Epilog
Bella
To było w przeddzień rocznicy pięciolecia dnia, kiedy moje życie wywróciło się do góry nogami, zakręciło kółko i jeszcze raz się przewróciło, po czym mocno stanęło na nogach i zaczęło zmierzać w nowym kierunku. Minęło pięć lat od dnia, w którym stałam na aukcji w podziemiach nocnego klubu, gdzie wymieniało się zdrowe i młode kobiety w zamian za grubą kasę.
Inne dziewczyny w tej klasie- używam tego terminu z grymasem na twarzy- robiły to z własnych powodów. Ja zrobiłam to by uratować życie. Dokładniej, życie mojej matki. Poszłam za milion dolarów. Najwyższą cenę zaoferował pan Justin Drew Bieber, prezes Scarlet Lotus.
Był moim właścicielem przez pięć lat, w czasie których mógł używać mnie do zaspokojania swoich wszystkich potrzeb seksualnych. Ten człowiek nauczył mnie jak poprawnie ssać kutasa, doprowadził mnie do pierwszego z wielu orgazmów, wprowadzając w świat Cooch, Króla Palcówek i innych tego typu. Ten mężczyzna mógł rozkręcić moją wisienkę, zmienić w swawolną dziewczynę i rozwinąć miłość do całego świata. Ten człowiek doprowadzał mnie do szału- w, ale także na zewnątrz sypialni-jeżdżąc na białym koniu i ratując mój każdy dzień.
Ten człowiek był teraz moim mężem. I ojcem naszej jedynej córki, Scarlet Renee Bieber. Scarlet była oczkiem w głowie tatusia. Urodziła się mniej niż rok po naszym ślubie. W rzeczywistości, byłam z nią w ciąży podczas ceremonii ślubnej, nawet o tym nie wiedząc. Najwyraźniej spirala, którą założył mi lekarz w dzień kiedy przyszłam do Justina, musiała wypaść a ja nawet tego nie zauważyłam. Miałam dziwne uczucie, że mogło się to stać podczas starcia z Jake'iem. Ale nie chciałam nawet o tym myśleć.
Bez wątpienia, byłam pewna, że nasza córka została poczęta w noc, kiedy Justin wręczył mi pierścionek zaręczynowy. Pierścionek jego matki. Ta noc będzie wiecznie w mojej głowie, jej doskonałość oślepiała mnie pod każdym względem. Wraz z cennym diamentem, podarował mi także swoje serce. Wszystko. Należał do mnie, a ja, należałam do niego.
Otoczeni murami mojego wymarzonego domu- domu, którego potajemnie pożądałam jako dziecko- nasze życie zaczęło się od nowa. Szeptaliśmy swoje marzenia, nasze pragnienia i tak, oczywiście, kochaliśmy się, jakby nie było jutra. Było ostro. Było magicznie. Było idealnie. Tamtej nocy powiedział mi, że chciałby mieć dużo dzieci. I poczułam się do tego zobowiązana. Tylko, że to nie wyszło do końca tak jak planowaliśmy.
Moja ciąża z Scarlet przeszła bez powikłań, jednak szanse na ponownie poczęcie, zostały zniszczone. Wiedząc, że Scarlet będzie naszym jedynym dzieckiem, wywołał początek naszej bezgranicznej miłości.
Tak, Scarlet była trochę zepsuta. Niekończąca się lista, wszystkiego co można było sobie wyobrazić- ubrania, zabawki, książki, nie brakowało jej niczego. W rzeczywistości, jej pudełko z biżuterią było skarbnicą złota, srebra i szlachetnych kamieni, prawie tak samo idealnych jak ona sama. Diva musiała mieć swoje gadżety, mówił Louis.
Ale co ważniejsze od tych materialistycznych rzeczy, była kochana.
Kochana przez ludzi, którzy mieli bzika pod wpływem jej każdego kaprysu, każdej fantazji. Przegrywaliśmy z urokiem jej oczu w kształcie migdałów, koloru szlachetnych szmaragdów, otoczonych bujnymi rzęsami. Jej kremowa, gładka skóra była obsypywana przez nasze pocałunki, a jej grube, czekoladowe loki, aż prosiły się by je wyczesać i ozdobić kokardką. Wszyscy byliśmy pod wpływem jej uroku od chwili kiedy wzięła swój pierwszy wdech.
Ale Scarlet była z pewnością córeczką tatusia. Nie zrozumcie mnie źle, kochała swoją mamusię, ale wraz z dorastaniem, to tato był bohaterem w jej książce. W rzeczywistości, zawsze jak odgrywali scenki z jej ulubionych bajek, to Justin grał rolę rycerza w lśniącej zbroi ( ubrany od stóp do głów w garnki i patelnie) powołanego, by zabić smoka albo księcia na białym koniu, który mógłby uratować ją z więziennej wieży. Gdyby tylko wiedziała, jak bardzo ta rola do niego pasowała.
Louis zawsze dostawał role złej czarownicy, czyli inaczej niegodziwej suki, jak lubiłam to przezywać pod nosem. Gdyby odpowiedział mi coś niegrzecznego, Scarlet umieściłaby swoje małe piąstki na biodrach i zamachałaby pulchnym paluszkiem w jego stronę. Oczywiście, mnie też by czekała kara.
Ale nie Justin. Nie, on był doskonały. Naprawdę, po prostu nigdy go nie złapała.
Była owinięta wokół jego małego palca, a on był ciasno owinięty wokół jej. Tak samo jak mój ojciec, George. Nawet nie wiem jak wyrazić wielką zazdrość, która szalała między tą dwójką, kiedy starali się o jej zainteresowanie. George był jej dziadkiem, który ubiegał sie o zaprzestanie przyprowadzania małej przez Justina do sklepu, do którego to on miał ją zabrać, dzień wcześniej.
Zastanawiające? Tak, też tak myślę.
To było śmieszne, jak walczyli o dziecko. Byłam nawet w stanie uwierzyć, że George mógł wziąć drugi kredyt hipoteczny pod mój dom z dzieciństwa, tylko po to, żeby nadążyć za bogactwem Justina.
Ostatecznie, reszta naszej rodziny i ja postanowiliśmy zainterweniować w tej sprawie. To było tydzień temu. Nie no, na serio, Scarlet miała wystarczająco dużo miłości i to nie było fair dla nich, by umieszczali ją cały czas w samym środku. Ciocia Louis, babcia, Jasmine i ja pojechaliśmy na tydzień odwiedzić ciocię i wujka w Nowym Jorku, zostawiając tatusia i dziadka samych w domu. Po tym wszystkim, zasłużyli na to.
-Duże dzieci- powiedziałam, wychodząc z domu i trzymając w ramionach Scarlet.
-Duże dzieci- mała powtórzyła, śmiejąc się przez moje łaskotanie-Ja jestem dzieckiem, mamusiu.
-Tak, jesteś, kochanie- powiedziałam, dając jej pocałunek jaki czynią Eskimosi -Pożegnaj się z tatusiem.
Machnęła do niego przez ramię i krzyknęła swoim zbyt słodkim głosikiem.
-Papa! Kocham Cię, tatusiu.
-Ja też Cię kocham, aniołku. - powiedział, wyginając dolną wargę w grymasie. Był tak słodki, że prawie zmieniłam zdanie. Tydzień, który spędziliśmy w Nowym Jorku był zabawny, ale brakowało mi mojego męża. Brakowało mi jego wielu zalet. I z pewnością nie mówiłam o jego śmiesznie wielkiej fortunie. Obładowane smakołykami dla Scarlet i kilkoma nowymi ciuchami dla mnie- Jasmine, Louis, Rosalie: musze jeszcze coś dodawać?- udałyśmy się do domu.
Do czasu, kiedy wróciliśmy, Justin i mój ojciec byli połączeni tymi samymi uczuciami przez brak Scarlet. Poważnie? Hallllloooooo. Kim ja byłam? Posiekaną wątrobą? Mogę wam przysiąc, że jednak nie przypominałam w konsystencji żadnej obrzydliwej pasty. Po krótkim powitaniu i wielu "tatuś-bardzo-za-tobą-tęsknił", George wziął małą z moich rąk i wyszedł z moją matką. Mała była dla nich na cały weekend.
A ja byłam Justina. Ledwo zamknęli za sobą drzwi, a od razu poczułam jak przygwoździł mnie swoim ciałem do ściany, opierając ręce tuż obok mojej głowy. Jego twarz była zaledwie kilka centymetrów od mojej, aż czułam jego ciepły oddech na policzkach. Zaczął powoli zbliżać swoje usta do moich.
-Nigdy więcej mi tego nie rób-powiedział, po czym połączył nasze usta, ostro i wymagająco. Nie był zły w żadnym stopniu. Po prostu bardzo, bardzo podniecony i naprawdę napalony. Mhm, tak, ja też.
-Tęskniłem za Tobą, kurwa tak bardzo-wymamrotał w moją skórę, przenosząc swoją uwagę na szyje. Cooch w pełni się z nim zgodziła. Też za nim tęskniłam. Praktycznie usłyszałam jak w moim umyśle zabrzmiała pioseneczka bonczikawowo. Cooch strzepnęła kurz z jej kolana, ubrała czerwone skórzane buty i niebieskie okrycie, zatrzymała się na chwile i kontemplowała nad czarnym krawatem Justina. Jakby to miało znaczenie.
Jego ręka znalazła się pod moją spódniczką, już masując moje centrum. Palcami głaskał i badał moje wnętrze majtek, tak, jak to tylko wykwalifikowany Król Palcówek potrafił. Drugą ręką ugniatał moją pierś, wciskając miedzy swoje palce twardego sutka. A kolosalny penis ocierał się o moje biodro. Cooch grzecznie sie z nim przywitała i wyszeptała: Hej, duży z ciebie chłopiec. Dlaczego nie doszedłbyś właśnie tutaj, a potem pomówilibyśmy o tym co by mnie rozkręciło.
Cooch, jesteś bezczelną lafiryndą.
Ja, z drugiej strony, zdecydowałam się mocno w to pograć. Podczas mojej ciąży z Scarlet nasze życie seksualne było trochę zachwiane. Głównie dlatego, że Justin bał się, że w jakiś sposób mógłby zrobić krzywdę mi lub Scarlet. Bał się, że mógłby dotknąć ją w głowę czy coś w tym stylu.
Tak czy inaczej, kiedy się urodziła, po prostu już do tego sie przyzwyczailiśmy. Jasne, odbywaliśmy ukradkiem, jakieś szybkie stosunki pod prysznicem, które wcale nie były ani trochę gorsze od innych, ale piekło żądzy, które mieliśmy na początku naszego związku, powoli spalało sie jak świeca.
Nie żebym narzekała, ale brakowało mi tego wyzwania, by mocno go wkurzyć, aby następnie ostro się ze mną pieprzył, przypominając mi, kto był właścicielem mojego tyłka. Miałam zamiar to odzyskać. Z takim przekonaniem, na który tylko mogłam sie zdobyć, uderzyłam go w klatkę piersiową, odpychając go od siebie. Spojrzał na mnie, zdezorientowany i trochę zraniony. Puściłam mu oczko wraz z seksownym uśmieszkiem, który naprowadził go na trop mojej gry.
-Pieprz się, Justin! Wiesz co jest jutro?- rzuciłam
Znowu ta zdezorientowana mina.
-Widzę, że nie wiesz, dupku!- powiedziałam, uniosłam wysoko brodę i podeszłam do niego bliżej.- To tylko piąta rocznica tego dnia, kiedy się spotkaliśmy. Tego dnia, kiedy kupiłeś mnie za milion dolarów, abym była Twoją niewolnicą seksu. Byś mógł robić, to czego byś sobie tylko zapragnął, tam, gdzie by to Tobie pasowało, bo jesteś chory. Potrzebujesz dominacji do własnej przyjemności, zmuszając mnie bym była Twoją, tylko dlatego, że miałeś wystarczająco dużo pieniędzy, żeby to zrobić.
Stałam z nim nos w nos, co było tylko głupim powiedzeniem, bo był ode mnie dużo wyższy.
-Bella, ja..-zaczął, ale mu przerwałam.
-Moje imię to Isabella! Nie zasłużyłeś by nazywać mnie Bella- prychnęłam.
I to przysłowiowo dolało oleju do ognia. Załapał to i sądząc po jego aroganckim uśmieszku, który rozprzestrzenił się na jego twarzy, był już w grze. Chwycił garść moich włosów i pociągnął je do tyłu, tym samym przycisnął ręce do mojego tyłka i mocno do siebie przybliżył.
-Cóż, jeśli nasz mały kontrakt wygasa jutro, myślę, że trzeba wykorzystać ostatnią noc z moją własnością. - powiedział- Muszę Cię ostrzec, że nie będzie przyjemnie. Będzie ostro i szorstko, ale z pewnością spodoba Ci sie każda minuta. I będziesz robić to co Ci powiem, bo posiadam każdy centymetr Twojego ciała. Twoje namiętne usta, Twoją małą, ciasną cipkę, Twój zakazany tyłeczek, wszystko to należy do mnie i będę pieprzyć to wszystko tak jak uznam za stosowne. Jesteś tutaj dla mojej przyjemności, prawie tak samo jak ja dla Twojej. Czy wyraziłem się jasno?
-Dość!- warknęłam na niego- Puść mnie! Nienawidzę Cię.
Pozwólcie mi tutaj przystopować i wszystko wyjaśnić: te słowa były najtrudniejsze do wymówienia, jakie kiedykolwiek mogłyby być. Były bluźniercze, ale byłam na tyle pewna naszego związku, że wiedziałam, że Justin nie brał tych słów na serio. Więc po prostu, cieszmy sie resztą show.
-Tak, ale uwielbiasz jak Cię pieprzę, prawda?- to nie było pytanie. Bardziej jak stwierdzenie faktu.
Puścił moje włosy z szarpnięciem i cofnął się o krok.
-Na kolana, Isabello.- powiedział, ciągnąc za klamry od paska.- Miałem bardzo męczący dzień i potrzebuje odstresowania, które wiem, że umiesz mi dać.
-Tutaj? Na korytarzu?- zapytałam.
Popatrzył na mnie surowo, unosząc brew, jakby chciał powiedzieć, że miałam tupet by go o to pytać.
-Nie zrozumiałaś mnie?
Oh, cholera jasna, Cooch dała mi piątkę, po czym wyciągnęła kamerę i zaczęła filmować, krzycząc.
-Cisza na planie! Akcja!
Jednym szybkim ruchem, Justin pchnął mnie na kolana, a kolosalny kutas wyszedł ze swojego więzienia, witając sie ze mną. Byłam prawie pewna że na główce siedziała pojedyncza łza.
Pozwól mi ucałować tą łzę, wasza wysokość. Przecież, duzi chłopcy nie powinni płakać, a ty, oh mój, Ty jesteś naprawdę duży. Justin syknął, kiedy mój język przetoczył się po jego główce, zlizując przedwczesną krople przyjemności. Kąciki moich ust drgnęły triumfalnie, a ja kontynuowałam moje tortury. Pocałowałam go namiętnie, po czym chwyciłam językiem jego główkę oplatając ją ustami, mocno ssąc.
-Kurwa kurwa, cholera- warknął, szarpiąc mnie za włosy.
Cholera, byłoby dobrze, gdybym nie była łysa po skończeniu.
Jego głos był głęboki i ochrypły, kiedy spojrzał na mnie.
-Oh, chcesz ostro grać, prawda? Moge to robić ostro. - jego słowa sunęły w powietrzu, aż dotarły do wrażliwego miejsca między moimi udami- Wydaje mi się, że potrzebujesz małego przypomnienia, kto tu jest pod kontrolą, Isabello- chwycił swojego penisa u podstawy, schylił się i pchnął główkę głębiej w moje usta.- Zostań tak- rozkazał- Ja tutaj pieprze. Ty ssiesz.
Tak, panie, tak!
Złapał moją głowę w obie ręce i zaczął ruszać biodrami w tą i z powrotem. Nie miał litości, kiedy wpychał się w granice mojego gardła, co oznaczało, że ciągle uderzał w jego tył. Nie będę kłamać; starałam się za nim nadążyć. Kutas Justina dawno nie był tak twardy. Moje usta były rozciągnięte w miarę moich możliwości, ale udało mi się jeszcze opleść zęby wargami, żeby przypadkiem nie skaleczyć jego delikatnej skóry.
-Mocniej, Isabello. Ssij mnie mocniej.- rozkazał, przez co moje dziewczęta zaczęły lekko drżeć. Poważnie, ludzie, potrzebowałam miski czy czegoś w tym stylu na to co produkowała moja Cooch. Jego biodra uderzały do przodu, dotykając tylnej części mojego gardła, lecz zrobił to troche za mocno. Było to ponad to co uważałam za wygodne, co spowodowało u mnie odruch wymiotny, przez co moje gardło zacisnęło się wokół jego główki. Justin wykrzyknął ciąg wulgaryzmów i wyszedł ze mnie. Podciągnął mnie do siebie i przycisnął do swojego ciała.
-Ten dźwięk odruchu wymiotnego podczas ssania mojego fiuta- urwał, po czym uderzyły o moje usta w dzikim pocałunku. Z siłą i prędkością super bohatera, Justin przerzucił mnie przez swoje ramię i zaczął pokonywać schody po dwa na raz. Nie zatrzymał się, dopóki nie doszedł do naszej sypialni. Kopnął drzwi i rzucił mnie na łóżko. Buty i ubrania latały po pokoju, kiedy zaczął nas szalenie szybko rozbierać. A potem moje biodra zostały ściągnięte z łóżka, zarzucił mi nogi na swoje ramiona i po chwili zobaczyłam jego twarz między moimi udami. Właśnie. Tam. Gdzie. Chciałam. Go. Mieć.
-O, Boże!- krzyknęłam czując jego wargi, język i zęby wszędzie. Jadł mnie żywcem i to było najlepsze uczucie na świecie. Jego palce rozszerzyły moje fałdki, masując łechtaczkę okrężnymi ruchami. To był erotyczny pokaz jego seksualnych możliwości i miałam pierwsze miejsce na tym pokazie. Widziałam i czułam jego język przy moim wejściu, gładząc mnie od środka. Następnie zaczął delikatnie uderzać w moje najbardziej wrażliwe miejsca.
-Uhhh, Justin, porszę- błagałam, wijąc sie na łóżku. Podniosłam biodra do przodu, chcąc więcej, lecz jego twarz i tak już była całkowicie schowana w mojej cipce. Jego język zaczął ssać i biegać po mojej łechtaczce. Potem potrząsnął swoją głową i znów wziął w swoje usta moją łechtaczkę, jeszcze mocniej ją zagryzając. Odsunął sie powolnie i wpatrywał się we mnie, oblizując wargi.
-Twoją cipka jest najsłodsza na świecie, Isabello. I jest cała moja.
Uwielbiałam ten jego zaborczy charakter, ale nie wychodząc z roli, czułam, że należało mu o czymś przypomnieć.
-Tylko do jutra, dupku. - powiedziałam mu na przekór. Justin wyszczerzył zęby i warknął na mnie, wykrzywiając twarz w gniewie : był wyjątkowo dobrym aktorem. Nie zbyt delikatnie, wziął pod rękę moje ciało i przygwoździł do ściany, napierając na mnie swoim ciałem. Ciężko dysząc, przybliżył usta do mojego ucha.
-Już po dwóch dniach będziesz walić do mych drzwi, prosząc o mojego kutasa- chwycił mój tyłek.
-Na pewno nie- zawarczałam, owijając nogami jego biodra.
W odwecie, Justin zatopił zęby w miejscu, gdzie kończyła się moja szyja. Twardo i bezlitośnie pchnął biodrami i zawitał w moim środku. Zapłakałam z przyjemności, odrzucając głowę do tyłu, przez co uderzyłam się w ścianę, ale nie czułam żadnego bólu. Nie, jednak czułam, tam na dole, w mojej cipce. Wykrzywiłam twarz, zaciskając zęby na dolnej wardze. Było surowo. Było ostro. Było dokładnie tak, jak chciałam.
-Tak, lubisz to. Prawda? -uśmiechnął się w moją skórę, obkręcając w jednej ręce moje włosy, a drugą mnie podtrzymując. Wyszedł ze mnie i za chwile wrócił z taką siłą, że wbiło mnie w ścianę.
-Ty, kurwa, lubisz mojego kutasa- warknął, akcentując każde słowo głębszym wbiciem się we mnie. -Możesz próbować zaprzeczać, ale oboje, ty i ja, wiemy, że jestem właścicielem tej cipki, Isabello.
Wpiłam paznokcie w jego plecy, mocno się go trzymając. Schowałam usta w jego szyi, ssając i zlizując słony pot, który był wynikiem jego namiętności.
To był mój Justin. To ten mężczyzna mógł doprowadzić mnie na skraj szaleństwa , a potem szarpnąć mnie z powrotem, żebym nie spadła z tego klifu. I robił to jeszcze raz, aż wreszcie mnie puszczał, a ja pogrążałam się w oceanie orgazmów, który szalał poniżej postrzępionego urwiska.
Pieprzenie Justina było sportem ekstremalnym. Oh, Boże, i jak on pędził. No i doszłam, krzycząc jego imię z każdym kolejnym ruchem jego bioder, a moje ciało stało się jak morky makaron w jego ramionach.
-Jeszcze z Tobą nie skończyłem!- Jego głos był stanowczy i wymagający. Odsunął nasze splątane ciała od ściany i zaniósł mnie na kanapę. Na tą kanapę, gdzie po raz pierwszy pieprzył moje usta i cała scena zalała mój umysł. Justin stojący nade mną, dominujący, z jedną nogą na kanapie i pchający swojego fiuta w moje usta.
Cooch przewinęła do tyłu i z diabelskim uśmieszkiem, na nowo pokazała mi tą scenę. Wyrzucił mnie na kanapę i przewrócił na brzuch. Położył rękę na dolnej szczęści pleców, a palcami drugiej dłoni zanurzył się we mnie, zakręcając zwinnie w środku i po chwili wychodząc. Za chwilę puścił je wolno, zwinnie przesuwając dowód mojego orgazmu, wzdłuż mojego tyłka i nawilżając moje drugie wejście.
Chciałam bawić sie w to na sto procent, ale wciąż byłam w roli. Obróciłam głowę i rzuciłam mu wzrok pełen nienawiści, uśmiechając się szyderczo.
-Nie śmiesz, kurwa, tego zrobić! -bezwstydne przysunięcie bioder jeszcze bliżej niego, było tylko znakiem, że to co mówiłam, wcale nie miało znaczenia.
-Mowiłem Ci, Isabello. Posiadam każdy centymetr Twojego ciała i zrobię z nim co zechcę. - powiedział, wkładając palca do wejścia zakazanego- a to czego chcę teraz- urwał, pochylając się do przodu, aż jego usta znów pojawiły sie nad moim uchem- to pieprzyć Cię w tą ciasną dupę.
Jego głos trochę złagodniał i pocałował mnie w policzek.
-Jesteś gotowa, kochanie? - żadna rola na świecie nie mogła go powstrzymać od upewnienia się, że czuję się dobrze. Mój poziom komfortu, zawsze był dla niego najważniejszy. Skinęłam głową i wygięłam plecy, oferując to, czego oboje chcieliśmy.
-Dobra dziewczynka- wracając do roli, Justin ustawił sie za mną, w wygodnej pozycji. Poczułam presję jego fiuta przy moim wejściu, po czym wszedł we mnie, powoli się we mnie chowając. Zajęczał z przyjemności. Robiliśmy juz to wiele razy od naszego pierwszego razu, zazwyczaj na jakieś specjalne okazje, więc nie było to już tak bardzo bolesne, jak było na początku. W rzeczywistości, było to naprawdę przyjemne.
Uniosłam się na łokciu i pchnęłam biodra w jego stronę, ale zatrzymał mnie ręką na plecach.
-Spokojnie, kochanie. Nie bądź taka chętna.
Słyszałam uśmieszek w jego głosie, a to, że traktował mnie jak chińską porcelanę zaczynało działać mi na nerwy.
-Zaczniesz mnie w końcu pieprzyć, czy będziemy tu siedzieć cały dzień jak dwa, połączone psy? - Zachichotałam cicho z tego co powiedziałam, ale Justin, nie uznał tego za śmieszne.
Jego ręka mocno spadła na mój pośladek, wydając głośny dźwięk i lekkie uczucie bólu. Gdyby mnie nie trzymał, mogłoby to się skończyć katastrofą, biorąc pod uwagę naszą pozycję.
-To było ostrzeżenie, Isabello. Teraz się nie ruszaj, albo postanowię przestać się z Tobą cackać.
Schowałam twarz w podłokietniku, aby ukryć uśmiech, bo to co powiedział, było gorące jak grzech. Wracając do jego biznesu, Justin rozciągnął moje pośladki, a ja wyobraziłam sobie jego koncentracje wypisaną na twarzy, kiedy próbował nie stracić nad sobą panowania. Trochę sie odsunął, by zaraz wbić się we nie jeszcze głębiej niż wcześniej. Moje i jego jęki zmieszały sie w powietrzu, robiąc tam swoją własną, małą imprezę. Powtórzył kilka razy te ruchy, aż moje mięśnie się rozluźniły i dały mu większe możliwości.
-Cholera, to uczucie jest zajebiste.- był zdyszany i ledwo kontrolował swój głos. Z jedną ręką na moim biodrze i drugą na łechtaczce, przyspieszył tempo. Głębokie pomruki przechadzały się echem po pokoju, a jego ruchy stawały się coraz bardziej natarczywe. Dźwięk uderzającej skóry o skórę czynił naszą orgie jeszcze bardziej podniecającą. Mruczałam i lamentowałam jak wytrawna gwiazda pornosów, a Cooch to wszystko nagrywała.
-Właśnie tak, kochanie- jęknął, znajdując w tym swoją przyjemność.
A ja byłam znów na krawędzi i mimo, że doszłam już raz, po prostu nie mogłam nie uchwycić przysłowiowej marchewki.
-Nie waż się przestawać- powiedziałam, na co Justin ścisnął między palcami moja łechtaczkę, dając mi do zrozumienia, że zbliżał się też jego orgazm.
-Nie przestawaj. Nie przestawaj. Nie pppprzeesstawajjj- zawołałam z kolejnym orgazmem.
Powinnam wiedzieć, że nie zostawiłby mnie. To nie było w stylu Justina Biebera. Nawet nie zdąrzyłam osiągnąć szczytu, kiedy w klatce Justina zaczęło wrzeć i z jego gardła eksplodowało groźne wycie. Jego pchnięcia stały się nierówne, kiedy użył mojego ciała do napełnienia swoją spermą.
Moje ciało, zdrętwiałe i pozbawione energii upadło na kanapę, kiedy natarczywie starałam się złapać oddech. Ścisnęłam każdy mięsień, kiedy poczułam ruchy Justina, bo od razu wiedziała, że chciał ze mnie wyjść, co nie należało do najprzyjemniejszych odczuć. Zrobił to szybko, jak szybko odkleja się plaster i okrył moje ciało swoim, obsypując każdy centymetr mojej szyi słodkimi pocałunkami. Oddechem rozwiewał moje włosy na moją twarz, ale po prostu to zostawiłam, zbyt zmęczona by je poprawić.
-Naprawdę Cię, kurwa kocham, kochanie!- powiedział łapiąc powietrze.- Cieszę się, że nie zrezygnowałem z tej aukcji i nie zostawiłem Cię temu Arabowi. - Zachichotałam, uderzając go w nagie udo, ręką, która zwisała z kanapy.
-Byłaś warta każdego grosza, jakiego wydałem na Ciebie i jeszcze więcej. Wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy, Isabello.
-Tak, Tobie też- udało mi się powiedzieć między oddechami.
Cooch i reszta filmowców dali nam owacje na stojąco. Widziałam to wszystko, to nadawało się na hit na Broadwayu albo co bardziej możliwe, na starą półkę w sex shopie, ale my byliśmy gwiazdami w naszym świecie. I tylko to się liczyło.
-Cięcie! Koniec zdjęć!- krzyknęła Cooch.
_____________________________________________
Ach.....u mnie w życiu jest tak: początki mi nie wychodzą, a gdy zacznę się rozkręcać i pokocham to co robię, to musi się skończyć. Dlatego właśnie takk bardzo nienawidzę zakończeń :c
Chciałam wam podziękować za KAŻDE wyświetlenie, KAŻDY komentarz. To naprawdę dużo znaczyło dla mnie i dla Pauliny. Wiem, że były chwile kiedy nie zachowywałam się wobec was fair, długo nie dodając rozdziału, ale myślę, że podsumowując to wszystko na sam koniec, nasza "współpraca" była owocna. Jesteście niesamowite, tak samo jak to opowiadanie. Cudowne, zapierające dech w piersiach opowiadanie, które wszystkie nas złączyło na kilka miesięcy. Łączyło nas uwielbienie do niego, które jest całkowicie słuszne. Autorka miała niesamowicie dużą wyobraźnie, którą z wielkim talentem spisywała, dając nam wielką frajdę. Jestem niesamowicie dumna, że udało mi się to dociągnąć do końca, bo na tej drodze, było dużo zachwiań. Paulina też bądź dumna, bo byłaś tego wielką częścią, za co też chcę Ci podziękować. To dzięki Tobie to zaczęłyśmy. Jesteś wspaniała :* No i mam nadzieję, że kolejne opowiadanie, równie bardzo wam się spodoba. (szczerze, mam teraz lekkie łzy w oczach bo jak już mówiłam wcześniej nienawidzę zakończeń, a co najgorsze bardzo łatwo się przywiązuje:cc)
No nic...będziemy kończyć naszą zabawę z MDB, która, nie wiem jak u was, ale nigdy nie umrze w moim sercu.
Kocham was!
ASK
@kidrauhl3001