lodowata woda dla chłopców nie była najprzyjemniejszą rzeczą, ale to było to, na co zasługiwałem. Wszystko czego chciałem, to było odpoczęcie do tego stopnia, żeby mieć nadzieje, by popaść w śpiączkę, w której nie czułbym bólu, który założył obóz w moim sercu. Ale to co chciałem i to co musiałem, to były kompletnie dwie różne rzeczy.
Musiałem się zmierzyć z tym co zrobiłem. Musiałem stanąć przed Isabellą i wziąć to jak mężczyzna, przed tym jak skopie mi tyłem za wchodzenie w jej interesy. Musiałem spojrzeć jej w oczy i przeprosić za kradzież jej cnoty. Musiałem dać jej wolną rękę, by wyszła z mojego życia, bez nadziei, że kiedykolwiek znów ją zobaczę. I musiałem poczuć się złamany po utracie jej.
Emocjonalnie i fizycznie wyczerpany, oparłem głowę o ścianę, używając ramię jako podpórkę, pozwalając zlatywać wodzie po moim ciele. Miałem nadzieję, że prysznic mógł zmyć brud, który parzył od wewnątrz, barwiąc moją duszę, ale to było po prostu nie możliwe, chyba, że znalazłbym sposób by wyciągnąć to wszystko na wierzch. Nawet mydło i woda nigdy by nie zrobiły takiego triku.
Jedyne co mogłem zobaczyć to sposób w jaki na mnie patrzyła, kiedy leżała na tych schodach. Sposób w jaki jej biodra się kołysały i sposób w jaki jej sukienką była podwinięta, ujawniając jej kremową gładkość między nogami. Jak miękka była jej skóra, kiedy nałożyłem jej naszyjnik. Jak ona smakowała, gdy ocierała się ustami o moje z wdzięcznością. I dalej mogłem ją czuć. Jezu, z samym wspomnieniem o tym, było mi ciężko. Chciałem, żeby rzeczy potoczyły się inaczej. Chciałem, żeby zamiast stać tam, tarzając się we własnym poczuciu winy, mogłem trzymać ją w swoich ramionach.
Ale ja to zrujnowałem. Zniszczyłem ją i zniszczyłem siebie.
W ciemności, mój zdezorientowany umysł rzeczywiście zaczął płatać mi figle. Przysięgam, że poczułem jej ręce, owijające się od tyłu wokół mojej klatki i delikatny pocałunek, który złożyła na środku moich pleców.Zacząłem świrować jeszcze bardziej, bo ogarnął mnie jej zapach, mocniejszy w gorącej parze, która unosiła się w pomieszczeniu. Mój penis naturalnie zareagował na jej obecność i zacząłem się zastanawiać ile potrwa czasu, zanim ja i on zapomnimy o niej.
-Proszę, odwróć się - mógłbym pomyśleć, że ona tam naprawdę stała, ale jej głos był tak cichy i niepewny. Przez to wiedziałem, że to musiało być tylko złudzenie, które stworzyłem sobie w głowie.
-Justin? Proszę.. nie możesz tak po prostu ode mnie ucieć, po zrzuceniu takiej bomby. To.. popieprzone.
Tak, to była faktycznie ona. Jedyny powód przez co mogłem pomyśleć, że to naprawdę była ona, było to, że prawdopodobnie złapałaby mojego penisa i wsadziła mi go w dupę, za mieszanie się w jej sprawy. Musiałem się z tym zmierzyć, bo przybiła mnie do muru. I zasługiwałem na wszystko co miała zamiar powiedzieć czy zrobić.
Powoli odwróciłem się, moje oczy w końcu dostosowały się do ciemności, ale nie było szans by zobaczyć ją całą, kiedy w łazience nie
było żadnego źródła światła.
-Wiem, i naprawdę przep...
Nie dostałem nawet pozwolenia na dokończenie, kiedy poczułem jak przycisnęła swoje ciało do mojego i...zabijcie mnie...była naga.
Myślę, że po tym co zrobiłem, mogłem spodziewać się wszystkiego, ale na pewno nie pocałunku. Jej usta pieściły moje : delikatnie, wrażliwie...nie-kurwa-wiarygodnie. To był najsłodszy pocałunek, którego byłem odbiorcą.Wplotłem palce w jej włosy, jeszcze bardziej ją do siebie przybliżając i zapamiętując jak ona smakowała, jak dotykała i jak pachniała.. bo nie mogłem przewidzieć, czy kiedykolwiek będę znów miał taką szansę. Cholera, kochałem ją.
Jej ręce były na całym moim ciele, naciskając na moje plecy, ramiona, brzuch....to było jakby zostawiała trwałe wrażenie drgania wszędzie gdzie mnie dotknęła. Próbowała jeszcze bardziej się przybliżyć i gdyby to było możliwe otworzyłbym moja cholerną klatkę i wpuścił ją do środka, zamykając ją i już zostawiając tam na zawsze.
Popieprzone było tylko to, że nie widziałem dlaczego to robiła.
A potem przerwała pocałunek. Czułem jak jej piersi unosiły się i opadały, słyszałem jej ciężki oddech, który przyśpieszył kiedy poczuła ciepło z mojej mokrej skóry.
Położyła głowę na miejscu tuż nad moim sercem.
-Kochajmy się, Justin. Tylko raz... pokaż mi, jak to jest być kochanym.. przez ciebie.
Wiedziałem, że powinienem odmówić, ale gdzieś w środku, byłem słabym człowiekiem, ale tylko dla niej. A ja chciałem, żeby dowiedziała się, że to co mówiłem było prawdą. Zwłaszcza po tym, co jej zrobiłem, co ja zrobiłem jej na pieprzonych schodach. Ale nie pod cholernym prysznicem, gdzie nie mogłem zobaczyć nawet jej twarzy.
Pocałowałem ją w czubek głowy, lekko ją pchając, by móc podnieść jej podbródek i złożyć miękki pocałunek na jej delikatnych ustach.
Wyłączyłem wodę, wsunąłem ręce na jej uda i uniosłem ją, przykładając ją sobie na biodra. Isabella związała palce na mojej szyi i przycisnęła czoło do mojego. Wyszedłem spod prysznica i zaniosłem ja do naszego pokoju.
Jej oczy nie opuściły moich, kiedy szedłem do łóżka. Wciąż było ciemno, ale chmury na niebie były nieliczne, więc mogłem już widzieć jej kremową skórę, skąpaną w blasku słońca, który sączył się przez okna. Kiedy położyłem ją na łóżku, zdałem sobie sprawę, że miała tak cholernie dużo wspólnego z tym ciałem niebieskim, który wisiał wyeksponowany na czarnym niebie. Ona sama, wyróżniała się z morza tych wszystkich gwiazd, przyćmiewając nawet najjaśniejszą z nich. Była tam, ale nawet jak bardzo bym próbował, tak naprawdę nie mogłem do niej dotrzeć. Chciałem otrzymać tą jedyną szansę, to jedną rakietę w kosmos.. nie miałbym zamiaru zmarnować jej.
Moje serce waliło mi w uszach tak głośno, że po prostu wiedziałem, że je słyszy. Bałem się jak cholera, obawiając się zobaczy mnie jako tchórza, którym byłem, a nie jako pewny siebie człowiek, ciężko pracujący. Aby dać jej to, co chciała, musiałem odsłonić wszystko, rozebrać się do zera i zostawić siebie całkowicie bezbronnym.I zrobiłem to.. dla niej. Cholera, ja mógłbym jej dać cokolwiek o co by poprosiła. Jeśli chciałaby moja rękę? Mogłaby ją wziąć. Moją nogę? Mogłaby wziąć. Moje serce? Moja dusze? To już było jej.
Wpełzłem do łóżka i położyłem się po mojej stronie, obok niej, głaszcząc ją po policzku, pozwalając by mój palec powoli ześlizgnął się na jej szyję. Zadrżała pod moim dotykiem i uświadomiłem sobie, że nawet jej nie przykryłem, jak kretyn, nie myśląc, że mogło być jej zimno. Ale kiedy złapałem za kołdrę by pokryć jej ciało, zatrzymała mnie kładąc rękę na moim ramieniu.
-To nie z zimna. - szepnęła z lekkim uśmiechem. Moje serce zrobiło fikołek w klatce piersiowej.
Połączyłem swoje wargi z jej, pochylając się nad nią, uważając by nie przestać się opierać o łóżko. Moja dłoń kontynuowała wędrówkę po jej ramionach, przejeżdżając obok jej piersi i wreszcie spoczywając na biodrze. Każdy ruch, każde wygięcie przypominało mi jak cenna była, albo przynajmniej powinna być. Zasłużyła, by ją czcić, czcić za to jakim skarbem była.
Przykryłem jej prawe udo swoim, prześlizgując kolano między jej nogi. Dłonią przesunęła po moich żebrach i przyciągnęła mnie bliżej, na co mój język przejechał po jej dolnej wardze, prosząc o wejście. Nie wahała się; czubek jej języka wyszedł i przywitał mój jak starego kochanka, obejmując go po latach rozłąki.
Moje opuszki musnęły jej miękkiej skóry brzucha, podróżując dalej w górę, alby wreszcie dotrzeć do jej utwardzonego szczytu. Drogi Boże, jęknęła mi w usta i wygięła plecy w łuk, prosząc o więcej.
Przerwałem pocałunek, a moje usta przeszły na delikatne linie jej szczęki, po jej smukłej szyi aż do jej obojczyków. Delikatnie ssałem jej skórę, bo nie chodziło mi o oznaczenie jej, ona nie była moją własnością lub moją zabawką, chodziło mi o pokazanie jej miłości. Ona zasługiwała na to, żeby być kochaną.
Trzymała się moich bicepsów, lecz po chwili przejechała dłonią w dół po moich ramionach i klatce, pozostawiając za sobą ogień. Każdy mięsień był w stanie gotowości, każdy jej dotyk wysyłał impulsy przyjemności do mojej dolnej partii. Ona mogła mi to robić; czy graliśmy w wampirów w moim pokoju rozrywki, czy prawie jak ekshibicsjoniści w mojej limuzynie lub robiliśmy bekon w kuchni....mogła to dla mnie robić. Byłem zaciśnięty w jej zdolnych rękach i to by nigdy nie było takie samo uczucie z kimś innym.
Pociągnąłem jej rękę do swoich ust i pocałowałem ją w nią kilka razy, po czym przyłożyłem ją do swojego serca, tak aby mogła poczuć jego łomot. To było dla niej.
Po jednym delikatnym pocałunku w jej soczyste usta, zanurzyłem głowę i wziąłem w wargi jedną z jej perfekcyjnych sutków, wirując wokół niej językiem, aż zaczęła głośniej dyszeć, wyginając się do mnie. Ssałem wrażliwą skórę i śmigałem po niej językiem. Jedna z rąk Isabelli była w moich włosach, druga trzymała moje ramię, trzymając mnie przy sobie. Była zmuszona, by mnie puścić, kiedy przeszedłem na jej drugiego sutka, chcąc obsypać go równą uwaga.
Dałem jej jeszcze krótkie muśnięcie, a następnie przeniosłem się bardziej w dół, całując każdy centymetr jej skóry. Nie mogłem pominąć żadnej części. Wsunąłem rękę pod jej kolano i podniosłem jej nogę opierając o swoje biodro, delikatnie dotykając penisem jej wejście. To była mimowolna reakcja na jej bliskość. Nie chciałem tego robić, ale sądząc po jej jękach i tym jak się do mnie przysuwała, nie miała nic przeciwko. W rzeczywistości, jej ręka zsunęła się po plecach na mój tyłek, napierając na siebie bardziej. Ciepło jej pobudzenia, które weszło w kontakt z moim penisem, było bardzo zgubne. Więc, oddaliłem się od niej i nie zważając na jej pomruki protestów przeniosłem się jak najbardziej w dół i rozłożyłem jej nogi, zakładając je sobie na ramiona.
Kochałem to, że zawsze była taka dla mnie.. naga, miękka i oh.. taka mokra. Przytrzymując jej wzrok, umieściłem czysty pocałunek na wierzchołku jej fałdek. Zamknęła oczy, przegryzła dolną wargę i pozwoliła, by głowa z powrotem spadła na poduszkę. Odzew szybko przeszedł przez jej ciało, znów wyginając się w łuk, a jej biodra podniosła lekko do góry, pokazują, gdzie chciała, żebym był. Więc, przyjąłem jej ofertę, zanurzając głowę, smakując jej pysznych soków, które ogarnęły moje całe usta.
-Justin....
Moje imię brzmiało jak rozpaczliwy zarzut, jakby spadł z jej ust. Jej biodra lekko wirowały, zaplotła palce w moje włosy i zacisnęła bardziej uda na moich ramionach. Nie za mocno, żeby mnie nie udusić, ale wystarczy, żebym był, gdzie chciała. Podparła się swoją małą stopką o moje plecy, zsuwając nią w dół, do mojego tyłka i znów do góry i znowu i znowu. Wsunąłem w nią dwa palce, zwijając je w tę i z powrotem, w tym czasie, liżąc, ssąc i całując jej cenne niebo. A potem, zbyt szybko, zadrżała pod moimi manipulacjami. Jej uda jeszcze bardziej się napięły, rękami ciągnąc za włosy i wydała z siebie dźwięk, którego nigdy.. nigdy kurwa nie zapomnę. On nie był głośny;
Isabella nigdy nie była gwiazdą porno kiedy dochodziła.; ale to było zwierzęce, jak ryczenie lwa skąpanego w promieniach wieczornego słońca.
Mogłem poczuć wilgotność na główce mojego penisa, grożącą przedwczesne jej się przedostanie. Zignorowałem swoje własne pragnienie by zaspokoić jej potrzeby, chcąc doprowadzić ją znów na skraj wytrzymałości, tak żeby usłyszeć jak krzyczy, jakby spadała z krawędzi urwiska. Mój język i palce nadal nad nią pracowały, prowadząc ją przez orgazm. Powoli rozluźniła swoje uda, dając mi zgodę na zakończenie mojego pokazu. Nie to, że tego chciałem, ale musiałem przestać z obawy, że mógłbym już nigdy tego nie skończyć. Mój wzrok powędrował przez jej ciało, które wiło się pod moim spojrzeniem.
-Jesteś tak...piękny. -wyszeptała.
Spojrzałem jej w brązowo mleczne tęczówki, odzwierciedlające światło księżyca.
-Ani trochę piękny jak ty, Isabello. - To była prawda. Nie potrzebowała fantazyjnego domu, drogich samochodów czy wysoko położonego zawodu. Wszystko co potrzebowała miała w swoim czysto złotym sercu. Była tak samo piękna wewnątrz jak i na zewnątrz... i to było to co różniło mnie od niej.
To było to, co sprawiało ją idealną.
Nie byłem w stanie dłużej na nią patrzeć, bez dotknięcia jej. Podczołgałem się do góry, unosząc się nad nią. Uważałem na to, żeby utrzymać się na ramionach i odsunąłem jej niesforny kosmyk włosów za ucho.
-To.. powinien być nasz pierwszy raz - powiedziałem i powoli w nią wszedłem.
Wypuściła kilka delikatnych jęków, kiedy moje usta zakryły jej. Isabella skrzyżowała nogi na moich plecach, a ja zacząłem ruszać się tam i z powrotem do jej wnętrza, bardzo powoli. Jej paznokcie wbijały się w moje łopatki za każdym pchnięciem. Odsunąłem się od pocałunku i przeszedłem na jej szyję, muskając ją otwartymi pocałunkami a także liżąc i ssając. Podniosłem się na jedno ramie, a drugą ręką ująłem jej pyszny pośladek, gładząc jej udo. Kiedy złapałem ją w zgięciu w kolanie, podniosłem je, pozwalając wejść w nią jeszcze głębiej. Potrzeba poczucia mnie jeszcze bardziej przejęła jej dusze. Jej obie ręce zjechały po moich plecach, trafiając na moją pupę. Isabella była całkowicie gorącą laską. Upewniłem się, że robię to najbardziej na jej korzyść, wbijając się w nią jeszcze głębiej. Ruszałem moimi biodrami na tyle, żeby ocierać się o jej mały kłębek nerwów. Wiedziałem, że tego pragnie.
Tam i z powrotem, nasze ciała ruszały się jak przypływ i odpływ fal oceanu, które wysyłały alarm przed skalistym brzegiem by cofnąć się i zrobić to jeszcze raz. To była magia, coś o czym można było tylko czytać w soczystych romansach. Ale nigdy dwa ciała nie były lepiej dopasowane niż nasze, czy w prawdziwym życiu czy nawet w udawanym.To było coś co sprawia, że można uwierzyć, że spotkało się swoja druga połówkę. Gorzej, że byłem jedynym, który tak myślał, ale nieważne jak to bolało, nie obchodziło mnie. Byłem skazany na kochanie jej, tego byłem pewien. Nawet, jeżeli to miała być jakaś lekcja dla mnie, w końcu dowiedziałbym się jak to jest bardziej dbać o kogoś innego a nie tylko o siebie.. po raz pierwszy.
Chciałem zmierzyć się z moją decyzją później, ale w tamtym momencie, była tam i musiała wiedzieć co naprawdę czułem. Nie mogłem pozwolić jej opuścić tego miejsca, bez pewności, że wiedziała gdzie były moje serce, mój umysł i moja dusza. Były z nią i już zawsze będą. A jeśli mnie zostawi, kiedy wszystko będzie powiedziane i zrobione, weźmie to wszystko ze sobą.
Przytuliłem się do jej ucha i wypowiedziałem te słowa z pasją i nutą bólu.
-Kocham cię, Isabello.. całym moim.. pieprzonym sercem!
-Oh, Boże.. Justin. - Jej głos był pełen emocji, że musiałem na nią popatrzeć. Jej dolna warga drżała a oczy się zeszkliły. Nieśmiałą ręką oplotła moją twarz, kciukiem jeżdżąc kciukiem po mojej dolnej wardze.
-Proszę.. nazywaj mnie Bella.. po prostu, Bella.
Szukałem na jej twarzy ważności jej słów, a łza zsunęła się po jej policzku, lecz nie mogłem znaleźć nawet uncji, że powiedziała to tylko z litości dla mnie. Kiedy myślałem, że moje serce wariowało i dudniło jak tylko mogło, to było nic w porównaniu do akrobacji, które wykonywało w tamtym momencie. Moje serce wzrosło, czując podmuch zimnego powietrza, które dopiero po chwili dotarło do mojego mózgu. Poczułem lekkie zawroty głowy, ale nie mogłem powstrzymać się od szerokiego uśmiechu, który rósł na mojej twarzy.
-Bella- powtórzyłem szeptem. Zadrżała w moich ramionach.
-Jezu, to brzmiało seksownie. Powiedz to jeszcze raz. - rozkazała mi, wplotła palce w moje włosy i podniosła moja głowę na tyle, żeby spojrzeć mi w oczy.
Pochyliłem się i ledwo muskając jej wargi, powtarzałem jej imię. Zębami kilka razy pociągnęła moją dolna wargę...a potem włożyła ja sobie między swoje usta, cicho mamrocząc.
-Znowu....
Z jeszcze większą energią niż wcześniej, pocałowałem ją, wymawiając jej imię w kółko, bo do cholery mogłem. wreszcie. Moje pchnięcia stały się bardziej natarczywe i zgiąłem jej kolana oplątując sobie wokół bioder. Mocniej, głębiej, szybciej. Złapałem krawędź materaca nad naszymi głowami i użyłem go jako napęd, ruszając się w przód i w tył. Przytuliła się do mnie, a pot z naszych ciał połączył się, kapiąc na łóżko. Ścięgna na moich ramionach i szyi były napięte, mięśnie pleców, abs i tyłek pracowały szalone, dając jej wszystko co miałem.
Isabella przejechała paznokciami po moich plecach, a ja się modliłem do Boga, żeby zostawiała na nich ślady, które nigdy się nie zagoją- takie jak blizny, które by zostawiła na moim sercu, gdyby mnie opuściła. Cofnąłem się by spojrzeć na nią, zapamiętując każdy jej ruch. Nie mogłem nie zauważyć, jak żyły na jej szyi pulsowały, kiedy ciężko oddychała. Następna wizja, która będzie mnie prześladować do końca mojego życia. Wprost....wybornie.
Kropla potu zwisała niepewnie na czubku jej nosa, aż powoli spadła na jej dolną wargę. Obserwowałem jak zakręciła swoim językiem i spróbowała jej. Zamknęła oczy i zaczęła jęczeć jakby właśnie wzięła ostatni kawałek czekolady w jej usta i delektowała się nim.
-Spójrz na mnie, kochanie.- wyszeptałem.
Zrobiła to co powiedziałem i prawie natychmiast połączyła swój wzrok z moim. Połączenie, które znaczyło więcej niż wcześniejsze.- Kocham cię, Bello.
-Justin ja.....ugghhhhh - jęknęła, przegyzając wargę i odchylając głowę. Jej ciało przechodziły fale goraca, przez które wiła się pode mną.
Ten widok.....Och Boże ten widok - wygląd jej twarzy, kiedy powiedziałem jej, że ją kocham a ona doszła.. Nie. Po. Prostu. Nie. Miałem. Na. To. Słów.
Z ostatnim pchnięciem, poczułem jak jej ścianki zacisnęły się wokół mojego pulsującego penisa.
Przeturlałem się na swoją stronę, zabierając ja ze sobą, dwoma rękami ciągnąc ją na swoją klatkę piersiową. Nie chciałem pozwolić jej odejść. I czy nie w tym był problem? Nie mogłem pozwolić jej odejść, ale musiałem - trzymanie jej tam, byłoby.. okrutne.
Leżeliśmy, rozkoszując się naszym stosunkiem, co wydawało się trwać całe życie, ale wciąż nie było zbyt długie. Żadene z nas nic nie powiedziało, żadene z nas nie zrezygnowało z uścisku....oboje zatraciliśmy się w naszych własnych myślach. Prześciaradła były zalane- przemoczone od naszych mokrych ciał, namoczone potem naszej pracy, namoczone przez ostatni rezultat. I, och.. jakie to było słodkie.
I wtedy ona przerwała ciszę.
-Justin - jej głos był tak delikatny, że ledwo usłyszałem, jak wymawia moje imię. - Musimy porozmawiać...- to...usłyszałem głośno i wyraźnie A nie chciałem, bo to była ta cześć, w której wszystko by się zrujnowało, w której dostałbym plaszczaka od rzeczywistości....
Część, w której miała mi powiedzieć, że mnie opuszcza.
-Shh.. jeszcze nie teraz - Powiedziałem, gładząc jej plecy i pocałowałem ją w czoło.- To może poczekać do rana. Na razie, po prostu zostawmy to tak jak jest teraz.
Isabella....Bella, skinęła głową i przytuliła twarz z powrotem do mojej piersi, nie mówiąc już ani słowa. Pozwoliła mi, żebym przez tą jedną noc, mógł ją trzymać w ramionach, w pierwszą i ostatnią noc, kiedy wszystko było w porządku w tym cholernym świecie, ponieważ ona tutaj była i wiedziała, że ją kocham. Nie było mowy, żebym zasnął i zmarnował chociaż jedną sekundę cennego czasu, kiedy miałem ją tak blisko.
~*~
Przez resztę nocy, byłem tam. Kiedy spała tak spokojnie, gładziłem jej włosy, wdychając jej zapach. Dopiero kiedy pierwszy pomarańczowy promień słońca pojawił się na niebie, wyczołgałem się spod niej. Pocałowałem miękko jej policzek i szepnąłem
-Kocham cię.- i wyszedłem wziąć prysznic.
Przechodząc przez drzwi do łazienki, jakaś niewidzialna ręka pociągnęła mnie dalej, do mojego biura, aż znalazłem się stojąc przed otwartą szufladą w moim biurku. Drżącą ręką, wyciągnąłem z niej kopię umowy- umowy, która związała Isabelle ze mną na ponad cztery
lata.
ISABELLA
Obudziłam się następnego ranka i przeraziłam się na chwilę (ok, to było dłużej niż chwilka), kiedy nie mogłam wyczuć a potem zobaczyć Justina w łózku. Ale potem usiadłam i rozejrzałam się, zauważając, że drzwi do łazienki były zamknięte, co oznaczało, że musiał tam być.
I wtedy zdałam sobie sprawę, że nadal byłam naga, co nie było zbyt szokujące, ponieważ Justin zawsze nalegał, żebym spała właśnie tak - szczerze, w jakimś stopniu, też mi się to podobało. Sukienka, którą zrzuciłam wczesniejszego wieczoru wciąż leżała na podłodze.
Słodko, to nie było znowu moje jedno wielkie złudzenie. Opadłam z powrotem na łóżko i przytuliłam się do poduszki Justina.
On mnie kochał. On naprawdę cholernie mnie kochał.
I nie tylko mi to powiedział....on mi to pokazał - z każdym dotknięciem, każdym pocałunkiem, z każdej części jego ciała, tak, że nie mogłam mieć żadnych możliwości.
Wróciłam myslami do niezwykłych zdarzeń sprzed kilku godzin i uśmiechnęłam się tak cholernie mocno, że aż zaczęły mnie boleć policzki. Wzrastałam w środku, wibrując na zewnątrz.
Wiedziałam, że kiedy powiedział mi, że mnie kocha z "całego swojego cholernego serca", że to właśnie miał na myśli. Ale po prostu nie mogło to zabrzmieć dobrze, bez użycia mojego nieformalnego imienia, na które uparłam się, że nie ma prawa go używać. On zrobił więcej niż zdobycie pozwolenia na nazywanie mnie moim imieniem. A kiedy usłyszałam go, usłyszałam jak roluje swój utalentowany język, przy mówieniu 'L'...kurwa, to wywołało u mnie gęsią skórkę i drżałam wewnątrz, chcąc to słyszeć w kółko, bez końca.
Chciałam mu powiedzieć, że także go kocham, ale kiedy rozkazał mi, żebym na niego spojrzała i zobaczyłam to co mogłam sobie wyobrażać.. a potem powiedział ponownie te dwa krótkie słowa, używając znaną mi wersje mojego imienia.. nie mogłam powstrzymać się od orgazmu. Zupełna. Kurwa.Błogość.
I nawet próbowałam mu to powiedzieć jeszcze raz, po tym jak mieliśmy szanse trochę odetchnąć i zacząć rozmowę. Ale on nie chciał. Chciał po prostu wygrzać się w uczuciu, po tym co zrobił. To było w porządku też dla mnie. Ponieważ jeszcze mieliśmy ten dzień i następny i każdy następny wspaniały dzień po tym.
Byliśmy zakochani i nic ani nikt nie mógł nas rozdzielić.
To znaczy, jakie były szanse? Dwoje obcych dla siebie ludzi, oboje podjęli desperackie kroki w celu złagodzenia trudności życia, kontynuowaliśmy znoszenie tego.. i w całym tym bałaganie, znaleźliśmy siebie. Znaleźliśmy miłość. Wzięliśmy nic i zamieniliśmy to w coś. To.. była historia, która mogłaby być opowiadana naszym dzieciom i dzieciom naszych dzieci.. pomijając część o ich matce/babci, która była dziwką. Bo to chyba by nie byłby "awww" moment.
Byłam szczęśliwa. Byłam oszołomiona. To był nowy dzień. Chmury burzowe zostały odepchnięte. Słońce świeciło. Ptaki ćwierkały. Założę się, że gdybym podeszła do okna, otworzyła je i wychyliła się, mały niebieski ptaszek usiadłby mi na palcu i zaczął śpiewać piękną piosenkę. Coś jak w Kopciuszku. Nie żebym miała zamiar coś takiego zrobić. Z moim szczęściem, wypadłabym przez okno na twardy beton i cała bym się połamała i pewnie nawet nie ocalałby ten niebieściutki ptaszek. To wyglądałoby jak wielka plama, niebieski M&M pode mną i mogłabym mieć go na sumieniu.
Nie, nie mogłam do tego dopuścić. Nic nie mogło zepsuć piękna tego dnia. W myślach sobie powiedziałam, że najlepiej będzie jak ptaszek zostanie na swoim miejscu za oknem, a ja na swoim. W ten sposób nikomu nie stanie się krzywda.Wielkie westchniecie. Ogromne zastanowienie.. i bingo! wspaniały pomysł.
Śniadanie.. chciałam zrobić mu śniadanie. Przybrałam wielki uśmieszek, kiedy pomyślałam, że będzie to boczek i jajka. Jeszcze większy, diabelski uśmieszek rozbłysł, kiedy przypomniałam sobie co z tego mogłoby wyniknąć- jeżeli dobrze pamiętam naszą historie i to, co boczek zrobił z Justinem.. nieważne.
Kto by pomyślał? Boczek.. afrodyzjak przepełniony cholesterolem.. huh.Świetnie dla Cooch- źle, źle, źle dla tętnic. Ale czekaj, jeśli dużo ćwiczeń pomaga z tym całym gównem z cholesterolem, to ćwiczenia dla Cooch pomogły by tutaj z ryzykiem zatkania tętnic?
Cooch dała mi dwa kciuki do góry za moje rozumowanie. Ale oczywiście, będzie małą dziwką.
Wzruszyłam ramionami i nałożyłam na siebie kołdrę, by iść wreszcie zacząć robić to śniadanie- bo droga do serca mężczyzny wiedzie przez żołądek- ale wtedy nagle drzwi otworzyły się i wyszedł z nich Justin. Był całkowicie ubrany i wyglądał jak czysty seks, nawet z niewielkimi cieniami pod oczami. Chyba musiałam go za długo trzymać w nocy. Moja wewnętrzna dziwka zachichotała jak niewinna uczennica. Całkowita sprzeczność, wiem.
-Dzień dobry - usmiechnełam się nieśmiało, nie mając pewności czy on nadal czuł to samo co sprzed kilku godzin.
-Dzień dobry- opowiedział, jednak jego ton głosu był ciut bardziej ponury niż się spodziewałam. Spuścił oczy na swoją klatke piersiową i poprawił swój krawat, mimo, że wyglądał perfekcyjnie, jak zwykle. Miałam wrażenie, że on po prostu nie chciał na mnie spojrzeć.
Och cholera. Ok, nie było powodów do paniki. Może on po prostu myślał tak samo jak ja kiedyś i nie widział jaka będzie moja poranna reakcja. Łatwo to ustalić....
-Więc, um...Idziesz do pracy?- zapytałam, bo nie byłam pewna jak zacząć.
-Tak. Wczoraj opuscilismy spotkanie w pośpiechu, więc nie miałem czasu na porozmawianie z potencjalnymi klientami czy członkami zarządu. Muszę coś jeszcze skontrolować.- opowiedział, biorąc ręce z krawatu i poprawiając sobie rękawy.
-Och. Przepraszam za to. - powiedziałam, czując wyrzuty sumienia. - Znajdziemy trochę czasu, by porozmawiać?
-Nie musisz, naprawdę- opowiedział, wzruszając ramionami - Wiem już wszystko co powinienem. A rozwiązanie jest proste.
Cóż, to mnie wkurzyło. Jak on śmie przypuszczać, że wie o czym myślę? A jakie rozwiązanie? Jakiś problem?Jeśli chodziło o mnie, wszystko było idealnie.
Justin podszedł do łóżka i wyciągnął z kieszeni złożony papier. Otworzył go....a potem rozerwał na pół.
-Idź do swojej matki i ojca. Oni potrzebują cię bardziej niż ja. - powiedział i położył obie połówki na łózku obok mnie.
Kiedy spojrzałam na dół, na papier, on odwrócił się do mnie plecami i ruszył do drzwi. Nie trzeba było długo myśleć, aby uświadomić sobie, że papier, które rozerwał to była nasza umowa. Która trzymała mnie przy mężczyźnie, którego kochałam, teraz nadawała się tylko do recyklingu.
-Justin, ja...-zaczęłam, ale mi przerwał.
-Muszę iść.- powiedział, zatrzymując się przy drzwiach plecami do mnie. - Ty też powinnaś.
Po tym, otworzył drzwi i po prostu wyszedł.
-Oni potrzebują cię bardziej niż ja - jego słowa były niemal ogłuszające, kiedy dzwoniły mi w uszach.
Moje serce, które szalało, przyprawiając o zawroty głowy kilka sekund wcześniej, teraz prawdopodobnie wyglądało jak tamten papier - zniszczony, rozerwany na dwa kawałki....
-Ale....ja też cię kocham - wyszeptałam do pustego pokoju. Ale nie mogłam pozwolić mu odejść, nie słysząc przynajmniej słowa.
Wyskoczyłam z łóżka, aby pobiec za nim, ale kiedy przeszedł mnie dreszcz z powodu zimnego powietrza, zdałam sobie sprawę, że wciąż byłam naga. Wiedząc, że prawdopodobnie w domu jest ktoś z pomocy Justina, nie mogłam tam tak wyjść. Więc, złapałam jedną z jego koszulek i rzuciłam sobie przez głowe, biegnąc do drzwi na długi korytarz. Niemal spadłam głową w dół schodów, ale jakoś udało mi się utrzymać Szarpnęłam drzwi i otworzyłam usta, by zacząć coś krzyczeć.. ale w tym samym momencie zobaczyłam koniec limuzyny, znikający za zakrętem.
Za późno. Już go nie było. A ja.. zostałam sama.
___________
@kidrauhl3001
Awww *o* Zakochałam się <3
OdpowiedzUsuńSłodkie to jest <3
OdpowiedzUsuńKocham to !!! <33
OdpowiedzUsuńOjejciu♡☆:-D
OdpowiedzUsuńCzy tylko ja się poryczałam ? :")
OdpowiedzUsuńNie tylko ty. Tez plakalam
OdpowiedzUsuńo nie :C
OdpowiedzUsuńCo nie tak nie może być oni muszą być razem placze 😭😭😭
OdpowiedzUsuń